Liga Mistrzów. Arkadiusz Malarz: Wierzę, że nie będziemy chłopcami do bicia

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki
zdjęcie autora artykułu

- Bolało mnie, gdy słyszałem, że jestem w Legii, bo dyrektor sportowy ściągnął swojego kolegę - mówi Arkadiusz Malarz. Do niedawna niedoceniany bramkarz szybko stał się jednym z najpewniejszych punktów drużyny.

WP SportoweFakty: Kiedyś mówił pan o tym, że musi przestawić się z małych klubów na Legię. Tam miał pan cały czas pełno roboty, tu musi być gotowy na jedną interwencję w meczu. Teraz znowu nastąpi zmiana?

Arkadiusz Malarz: Nie, liczę na moich obrońców.

A poważnie?

- Każdy bramkarz lubi, jak ma kilka sytuacji w meczu, nikt nie chce czekać na pierwszy strzał do 60. minuty. Wtedy musisz być podwójnie skoncentrowany i to jest znacznie trudniejsze. Ale naprawdę wierzę w to, że w tych meczach nie będzie jakiegoś wielkiego ostrzału mojej bramki. Na papierze może tak to wglądać, że jesteśmy kopciuszkiem, ale nie wierzę w to, że będziemy chłopcem do bicia.

Z drugiej strony te nazwy robią wrażenie.

- Na każdym robią, oczywiście. Te drużyny występują w tych rozgrywkach co roku. Trochę wyższy poziom, ale patrząc w perspektywie tych spotkań, nie mamy się czego obawiać. Pewnie mają większe możliwości techniczne, piłkarskie. Jeśli będzie nam tego brakowało, musimy nadrobić walką. To było dla was dobre losowanie?

- Nie zastanawiam się nad tym. Trafiła się taka grupa, jaka się trafiła, i nikt z nas chyba lepszego rozwiązania by sobie nie wymarzył. Trzeba się cieszyć i uczyć od najlepszych. A przecież i najlepszego można kopnąć w d...ę. Wszystko w naszych głowach czy nogach. Nie będę ukrywał, że Real chciałem wylosować.

ZOBACZ WIDEO Leśnodorski o Hasim: W Legii nie palimy nikogo na stosie (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Kibicuje im pan?

- Tak. Jestem kibicem telewizyjnym, bo na mecze nie mam kiedy jeździć. Mam ich dobrze rozpracowanych (śmiech - dop. red.). Mamy w domu wojnę, bo żona kibicuje Barcelonie, więc gdy zbliżają się derby, nie rozmawiamy ze sobą. Ale pamiętam, że zaczynamy od meczu z Borussią, na tym musimy się skoncentrować.

Po awansie Legii więcej było narzekania niż euforii.

- Ja patrzę pod kątem drużyny. Wszyscy chcą, żebyśmy pięknie grali, ale na to przyjdzie jeszcze czas. Przez 20 lat polski zespół nie awansował do Ligi Mistrzów, a my to zrobiliśmy, więc my się bardzo z tego cieszymy. Ktoś powie: "Wylosowali kelnerów". Ale szczęściu trzeba pomóc. I też takie drużyny przejść. A takie zespoły grają bez presji, co ugrają, to jest ich. Też stawiali opór. A dla nas najważniejszy był cel.

Już pojawiły się głosy, że Legia powalczy o to, żeby nie zostać najgorsza drużyną w historii Ligi Mistrzów.

- Dla mnie to narzekanie jest dziwne. Na piękną grę przyjdzie czas. Co nam z pięknej gry i kolejnego roku pełnego złudzeń. Nie było pięknej gry, nikt się nie zachwycał, ale zrobiliśmy co musieliśmy.

Dla pana to też chyba specjalny czas. Mówiono, że przyjdzie Artur Boruc, klub ściągnął Radosława Cierzniaka, najlepszego w tym czasie zawodnika w lidze. A jednak przetrwał pan i wygrał rywalizację.

- Ja jestem takim zawodnikiem - pracusiem. Najgorzej bolały mnie opinie, że "dyrektor sportowy ściągnął swojego przyjaciela". A dyrektor sportowy nie wyłoży pół miliona, żeby mieć kolegę przy sobie. Musiałem się obronić na boisku. Dlatego staram się trenować solidnie. Jeśli widzę, że czegoś mi brakuje, zostaję po treningu i ćwiczę dalej. Jestem człowiekiem, który się nie poddaje. Ktoś powie że Malarz się do Legii nie nadaje, to ja nie mogę zrobić nic więcej, niż przekonać go swoją grą do zmiany zdania. Dla mnie liczy się tylko praca. Ludzie wyciągają mi wiek, że mam 36 lat. A ja się czuję bardzo dobrze i nie chcę kończyć kariery. Z roku na rok młodnieję, jestem coraz bardziej zagrzany i czekam na trening z większą niecierpliwością niż kiedykolwiek wcześniej.

Rozmawiał Marek Wawrzynowski

Źródło artykułu: