Szymon Mierzyński: Chelsea zderzyła się ze ścianą, najtrudniejszy moment w erze Romana Abramowicza (komentarz)

PAP/EPA / SEAN DEMPSEY
PAP/EPA / SEAN DEMPSEY

Gdy Chelsea odpadała z Ligi Mistrzów rok temu, sama była sobie winna, płacąc za zbyt zachowawczą taktykę. Minęło dwanaście miesięcy, The Blues znów przyjęli ciężki cios od PSG, lecz ta porażka daje im do myślenia znacznie więcej.

Tuż po losowaniu mistrza Francji uznano za zdecydowanego faworyta, co było trochę dziwne, bo doświadczenie z lat poprzednich kazało traktować londyńczyków z pełną powagą. Jak mało kto bowiem potrafili osiągać wyniki ponad stan i pokonywać przeszkody, z którymi teoretycznie nie mieli prawa sobie poradzić. Tak przecież w 2012 roku wygrali Ligę Mistrzów.

Minęło jednak kilka lat, Chelsea się zmieniła, poza tym określenie "historia lubi się powtarzać" jest tak samo aktualne jak "nic nie zdarza się dwa razy". Heroizm i twardy charakter nie są paliwem, na którym można zwyciężać wiecznie, choć pierwszy pojedynek w Paryżu był nadspodziewanie dobry w wykonaniu ekipy Guusa Hiddinka i gospodarze musieli się mocno namęczyć, by pojechać na Stamford Bridge z minimalną zaliczką.

Rewanż jednak pokazał, że The Blues dotarli do ściany. Przy takim obrazie gry jak w środę ich awans mógł być tylko efektem zbiegu okoliczności bądź łutu szczęścia. Skala dominacji PSG była momentami porażająca. Były oczywiście fragmenty dobrej gry Chelsea i można się zastanawiać jak ułożyłby się mecz, gdyby kontuzji nie doznał znakomicie grający Diego Costa. Sprowadzanie przyczyn porażki do tego nieszczęśliwego zdarzenia byłoby jednak nadmiernym uproszczeniem. Zespół Laurenta Blanca, który w dwóch poprzednich edycjach radził sobie z tym przeciwnikiem z wielkim trudem, tym razem całkowicie go zneutralizował. Nie było to zadanie proste, bo Costa, Eden Hazard, Willian czy Pedro Rodriguez dysponują ogromnym potencjałem. Ich gwiazdy - poza golem tego pierwszego - jednak nie rozbłysły, a duża w tym zasługa znakomicie grającej drugiej linii mistrza Francji.

Odpadnięcie z Ligi Mistrzów otwiera dla Chelsea nowy, chyba najtrudniejszy rozdział w erze Romana Abramowicza. W Premier League The Blues mają dziesięć punktów straty do pierwszej czwórki i gdyby się do niej wdrapali, byłby to cud. Najpewniej więc nie zagrają w nowym sezonie w Champions League. Następca Guusa Hiddinka - bez względu na to czy będzie nim Antonio Conte, czy ktoś inny - będzie miał przed sobą wielkie wyzwanie. Najpewniej straci część gwiazd i czeka go gruntowna przebudowa zespołu.

Jak trudne jest życie bez Ligi Mistrzów przekonał się w ostatnich latach choćby Liverpool, który wciąż wyczekuje powrotu na szczyt. Z największego kryzysu londyńczycy już wyszli, ale latem obudzą się w całkiem nowej rzeczywistości, której na Stamford Bridge nie pamięta niemal nikt z obecnej kadry. Codzienna egzystencja bez adrenaliny, jaką dają wtorkowe i środowe wieczory nie będzie już taka sama.

Poza przebudową Chelsea czeka też inne, równie trudne zadanie - poszukiwanie nowych osobowości. Didier Drogba, Frank Lampard, Petr Cech, John Terry - ci piłkarze stanowili o tożsamości drużyny, podrywali ją w trudnych momentach i sprawiali, że wspinała się na wyżyny dokonując rzeczy niemożliwych. Czas jest jednak nieubłagany. Trzech pierwszych już w klubie nie ma, a kontuzjowany Terry obserwował środowy mecz z trybun i z wielkim smutkiem patrzył na poczynania kolegów, którzy choć nie brakowało im ambicji, pewnego pułapu już nie byli w stanie przeskoczyć. Teraz nadchodzi okres, w którym odzyskanie blasku będzie najtrudniejsze od lat.

Szymon Mierzyński

Poznaj więcej opinii autora ->

Zobacz wideo: Hit Ligi Mistrzów w cieniu skandalu. "To pomysł okropny i kompletnie nieprzemyślany"

Źródło: Press Focus/x-news

Komentarze (0)