- Nie pamiętam wielkiego futbolu. Urodziłem się w 1988 roku, dwa lata po tym, jak Węgrzy grali w dużym turnieju. O tamtych czasach dowiadywałem się od ojca - mówi nam Gergo Lovrencsics.
Pomocnik Lecha Poznań i reprezentacji Węgier wierzy w swój zespół, który wydaje się jednym ze słabszych w zestawie.
- Jest szansa, ale musi być zaangażowanie 150 procent. To w sumie niezłe losowanie. Oni mają bardzo dobrych piłkarzy. Kilku gra w Bundeslidze plus ten młody Odegaard z Realu. Z kolei nasi zawodnicy nie grają w najlepszych ligach, ale gramy jako drużyna. I to nasza szansa. Jeśli będziemy kontrolowali przebieg meczu i strzelimy w Norwegii gola, u siebie ich ogramy - mówi piłkarz.
Węgrzy mają zupełnie nowy zespół. Były reprezentant Pal Dardai wprowadził nową jakość, ale z czasem ustąpił, bo musiał wybrać czy prowadzić kadrę, czy Herthę Berlin. Zdecydował się na pracę w Berlinie. Zastąpił go Bernd Stock, dotychczas dyrektor sportowy federacji.
Piłkarze byli blisko awansu, ale pod koniec kwalifikacji zrobili wszystko żeby nie wejść do turnieju bezpośrednio. W 8. kolejce prowadzili na wyjeździe z Irlandią Północną, lecz w 93. minucie rywale wyrównali. W ostatniej 10. kolejce prowadzili z grającą o honor Grecją 3:2, ale rywale w 10 minut strzelili 2 bramki. Węgrzy mieli jeszcze szansę na bezpośredni awans z 3. miejsca, gdyby Turcy w grupie A zremisowali z Islandią...
- Oglądałem to w domu w Poznaniu i gdy Turek dostał czerwoną kartkę krzyknąłem tylko: "Tak, mamy to!" A potem oni strzelili bramkę i tylko machnąłem ręką. Dwa strzały mieli i jeden trafili... - rozkłada ręce zawodnik poznańskiego Lecha.
Mecz Norwegia - Węgry dziś o 20.45
[b]Marek Wawrzynowski z Poznania
Największym problemem w szkoleniu młodych piłkarzy są rodzice?
[/b]