W środowy wieczór FC Barcelona podejmie Bayern Monachium w pierwszym spotkaniu półfinałowym Ligi Mistrzów. Na Camp Nou wystąpić ma Robert Lewandowski, mimo poważnego urazu twarzy, jakiego doznał w spotkaniu DFB-Pokal z Borussią Dortmund. Polski napastnik ma pękniętą górną szczękę (mówiono także o złamaniu nosa i wstrząśnieniu mózgu, ale te informacje zdementował w niedzielę menedżer zawodnika Cezary Kucharski).
"Lewy" wystąpi w środę w specjalnej masce. Przed nim takie osłony zakładało już wielu piłkarzy, w tym z Polski. Jednym z nich jest Rafał Grodzicki, który wiosną 2012 r. potrzebował ochrony twarzy po złamaniu nosa. Dwukrotnym.
[ad=rectangle]
Jak Niedzielan i Demichelis
- Pierwszy raz do złamania doszło w końcówce meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Byliśmy w takiej fazie rozgrywek (Ruch walczył wówczas o mistrzostwo - przyp. red.), że nie chciałem opuścić żadnego spotkania. Padł pomysł z maską. Trzy lata temu było o nią ciężko, ale z pomocą wyszedł Andrzej Niedzielan - rozpoczyna rozmowę z naszym serwisem Rafał Grodzicki, który ponownie (po przerwie na występy w Śląsku Wrocław) broni barw klubu z Cichej.
Wspomniany Niedzielan w 2010 r. doznał pęknięcia kości policzkowej. Załatwił w Niemczech maskę. Identyczną, jaką zakładał Martin Demichelis (Argentyńczyk grający wówczas w Bayernie miał złamane trzy kości twarzy).
Grodzicki pożyczył od Niedzielana maskę, choć przecież borykał się z nieco innym urazem. - Andrzej miał ją zrobioną pod kość policzkową, a ja pod nos. Były lekkie udogodnienia, ale maska nadawała się idealnie. Choć wytrzymałem w niej najpierw tylko półtora meczu - cały z Wisłą, w którym strzeliłem zwycięską bramkę z rzutu karnego, i pół następnego. Ściągnąłem ją, bo nie gra się w masce łatwo - wspomina.
Maska "przyciągała" uderzenia
Zapytaliśmy go więc, co mu najbardziej przeszkadzało. - Maska była w kolorze czarnym, to mnie rozpraszało podczas gry. Były problemy z główkowaniem. Osłona nachodziła mi na czoło, a wtedy piłka odbijała się inaczej. Poza tym - mniejsza widoczność po bokach, bo mimo wszystko te otwory nie były idealnie wycięte - wylicza Grodzicki.
Swoją funkcję maska jednak spełniała. Gdyby nie ona, nos z pewnością by ucierpiał. - Po złamaniu śmiałem się, że uderzenia mnie "szukały". W przeciągu tygodnia maska potrafiła mi trzy razy uratować nos od kolejnych złamań. Trafiała mnie jak nie piłka, to łokieć przeciwnika, jak nie łokieć, to nadgarstek. Maska naprawdę pomaga. Uderzenie jest odczuwalne, ale konstrukcja chroni kości - podkreśla.
Nos "Grodka" się zrastał. Piłkarz zrezygnował z maski, ale podczas finału Pucharu Polski - w Kielcach - z Legią Warszawa (0:3) ponownie doszło do nieszczęścia. Tym razem po starciu z Danijelem Ljuboją. Choć chorzowski obrońca widzi w tym jeden pozytyw. - Byłem na koniec sezonu umówiony na wyprostowanie nosa. Ljuboja uderzył mnie z drugiej strony i... okazało się, że już nie muszę niczego prostować - uśmiecha się. W końcówce sezonu ligowego na kilka spotkań musiał się za to przeprosić z niezbyt lubianą osłoną.
Dopasują mu ją idealnie
Obrońcy Ruchu nie grało się w masce komfortowo. Grodzicki podkreśla jednak, że w przypadku Roberta Lewandowskiego będzie zupełnie inaczej. - Będzie mieć maskę tak dopasowaną, że w niczym mu ona nie przeszkodzi. Wielu zawodników w tym gra, i to gra dobrze. W ostatnich latach postęp w tej dziedzinie jest straszny. Myślę, że Lewandowski nawet nie będzie odczuwał, że ją ma na sobie - twierdzi Rafał Grodzicki.
A do tego ta stawka... - Pamiętajmy, że to półfinał Ligi Mistrzów. Będąc na jego miejscu, chciałbym zagrać. Nawet gdybym tydzień wcześniej doznał wstrząśnienia mózgu - dodaje nasz rozmówca.
Przy okazji dowiedzieliśmy się, jak rozkładają się sympatie w szatni chorzowskiego Ruchu przed środowym półfinałem Barcelona - Bayern. - Większość z nas będzie za Barceloną. Jest w tym sezonie niesamowita, Messi również - kończy Rafał Grodzicki.