W Bytomiu się nie da zarobić, ale można się wypromować - rozmowa z Markiem Motyką, trenerem Polonii Bytom

- W Bytomiu się nie da zarobić, ale można się wypromować - taką sentencję zwykł powtarzać swoim piłkarzom Motyka. Niebiesko-czerwoni faktycznie jesienią się wypromowali i na kilku z nich parol zagięły bogatsze kluby. To jednak nie martwi 50-letniego trenera.

21 punktów, tego nie spodziewał się chyba nikt…

- Ja przez całą rundę powtarzałem, że dopiero w przerwie zimowej przyjdzie czas na oceny i podsumowania. Jest oczywiście mały niedosyt, bo kilka punktów straciliśmy w głupi sposób na własne życzenie. Ale gdyby ktoś na początku sezonu nam powiedział, że w grudniu będziemy mieć 21 punktów, to wziąłbym taki rezultat w ciemno. Śmiało można więc powiedzieć, że jesteśmy takim wynikiem usatysfakcjonowani. Ta runda pokazała, że w zespole drzemią bardzo duże możliwości. Gdyby udało się utrzymać stan osobowy z rundy jesiennej i dodać do tego jakieś trzy wzmocnienia, to cel - jakim jest utrzymanie zespołu - na pewno udałoby nam się zrealizować. Niestety wiem już, że zainteresowanie naszymi piłkarzami jest spore i będzie trudno tą kadrę utrzymać w Bytomiu.

Ze stylu, w jakim grała Polonia, też jest Pan zadowolony?

- Nasze jesienne mecze oglądało wiele osób ze światka piłkarskiego i prawie wszyscy podkreślali, że styl gry Polonii jest bardzo przyjemny dla widzów. Graliśmy bardzo ofensywny futbol z walką do końcowego gwizdka mimo, że w tych końcówkach uciekło nam kilka ważnych punktów. Strzelaliśmy sporo bramek, ale moją osobistą porażką jest ilość bramek straconych przez mój zespół. I tu nie chodzi tylko o bramkarza i obronę, ale o postawę w defensywie całej drużyny. Nad tym elementem gry na pewno będziemy jeszcze mocno pracować. Jesień pokazała, że Polonia jest drużyną, która potrafi nawiązać walkę z silniejszymi drużynami, jak chociażby GKS Bełchatów, Lech Poznań czy Legia Warszawa. To jest na pewno budujące, bo jeśli porównywać finanse, wówczas jesteśmy za nimi bardzo daleko.

Być może niektórzy z piłkarzy grali za dobrze w Polonii i teraz, mając propozycje z innych klubów, zdecydują się na wyjazd z Bytomia…

- Oni zrozumieli, że w Bytomiu się nie da zarobić, ale na pewno można się wypromować. Udało się ich przekonać, że jeśli będą grali ambitnie, to wzbudzą zainteresowanie swoimi osobami i tak się rzeczywiście stało. Przed sezonem kilku piłkarzy było kompletnie "anonimowych", a dziś są na ustach menadżerów z Polski i zagranicy. Ja się temu zainteresowaniu wcale nie dziwię, bo ci chłopcy po prostu na to zasłużyli swoją skromnością i pracowitością. Zresztą proszę popatrzeć na podsumowanie rundy według Przeglądu Sportowego: Polonia to najatrakcyjniejszy zespół, bo w meczach z naszym udziałem pada najwięcej bramek. Ani razu w tej rundzie nie mieliśmy wyniku 0:0!

Punkt to zawsze punkt, ale czy któraś wygrana Pana w szczególny sposób ucieszyła lub któraś porażka szczególnie mocno zabolała?

- Na pewno zabolała mnie porażka z Ruchem Chorzów, bo akurat wtedy graliśmy bardzo dobrze i przegraliśmy mecz tylko i wyłącznie na własne życzenie. Równie mocno przeżyłem także mecz z Piastem Gliwice w Wodzisławiu, bo tam kontrolowaliśmy spotkanie, stworzyliśmy sobie 2-3 stuprocentowe sytuacje, a ostatecznie przegraliśmy 0:1. Jednak najbardziej w pamięci zapadło mi spotkanie z ŁKS. Dwukrotnie obejmowaliśmy w nim prowadzenie, do przerwy wszystko układało się po naszej myśli. Później plany pokrzyżowała nam pogoda i przegraliśmy 2:3. Strata punktów właśnie z Piastem i ŁKS boli najbardziej, bo to były mecze o tzw. "6 punktów", czyli z bezpośrednimi rywalami w walce o utrzymanie. W takich spotkaniach po prostu nie można tak tracić punktów.

Dla trenera klubowego to chyba spora nobilitacja i powód do dumy, gdy podopieczni są powoływani do reprezentacji kraju. Tym bardziej, że dla Polonii to pierwsi kadrowicze od ponad 30 lat!?

- Faktycznie bardzo ucieszyły mnie powołania dla Marcina Komorowskiego i Michała Zielińskiego, ale nie tylko. Również to, że trener Ulatowski bardzo często bywał na naszych meczach i rozmawiał ze mną. I to nie tylko na temat Komorowskiego i Zielińskiego, ale także o Mariuszu Przybylskim i Rafale Grzybie. Okazuje się, że trener Beenhakker nie szuka piłkarzy tylko w tych najmocniejszych finansowo klubach, ale także w tych mniej zasobnych. Powołania dostają więc ci, którzy na nie zasługują. Może akurat Zieliński nie miał udanej rundy, ale w kilku meczach pokazał, że drzemią w nim spore możliwości. Myślę, że dzięki powołaniu Michał się wiosną przebudzi.

Jeśli mowa o wzmocnieniach zespołu, to już kilkakrotnie wspominał Pan, że priorytetem będzie ściągnięcie lewego pomocnika i napastnika, a w dalszej kolejności stopera i bramkarza. Czy coś się w tej kwestii zmieniło?

- Powtarzałem piłkarzom, że jeśli utrzymają pozycję w środku tabeli, to będę optował za tym, by klub opuściła jak najmniejsza liczba zawodników. I tak się rzeczywiście stało, bo zadecydowałem, że pożegnamy się z 2-3 piłkarzami. No chyba, że jeszcze któryś z piłkarzy zostanie nam wykupiony. Faktycznie mówiłem, że interesuje nas napastnik i lewy pomocnik oraz stoper, ale mowa jest tylko o stoperze z najwyższej półki, bo inny nam potrzebny nie jest. Obecnie mamy czterech stoperów i jeśli nikt ciekawy się nie pojawi na rynku transferowym, to wspomniana czwórka powinna występować w Polonii także wiosną. Natomiast jeśli faktycznie odejdzie od nas Michal Pesković, to będziemy zmuszeni rozglądać się za bramkarzem. Jesteśmy już po przeglądzie bramkarzy-kandydatów, którzy potwierdzili swoje możliwości i jeśli zajdzie potrzeba, to jeden z nich zajmie miejsce Peskovicia.

Prasa donosiła również, że Polonia była zainteresowana osobą Damiana Seweryna, ale on wybrał akurat ofertę Piasta. Do wzięcia są za to inni, równie dobrze znani Panu piłkarze, jak chociażby Tomasz Prasnal czy Mateusz Sławik. Istnieje możliwość, że wykorzysta Pan te stare znajomości?

- Powiem szczerze, że o rzekomym zainteresowaniu osobą Damiana Seweryna dowiedziałem się z prasy i nie wiem skąd się wzięła taka informacja, bo nie miała ona wiele wspólnego z prawdą. Natomiast jeśli chodzi o Prasnala i Sławika, to przyznam, że nie braliśmy tych nazwisk pod uwagę.

W swojej dotychczasowej pracy trenerskiej zawsze udawało się Panu nawiązywać dobre kontakty z kibicami. Bytom i tutejsi fani, chyba także przypadli Panu do gustu?

- Ja jestem zdania, że piłka nożna jest przede wszystkim dla kibiców. Gdy byłem trenerem Górnika Zabrze czy Polonii Warszawa kilkakrotnie byliśmy zmuszeni grać bez udziału publiczności. Wtedy piłkarze przekonali się na własnej skórze, co znaczy wsparcie kibiców oraz jego brak. To co pokazali kibice Polonii przy okazji meczu z Legią Warszawa przeszło najśmielsze oczekiwania i po meczu wielu znajomych z Warszawy gratulowało mi takich fanów. Nie jest łatwo w tak wspaniały sposób zorganizować oprawę w klubie ze skromnym budżetem. Kibice byli z nami przez całą rundę mimo kilku wpadek, jakimi były przecież porażki na własnym stadionie. Byli wtedy bardzo wyrozumiali, często żegnając nas oklaskami i słowem otuchy. My chcieliśmy zmazać te plamy wygranymi na wyjazdach i to nam się akurat udało. W Gdyni, czyli w mieście naszych przyjaciół, zrobiliśmy naszym kibicom niespodziankę i mogli chodzić po mieście z podniesioną głową. Kapitał w Polonii jest ogromny, jedynie trzeba by jeszcze tym ludziom stworzyć warunki do oglądania meczów. Jedna trybuna to za mało i trzeba by pomyśleć o kolejnych miejscach, bo fani na pewno odwdzięczą się jeszcze większym dopingiem.

Grudzień, to dla piłkarzy miesiąc odpoczynku. A dla Pana?

- A ja jestem cały czas pod parą. Sporządziłem plan treningów na okres przygotowawczy, rozglądam się na rynku transferowym i jestem w stałym kontakcie z naszymi działaczami. Poza tym jeżdżę na różne kursy, konferencje czy spotkania opłatkowe. Ale po raz pierwszy zdążyło mi się w pracy trenerskiej, że spotkałem się z takimi wyrazami sympatii i wysłuchałem tylu pochwał na temat pracy i osiąganych wyników. Dzięki temu ja i moi zawodnicy mamy okazję, by w jeszcze lepszej atmosferze przeżywać święta Bożego Narodzenia i cieszyć się z urlopów.

Komentarze (0)