Mirosław Smyła: To nie jest tak, że czujemy się mocni, bo nazywamy się Zagłębie Sosnowiec

Sosnowiczanie zremisowali z byłym liderem II ligi. Trener Smyła przeanalizował przebieg pojedynku, mając świadomość, że jego zespół ma jeszcze dużą rezerwę w swojej grze.

Spotkanie z MKS-em Kluczbork było dla sosnowieckich piłkarzy wymagające, musieli oni wznieść się na wyżyny umiejętności, by zawalczyć o zwycięstwo na boisku rywala. - Z mozołem trzeba zdobywać punkty, dopisywać je w tabeli. Na pewno w meczu trzeba było maksymalnie pracować, żeby cokolwiek zdobyć, bo zespół MKS-u nie przypadkowo zajmował miejsce lidera - zauważył Mirosław Smyła.

Podopieczni Smyły nie mogą jednak zaliczyć pojedynku w Kluczborku do udanych, przez całe spotkanie oddali oni bowiem tylko jeden celny strzał, a ich postawa po raz kolejny odbiegała od tej, jakiej się od nich oczekuje. - To nie jest tak, że my nic nie wiemy o przeciwniku, czy czujemy się mocni, bo nazywamy się Zagłębie Sosnowiec, nie. Przyjechaliśmy do Kluczborka z szacunkiem, chcieliśmy coś ustrzelić - wyjaśnił szkoleniowiec.
[ad=rectangle]
Mimo że piłkarze Zagłębia Sosnowiec dobrze rozpoczęli pojedynek, to sił wystarczyło im jedynie do pewnego momentu, potem inicjatywę przejęli bowiem gospodarze, którzy byli bliscy otwarcia wyniku. - Przez pierwsze 20 minut wydawało się, że możemy zdominować ten mecz. Te minuty były dobre w naszym wykonaniu do momentu stuprocentowej sytuacji rywali (strzał Piotra Burskiego Wojciech Fabisiak wybił ponad poprzeczkę w 24. minucie - wyj. red.). Strzał pięknie obroniony przez Fabisiaka i to był sygnał dla drużyny gospodarzy, że mogą to spotkanie wygrać. Do końca pierwszej połowy mieli jeszcze jedną sytuację po błędzie Farkasa - przechodzi piłka, źle się zachował jako boczny obrońca i, na szczęście, niecelny strzał - zanalizował przebieg pierwszej części pojedynku.

Gospodarze przeważali na murawie również po przerwie, lecz ich próby zdobycia bramki spełzły na niczym. Gola na wagę zwycięstwa Zagłębia w doliczonym czasie gry mógł zdobyć Marcin Sierczyński, który uciekł kryjącemu go rywalowi i oddał strzał z prawej strony pola karnego, ale trafił w słupek.
 
[i]

- W drugiej połowie widać było, że gospodarze dalej chcą grać swoje, my natomiast w podświadomości mieliśmy, aby nie stracić bramki, aby przynajmniej punkt wywieźć z tego boiska. I tak się ta druga połowa odbywała. Próbowaliśmy się odgryźć, gdzieś stworzyliśmy fajną akcję jedną, drugą. Zbyt dużo szczęścia byłoby, gdyby strzał Sierczyńskiego wpadł do siatki, a nie trafił w słupek, więc my mamy świadomość, że ten punkt jest zdobyty - czy uczciwie? Uczciwie, bo chłopcy pracowali, zdobyli punkt i nie udało się przeciwnikowi strzelić nam bramki -[/i] powiedział Mirosław Smyła.

W następnej kolejce sosnowiczanie zmierzą się ze Zniczem Pruszków, zespół ten podejmą w czwartek 30 października. Choć do tego pojedynku pozostało niewiele czasu, to Zagłębiacy muszą udoskonalić wiele aspektów swojej gry, jeśli chcą zrealizować stawiany przed nimi cel, czyli zdobycie trzech punktów. - Dużo przemyśleń, spostrzeżeń, jak dużo jest pracy przed nami, żeby zespół grał po prostu lepiej, aby większą przyjemność sprawiało nam granie. Nie przez 20 minut, ale przez większość meczu z tak trudnymi przeciwnikami - zaznaczył.

Komentarze (0)