Poziom 112. szlagierowej batalii pomiędzy Górnikiem Zabrze a Legią Warszawa mógł rozczarować. Obie drużyny zaprezentowały formę daleką od optymalnej, ale nie przeszkodziło to stołecznej ekipie sięgnąć po arcyważne w kontekście walki o mistrzowską koronę trzy punkty.
Ojcem pierwszego od 5,5 roku przerwy zwycięstwa Wojskowych przy Roosevelta był Miroslav Radović. Serb z polskim paszportem w drugiej połowie strzelił dwie bramki, które ostatecznie przesądziły o losach spotkania. - Zagraliśmy dużo lepszy mecz niż z Koroną i nie było momentu wątpliwości, czy ten mecz wygramy - uśmiecha się doświadczony pomocnik.
Stołeczna drużyna cały czas uczy się stylu, jaki próbuje jej wpoić nowy szkoleniowiec Henning Berg. - Musimy wpoić sobie zadania taktyczne, które nakreśla nam trener. Na wszystko potrzeba czasu, więc nie jest to zadanie łatwe. Wydaje mi się, że zrobiliśmy krok do przodu. Po dwóch meczach mamy sześć punktów, a w następnym meczu z Jagą postaramy się kolejne trzy na swoje konto dopisać - zapewnia 30-latek.
Jesienią rachunki obu drużyn były wyrównane. W lidze przy Łazienkowskiej górą była Legia (2:1), ale na finiszu rozgrywek w 1/16 finału Pucharu Polski pewnie wygrali zabrzanie (3:1). - Stadion w Zabrzu to dla nas bardzo trudny teren. Ostatni raz wygraliśmy na Górniku w 2008 roku, więc minęło sporo czasu. Tak się złożyło, że wtedy akurat też strzeliłem bramkę. Cieszę się, że pomogłem drużynie się przełamać - przyznaje "Rado".
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
Serbski pomocnik w tym sezonie strzelił już dla mistrza Polski osiem bramek. - Pewnie byłoby ich więcej, gdyby nie kontuzja, która mi się przytrafiła jesienią. Dziś mam już to za sobą. Czuję się dobrze i w każdym meczu będę szukał swojej szansy, żeby znów do siatki trafić. Jestem w gazie i postaram się to wykorzystać - puentuje gracz drużyny z Łazienkowskiej.