21-latek z Pasów znalazł się wśród wybrańców selekcjonera reprezentacji U-21 Marcina Dorny na wrześniowe mecze ze Szwecją i Portugalią. Na powołanie zasłużył dobrą grą w T-Mobile Ekstraklasie. Wszystkie pięć dotychczasowych spotkań rozpoczynał w wyjściowym składzie Cracovii. To tylko o dwa mniej niż w całym minionym sezonie w I lidze.
- W zeszłym sezonie miałem udane tylko przygotowania i początek rozgrywek. Potem zostałem etatowym rezerwowym i w I lidze nie pokazałem swojej wartości. Teraz przyszedł ten moment, w którym poukładałem sobie pewne sprawy w głowie. Dzięki temu lepiej czuję się na boisku i inaczej funkcjonuję - mówi Steblecki.
O jego powołaniu do młodzieżowej kadry wspominano już od pewnego czasu. - Nie skupiałem się na tym. To od dziennikarzy wypływało to, że może trafię do U-21, ale nie skupiałem się na tym, tylko skupiałem się na tym, by w każdym treningu i meczu udowadniać, że jestem w formie i dobrze się czuje - mówi pomocnik Cracovii.
(Kiedy rozmawiamy, Krzysztof Danielewicz staje obok Stebleckiego i z dłonią na sercu imituje zachowanie reprezentanta Polski podczas słuchania hymnu przed meczem, a Krzysztof Pilarz nuci Mazurek Dąbrowskiego)
- Cieszę się, że koledzy z drużyny doceniają to w jakiś sposób tymi żarcikami. Cieszą się razem ze mną - uśmiecha się Steblecki.
Długo nic nie zapowiadało tego, że 21-latek może kiedykolwiek grać w I zespole Cracovii, o wyróżnieniach w postaci powołań do reprezentacji nie wspominając.
- Moja droga do miejsca, w którym teraz jestem, była dosyć kręta. Jeszcze w juniorach starszych występowałem w drugiej drużynie i tak naprawdę nie grałem na tym najwyższym poziomie w Małopolsce. Byłem w hierarchii trzydziestym, czterdziestym juniorem... Trenowałem z boku i nie zanosiło się na to, żebym mógł myśleć chociaż o debiucie w ekstraklasie i zaistnieć w jakikolwiek sposób w profesjonalnej piłce. Nie spodziewałem się tego i tak samo nie spodziewałem się, że mógłbym dostać zaproszenie do kadry młodzieżowej. Nie byłem jednak obrażony na tę sytuację, tylko starałem się pracować tak, żeby przyniosło to efekty - opowiada.
Jego kariera nabrała tempa przez absolutny przypadek, gdy w sierpniu 2011 roku znalazł się na treningu I zespołu Cracovii, mając na koncie ledwie trzy występy w Młodej Ekstraklasie.
- Była taka sytuacja, że brakowało zawodnika do gierki na treningu, a że trener Szatałow nie za bardzo kojarzył zawodników z Młodej Ekstraklasy, kazał wskazać kogoś z linii pomocy drugiego zespołu, żeby przyszedł na tego ostatniego do treningu. Trening mi wyszedł (śmiech) i zostałem na dłużej. Później długo czekałem na swoją szansę i dopiero trener Tomasz Kafarski postawił na mnie pod koniec sezonu, w którym spadliśmy z ekstraklasy - wspomina "Stebel".