Potrzebuję trochę czasu, żeby ochłonąć - rozmowa z Kazimierzem Moskalem, byłym trenerem Termaliki Bruk-Bet Nieciecza

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

- Brak awansu jest moją porażką - mówi w rozmowie ze SportoweFakty.pl były trener Termaliki Bruk-Bet Nieciecza, [tag=18311]Kazimierz Moskal[/tag].

46-letniego szkoleniowca złapaliśmy w drodze do Krakowa z Niecieczy, gdzie w środę dowiedział, że jego wygasający kontrakt z Termaliką nie zostanie przedłużony.

Maciej Kmita: To decyzja obu stron? Kazimierz Moskal: - Pani prezes mi to po prostu zakomunikowała. Wcześniej już mi zadawano pytania o to, co dalej, ale nie byłem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Gdybym dostał taką propozycję, to musiałbym się przez kilka dni nad nią zastanowić. Natomiast pani prezes zaoszczędziła mi "problemu" i zakomunikowała mi, że nie przedłuży mojej umowy. Tu już nie ma nad czym dyskutować.

Decyzja pani prezes była podyktowana brakiem awansu czy były inne zastrzeżenia do Pana pracy? - Zapytałem panią prezes o powód nieprzedłużenia umowy i pani prezes odpowiedziała, że tak - chodzi o niewykonanie zadanie. Gdybyśmy awansowali, to usiedlibyśmy do rozmów o nowym kontrakcie.

- Jest Pan zaskoczony takim obrotem sprawy? O braku awansu zadecydowały dwie ostatnie kolejki, a w praktyce nieprawdopodobny finał meczu z Olimpią Grudziądz, kiedy bramkarz rywali strzelił wyrównującego gola.

- Mecz z Olimpią był bardzo nieszczęśliwy. Do Świnoujścia pojechaliśmy po wygraną, prowadziliśmy, ale po stracie pierwszej bramki nie potrafiliśmy się pozbierać. Przez te dwa spotkania obraz naszej pracy przez cały sezon jest zamazany, bo przed rozpoczęciem sezonu sytuacja była taka, że pół drużyny odeszło i budowaliśmy ją na nowo. Gdyby finał sezonu był inny, to odbiór naszej pracy też byłby inny. Oczywiście - nie awansowaliśmy. To jest dla mnie duża porażka, że przez cały sezon byliśmy na miejscu premiowanym awansem, by w ostatniej kolejce wypaść z "dwójki". To jest dla mnie porażka. Czy decyzja pani prezes była dla mnie zaskoczeniem? Jeśli coś nie zależy ode mnie, to nigdy się nie zastanawiam nad tym, co się może stać. Decyzja należała do właścicieli. Mój kontrakt kończył się 30 czerwca i to było ich prawo, czy go przedłużą, czy nie. Bardziej niż to martwi mnie brak awansu i okoliczności tego wszystkiego. Tam jest moja głowa i potrzebuję trochę czasu, żeby ochłonąć.

Pan i Termalica to najwięksi przegrani sezonu czy najwięksi pechowcy?

- Brak awansu jest moją porażką. Natomiast biorąc pod uwagę te okoliczności, czyli bycie już jedną nogą w ekstraklasie - mam tu na myśli mecz z Olimpią - to jesteśmy pechowcami. Mimo wszystko jednak jest to porażka, a nie pech.

Termalica zostaje w I lidze, ale pozytywem Pana pracy w Niecieczy jest to, że w ciągu 12 miesięcy zbudował Pan zespół niemal od zera. Na brak ofert z innych klubów nie będzie Pan musiał narzekać. - Ale żałuję, że przez dwa ostatnie mecze cały obraz może być zniekształcony. A co do ofert. Na razie podchodzę do wszystkiego bardzo ostrożnie. Widziałem już, że jestem kandydatem do Miedzi Legnica. Absolutnie temu zaprzeczam. Nikt z Miedzi i nikt z innych klubów ze mną nie rozmawiał.

Termalica była gotowa na awans? Nie chodzi o organizację, o infrastrukturę, a o zespół.

- Kurczę, też się nad tym zastanawiam. Czegoś nam zabrakło. W trudnych momentach brakowało odporności. Może mentalnie czegoś nam brakowało. Piłkarsko ten zespół stać było na grę w ekstraklasie.

Termalica chciała awansować? Zawodnicy zapewniają, że nie było mowy o odpuszczaniu.

- Nie dostrzegałem żadnych sygnałów tego, że ktoś mógłby odpuścić awans. Nie widzę też żadnych powodów, dla którego ktoś mógł odpuścić awans, czy to prezesi, czy to trenerzy, czy piłkarze. Przecież dla każdego wpis awansu do CV to tylko plus. Po meczu w Świnoujściu było wielkie przygnębienie. Uciekło nam coś, co już mieliśmy w rękach. Gdyby nie gol bramkarza Olimpii, bylibyśmy w ekstraklasie. To się dało wyreżyserować?

Przed meczem ostatnie kolejki PZPN poinformował, że Termalica w I instancji nie dostała licencji na grę w ekstraklasie. To na pewno nie pozostałoby bez wpływu na Pana zespół przed wyprawą do Świnoujścia. - Wiele o tym rozmawialiśmy. Myślę, że moment ogłoszenia decyzji komisji licencyjnej był bardzo niefortunny. Czy to miało wpływ? Myślę, że nie przed meczem, a w czasie samego spotkania. Kiedy Flota strzeliła nam na 1:1, to myślę, że pojawiła się taka myśl: "A, i tak byśmy nie dostali licencji". Termin ogłoszenia tych decyzji był bardzo niefortunny.

Jest coś, co zrobiłby Pan inaczej? Chociaż gdyby nie gol bramkarza Olimpii, tego pytania pewnie w ogóle bym nie zadał. - Zawsze po meczu wszystko analizuję: czy mogłem inaczej zestawić skład wyjściowy, czy mogłem zrobić inne zmiany, czy może powinniśmy stanąć całą drużyną w "16", czego nie chcieliśmy robić, tylko chcieliśmy grać w piłkę. Nie uważam, że jestem nieomylny. Każdy popełnia błędy i ja też, ale roboty, którą wspólnie z innymi trenerami wykonaliśmy w Niecieczy, nie musimy się wstydzić. Żal tylko tego, że nie udało się awansować. Jedną rzecz zrobiłbym na pewno inaczej, ale i tak nie wiem, czy to miałoby znaczenie.

Co Pan na myśli?

- Chodzi mi o jedną decyzję personalną w jednym konkretnym meczu, przy której postąpiłem wbrew sobie. To nie jest zbyt istotne. I tak teraz tego nie sprawdzimy. Zawsze gdy kończy się mecz, ja już mam w głowie koncepcję na kolejne spotkanie i przed jednym meczem w ostatniej chwili wycofałem się ze swojej koncepcji. Zrobiłem inaczej i instynkt mnie chyba zawiódł.

Cracovia i Zawisza zasłużenie awansowały do ekstraklasy? - Nie ma dyskusji: jeśli te zespoły zdobyły w ciągu sezonu najwięcej punktów, to znaczy, że awans im się należał. Uważam jednak, że Termalika nie grała gorszej piłki.

W zeszłym sezonie pracował Pan w Wiśle w ekstraklasie. Jak wypada porównanie ekstraklasy z I ligą?

- Są w I lidze zespoły, które nie muszą się wstydzić swojej gry. Termalica może nie zawojowałaby ekstraklasy, ale poradziłaby w niej sobie. W ekstraklasie też są zespoły, które nie prezentują oszałamiającego poziomu.

Źródło artykułu: