Interesuje się mna jeden z mocniejszch klubów OE - rozmowa z Łukaszem Grzeszczykiem, piłkarzem Znicza Pruszków

W rundzie jesienniej ubiegłego roku zaskoczyli wszystkich. Potrafili wygrać ze chociażby Polonią Warszawa, walczyli jak równy z równym z gdyńską Arką. Byli rewelacją. Razem z Bartoszem Wiśniewskim i Robertem Lewandowskim liderem pruszkowian był zaledwie 20-letni Łukasz Grzeszczyk. - Jeden z mocniejszych klubów Orange Ekstraklasy obserwuje mnie od dłuższego czasu, ale nie chce robić rozgłosu, żeby nie rosła cena - zdradza w rozmowie ze Sportowymi Faktami.

Sebastian Staszewski: Jak się żyje w Pruszkowie?

Łukasz Grzeszczyk: Na razie niema na co narzekać. Wyniki są dobre, gram sporo. Perspektywy na przyszłość nie są zbyt wielkie, ale wszystko idzie w dobrym kierunku.

Pruszków jest ciekawszym miastem niż "naftowy" Płock?

- Tu jest o niebo lepsza atmosfera.

Gdy przychodziłeś do Wisły media kreowały cię na następcę Ireneusza Jelenia, który odchodził do Auxerre.

- Ja jestem całkiem innym typem zawodnika niż Jeleń. Gram w środku pola, jestem rozgrywającym a w Płocku gazety wykreowały mnie na napastnika.

Jak wygląda sprawa twojego kontraktu? Jesteś z Płocka wypożyczony?

- Wciąż jestem na wypożyczeniu. Prowadzone są rozmowy na temat mojego przejścia do Pruszkowa, ale to wszystko zależy od tego, jaką kwotę zażyczy sobie Płock. Rozmowy były już pół roku temu, ale wtedy Wisła się nie zgodziła. W czerwcu mają być wznowione.

Różnica między Wisłą a Zniczem jest duża?

- W Płocku poziom jest wyższy, grają tam bardziej znani zawodnicy. Ale u nas każdy chce osiągnąć sukces, bo drużyna jest bardzo młoda. Nie ma czegoś takiego, że ktoś na ciebie krzywo patrzy, bo jest bardziej ograny i się wywyższa. I to jest dobre.

Jak oceniasz grę Znicza w rundzie jesiennej? Byliście rewelacją rozgrywek.

- Na początku zaskoczyliśmy rywali. Jako beniaminek graliśmy bardzo otwartą piłkę, staraliśmy się atakować. Nie przestraszyliśmy się II ligi. Później trochę zwolniliśmy, bo rywale poznali naszą taktykę. Z czasem każda drużyna nas czytała i ciężko było zdobywać punkty.

Twój najlepszy mecz?

- Z Odrą Opole. Wygraliśmy 2:0 a ja zostałem wybrany najlepszym zawodnikiem spotkania. Prasa pisała, że w tamtym spotkaniu grałem jak Kaka z Milanu.

Ale bramki zdobyć nie możesz.

- To jakieś fatum (śmiech). Sam się dziwię. Czasami w klubie są śmiechy, kiedy wreszcie strzelę coś w tym Zniczu. Zobaczymy, może w następnej rundzie będzie lepiej. Oby (śmiech).

O co chodziło ze zwolnieniem trenera Leszka Ojrzyńskiego?

- Trener dostał propozycję z Płocka. Przyszedł do klubu i powiedział, że chce rozwiązać kontrakt, ale chce też doprowadzić Znicz do końca rundy. Zarząd się nie zgodził, bo uznał, że czymś nie normalnym jest, że szkoleniowiec, który praktycznie podpisał kontrakt z Wisłą będzie prowadził nas w ostatnich spotkaniach.

Później przyszedł Janusz Wójcik. Jakim jest trenerem?

- Wójcik ma warsztat, ale przez cztery lata, przez które nie trenował na pewno dużo stracił. Kiedyś piłka była inna. Na pewno jest dobrym motywatorem, ma fajne ćwiczenia na treningach, ale to nie jest to.

Twoja dobra gra poskutkowała jakimiś ofertami transferowymi?

- Jest jedna ciekawa opcja, ale o tym mówić nie mogę. Jeden z mocniejszych klubów Orange Ekstraklasy obserwuje mnie od dłuższego czasu, ale nie chce robić rozgłosu, żeby nie rosła cena. Z II ligi były jakieś luźne zapytania. Ofert zagranicznych nie było. Zobaczymy jak to się potoczy.

My wiemy, że interesowała się tobą Legia.

- To prawda. Legia interesowała się mną zaraz po III lidze. Dzwonili do trenera, obserwowali mnie. Ale to miało być na zasadzie, że ja ogram się przez rok w II lidze a wtedy oni pomyślą o transferze.

Reprezentacja. Za czasów Łazarka w Narwi miałeś zagrać w kadrze. Czemu nic z tego nie wyszło?

- Grałem w meczu Narwi przeciwko reprezentacji, strzeliłem bramkę. Byłem także na konsultacji kadry, gdzie zagrałem w sparingu. Zremisowaliśmy 2:2 a obie bramki strzeliłem właśnie ja. Nie dostałem żadnego powołania a z tej grupy pojechało kilku chłopaków i to jest nie fair. W kadrach juniorskich jest niestety tak, że często decydują znajomości.

Źródło artykułu: