Do 6. kolejki I liga na pierwsze w tym sezonie zwycięstwo czekać musiał GKS Tychy. Beniaminek wcześniej zgromadził na swoje konto raptem trzy punkty i okupował miejsce w strefie spadkowej. Triumf nad Sandecją dodał tyskiej jedenastce wiatru w żagle i pozwolił jej wybić się ze grona drużyn zagrożonych degradacją.
Pierwsze fragmenty meczu nie wróżyły jednak, że pojedynek dla tyszan zakończy się zgarnięciem całej puli. - Mecz nie rozpoczął się po naszej myśli. Zaliczyliśmy głupią stratę tuż przed polem karnym, potem przypadkowy kontakt obrońcy z napastnikiem Sandecji kosztował nasz zespół rzut karny i objęcie przez drużynę rywala prowadzenia w tym spotkaniu. Było jednak w naszej grze widać, że przyjechaliśmy do Sącza po trzy punkty, bo graliśmy ofensywnie, w konsekwencji zdobywając dwie bramki, które wyprowadziły nasz zespół na prowadzenie do przerwy - mówi Piotr Mandrysz, trener śląskiej drużyny.
W drugiej połowie to Sandecja była stroną dyktującą warunki gry. - Wiedzieliśmy, że podrażnieni rywale nie odpuszczą i będą robili wszystko, by najpierw stan meczu wyrównać, a potem poszukać zwycięskiej bramki. My wykorzystaliśmy ofensywne nastawienie rywala do gry z kontrataku i powiem szczerze, że taką sytuację, jaką miał Mateusz Bukowec, na treningu z pewnością wykorzystałby z zimną krwią. Tutaj presja zrobiła swoje i przy strzale na pustą bramkę z kilku metrów się pomylił. Dwubramkowe prowadzenie dałoby nam komfort psychiczny, a tak musieliśmy do końca grać na maksimum swojej koncentracji, bo strata bramki równała się utracie dwóch punktów - analizuje szkoleniowiec GKS-u.
Po raz kolejny we znaki tyskiej drużynie dała się wąska kadra. - Kończyliśmy mecz czterema młodzieżowcami na boisku i nie jest to sytuacja komfortowa. Ci chłopcy jednak pokazują, że warto na nich stawiać, bo weszli na boisko i zagrali na totalnym luzie, dzielnie stawiając czoła silnemu rywalowi na jego terenie. Za to należą się tym zawodnikom wielkie brawa, bo nie jest rzeczą łatwą udźwignąć taką presję - przekonuje Mandrysz.
W opinii szkoleniowca śląskiego zespołu zwycięstwo GKS-u w Nowym Sączu było w pełni zasłużone. - Ciężką pracą na boisku udowodniliśmy, że zasługujemy w tym meczu na trzy punkty. Graliśmy konsekwentnie i to nam się opłaciło. Szkoda tylko, że nie byliśmy w stanie raz rywala skontrować i zdobyć trzeciej bramki, bo przez to do końca musieliśmy drżeć o wynik. Ja sam byłem zmuszony nerwowo reagować na ławce, żeby w nasze szeregi nie wkradło się zbędne rozprężenie i chłopcy zbyt wcześnie nie poczuli się zwycięzcami - wyjaśnia opiekun drużyny z ulicy Edukacji.
Pierwszy triumf jedenastki z Tychów na boiskach zaplecza T-Mobile Ekstraklasy ostatecznie stał się faktem. - Długo czekaliśmy na to zwycięstwo i wiemy, że ma ono dla nas wartość historyczną. Wierzę, że ten mecz będzie przełomem i w kolejnych spotkaniach będziemy już z konsekwencją walczyć o trzy punkty. Poprzednie kolejki pokazały nam, że możemy powalczyć o punkty prawie z każdym zespołem tej ligi i na to liczę, bo samymi remisami ciężko będzie się utrzymać, a ciągle nam ten cel przyświeca - puentuje trener tyskiego beniaminka.