Gracja w japońskim wydaniu
15. minuta konfrontacji Portowców z Wartą Poznań, piłkę na połowie rywali prowadzi długo Edi Andradina, rozgląda się w poszukiwaniu partnerów, ale ostatecznie podejmuje odważną decyzję o strzale ze znacznej odległości. Bajecznie podkręcona futbolówka wpada w długi róg bramki Łukasza Radlińskiego, Pogoń obejmuje zasłużone prowadzenie, a cały stadion skanduje chóralne "Edi, Edi". Brazylijczyk ponownie zaczął czarować szczecińskich kibiców, udowadniając w sobotę powrót do dobrej dyspozycji. Andradina był dosłownie wszędzie, kreował grę, wspomagał obrońców, siał spustoszenie pod bramką Zielonych. Pochwał swojemu podopiecznemu nie szczędził także szkoleniowiec Pogoni Marcin Sasal. - Występ Ediego zasługuje na szczególne podkreślenie. W jego grze było wiele biegania, ruchu, rozgrywania. Chłopak sumiennie pracuje, ma obecnie zdrowie do gry. Jestem pod wrażeniem umiejętności i walki tego zawodnika - zauważył były szkoleniowiec Korony Kielce, gdzie także prowadził Brazylijczyka.
O losach pojedynku zadecydował w ostatecznym rozrachunku gol kolegi Ediego ze środka pola - Takafumiego Akahoshiego. Japończyk bezbłędnie wykonał rzut wolny sprzed pola karnego, a jego mierzony strzał wpadł w okienko bramki nierozgrzanego Dominika Sobańskiego. Japończyk egzekwował stały fragment z tego samego miejsca i na tę samą bramkę, jak podczas czwartkowego treningu, gdy długo szlifował rzuty wolne. Autorzy pięknych bramek w meczu z Wartą prywatnie trzymają się razem. Podczas treningów najczęściej ćwiczą wspólnie, rozmawiając po japońsku, gdyż Edi spędził kilka lat kariery w tym wyspiarskim kraju. Andradina i Akahoshi rozumieją się dobrze zarówno na boisku, jak i poza nim i także w duecie zostali bohaterami sobotniej konfrontacji.
Na swoje chwile chwały w koszulce Pogoni będzie musiał jeszcze poczekać debiutujący przeciw Warcie Vuk Sotirović. Serb dobrze wprowadził się w mecz, ale wraz z upływem czasu gasł w oczach. Zmarnował dwie dobre okazje na zdobycie gola, gdy nie potrafił pokonać w sytuacji sam na sam Radlińskiego. Nowy nabytek Portowców spisał się z kolei znakomicie w 54. minucie, wymuszając na bramkarzu Warty bezpardonowy faul przed polem karnym. Efekt - czerwona kartka dla Radlińskiego i bezbłędnie egzekwowany przez Akahoshiego rzut wolny dający Pogoni prowadzenie. Poczynań napastnika w swoim debiucie nie chciał komentować publicznie Marcin Sasal. - To wewnętrzna sprawa szatni - tłumaczył trener.
Akahoshi mógł pogratulować Ediemu pięknej bramki w ojczystym języku
Hit kolejki jak z obrazka
Hit zakończonej serii spotkań nie zawiódł oczekiwań kibiców. Pojedynek z Wartą różnił się od większości meczów oglądanych w portowym mieście, gdzie większość rywali przyjeżdża z zamiarem murowania bramki. Główni kandydaci do awansu z I ligi pokazali ciekawy i otwarty futbol, dlatego nie zabrakło strzałów i udanych akcji. - Kibice, którzy zdecydowali się przybyć na obiekt, nie powinni być zawiedzeni. Mecz sprostał zapowiedziom. Na placu gry spotkali się zawodnicy z ekstraklasową przeszłością, a mam nadzieję także przyszłością, dlatego można było obejrzeć bardzo szybkie spotkanie. Warta nie pokazała typowego dla tej ligi "pałowania", starała się grać w piłkę i do momentu osłabienia konstruowała akcje - potwierdził kapitan Pogoni Bartosz Ława. - Fajny był ten mecz - dodał uśmiechnięty Mateusz Lewandowski. - Mógłby być jeszcze lepszy, gdybyśmy w drugiej połowie nie ograniczyli się do przeszkadzania rywalom - dodał łyżkę dziegciu gracz Warty Artur Marciniak. Nagrodą dla Pogoni za niezwykle cenne zwycięstwo jest ponowne wskoczenie na fotel lidera, przy okazji z największą ilością zdobytych goli.
Złość zwycięstwom szkodzi
Rzut bidonem, kilkuminutowe kłótnie i pretensje do arbitra - w ten sposób celebrował opuszczenie murawy Łukasz Radliński, ukarany w 54. minucie czerwoną kartką. - Choć faul był ewidentny - przyznał szczerze kolega z zespołu, Artur Marciniak. Podopieczni Czesława Jakołcewicza z żalem przyjęli porażkę i nerwowo opuszczali plac gry po ostatnim gwizdku. Bez ochoty na dłuższe rozmowy, szybko odjechali spod stadionu przy ulicy Twardowskiego. Ciśnienia nie wytrzymał w doliczonym czasie gry napastnik Mariusz Ujek, który został usunięty z boiska za pyskówki w kierunku arbitra. Trzymania nerwów na wodzy nie ułatwili Zielonym szczecińscy kibice, prowokujący słownie graczy Warty, którzy ostatecznie dotrwali do zakończenia meczu w dziewiątkę.
Obniżony poziom decybeli
Część kibiców portowej jedenastki zaplanowała podczas pojedynku z Wartą protest, dlatego na stadionowym płocie nie zawisły flagi, a piłkarzy Pogoni nie niósł do ataku doping z sektora "pod zegarem". Śpiew starali się zainicjować fani zasiadający w pozostałych miejscach, ale był on znacznie mniej zorganizowany i sporadyczny, przez co atmosfera na hitowym meczu nie była tak gorąca, jak często bywa przy ulicy Twardowskiego.
Spotkanie z Wartą było premierą obowiązkowych kart kibica, umożliwiających wejście na obiekt Pogoni. Nie zabrakło jednak zgrzytów - tych dość oczekiwanych, gdy pod bramą pojawili się fani, którzy "nie zdążyli" ich wyrobić, jak i tych nieoczekiwanych, gdy część kart nie została odczytana przez czytniki, co wywołało niemałe zamieszanie przed wejściami na trybuny.
CZYTAJ TAKŻE: