Po zupełnie nieudanych Mistrzostwach Świata morale włoskich piłkarzy nie mogły być wysokie. Teraz powoli wszystko wraca na ten właściwy tor. - Poczyniliśmy krok w kierunku naszych kibiców - cieszy się Cesare Prandelli.
Komplet punktów w dwóch meczach to świetny wynik, ale selekcjoner Włochów twardo stąpa po ziemi. Tym bardziej, że ich rywalami byli Estończycy i piłkarze Wysp Owczych. Prawdziwy sprawdzian dopiero przed nimi. - Zwycięstwa podnoszą morale, ale to dopiero początek i nie wolno nam spocząć na laurach. Piłkarze chcą zapomnieć o pewnym etapie i wydaje mi się, że w drużynie tworzy się świetna atmosfera - mówi Prandelli. - Wyciągnęliśmy dłoń w kierunku naszych kibiców. Zawodnicy przed i po meczu witają się z fanami, a oni nas wspierają, dopingują. Sporo rozmawialiśmy na ten temat w szatni, ale nikt nikogo do niczego nie zmuszał. Najważniejsze, że podczas narodowego hymnu nie było słychać gwizdów.
W październiku na drodze Azzurri staną już dużo bardziej wymagający przeciwnicy, bo Irlandia i Serbia. - To będą najważniejsze mecze w tym roku. Musimy być jeszcze bardziej zorganizowani, bardziej przypominać zespół - wyjaśnia selekcjoner.
Opiekun Włochów nie kryje, że atak jego drużyny będzie się opierał na Antonio Cassano i Mario Balotellim. - Chcemy znaleźć takie rozwiązanie, by z przodu grali Cassano, Balotelli i jeden środkowy napastnik. Zobaczymy, czy uda się nam znaleźć potrzebną równowagę. Jeżeli nie, coś zmienię. W środku pola widzę miejsce dla trzech zawodników o konkretnych umiejętnościach.