Trzeba patrzeć w przyszłość - rozmowa z Pawłem Magdoniem, obrońcą przymierzanym do Górnika Łęczna

Ostatnie cztery lata to nie był dobry czas dla wychowanka Igloopolu Dębica. Nie potrafił on wywalczyć sobie miejsca w podstawowym składzie ani GKS Bełchatów, ani Odry Wodzisław. Piłkarz, który kilka lat temu otarł się o reprezentację teraz pracuje na angaż w przeciętnym pierwszoligowcu.

Paweł Patyra: Podobno jest pan bardzo blisko podpisania kontraktu z Górnikiem...

Paweł Magdoń: Wszystko już jest ustalone, wystarczy tylko podpisać kontrakt. Myślę, że będzie to najpóźniej w piątek. Pozostały jakieś sprawy formalne.

Trener mówił, że jeszcze potrzebuje sprawdzić pana w sparingu czy też wszystko było wcześniej ustalone?

- Trenuję tutaj już dłuższy czas, więc myślę, że trener chyba podjął decyzję i ustalił czy mam tutaj być, czy nie. We wtorek spotkaliśmy się z prezesem, byłem tam m.in. ja. Powiedział on, że kontrakty są już przygotowane i każdy z nas będzie grał w Górniku Łęczna.

W poprzednim sezonie Górnik tracił sporo bramek. Pan ma być remedium na te problemy?

- Myślę, że nie ja, tylko cały zespół powinien pracować, żeby tracić jak najmniej bramek. Ale trzeba też strzelać gole. To jest ważne, żeby jak najmniej stracić, a jak najwięcej strzelić. Samo 0:0 nie wystarczy, bo trzeba wygrywać mecze, żeby awansować.

Jeśli już szukać pozytywów w tych przeciętnych dla łęcznian rozgrywkach, to najjaśniejszymi postaciami byli środkowi obrońcy - Wallace Benevente i Adrian Bartkowiak, czyli pańscy rywale o miejsce w składzie.

- Na pewno będzie rywalizacja. Każdy będzie chciał grać i to powinno być z korzyścią dla drużyny.

Rozegranie 30 meczów w ekstraklasie zajęło panu 3,5 roku. Nie jest to zbyt dobry wynik...

- Tak bywało, że ktoś na mnie nie postawił czy czasem jak grałem to miałem uraz i potem wypadłem. Tak to jest w karierze piłkarza, to normalne. Trzeba walczyć dalej i patrzeć w przyszłość, a nie na to, co było wczoraj czy przedwczoraj.

Nie myślał pan o tym, żeby zostać w Odrze Wodzisław? W sumie i Górnik, i Odra to kluby pierwszoligowe.

- Miałem ofertę z Wodzisławia, ale już nie chciałem tam grać, bo klub jest mało profesjonalny, więc wolałem przyjść tu. Warunki do pracy są naprawdę dobre i zawodnik, jeśli chce się optymalnie przygotować, to ma takie możliwości.

Trener Górnika, Mirosław Jabłoński jest kojarzony głównie z Wisłą Płock. Poznał się pan z nim podczas gry w barwach Nafciarzy?

- Ja pierwszy raz poznałem trenera Jabłońskiego tutaj. W Wiśle byłem za trenera Csaplara, więc trener Jabłoński dopiero mnie poznaje.

Za wami już pierwszy mecz sparingowy przeciwko KSZO Ostrowiec, który jednak nie wypadł okazale.

- To był tylko sparing. Taki mecz, żeby wybiegać i zrealizować pewne założenia taktyczne. We wtorek mieliśmy dwa ciężkie treningi, więc nie było świeżości. Myślę, że chodzi bardziej o zgranie i nabranie pewności z piłką, bo to nasz pierwszy sparing.

W okresie przygotowawczym nie zabraknie meczów z wymagającymi rywalami, Górnika czeka m.in. wyjazdowa rywalizacja z dwoma drużynami z ekstraklasy.

- Wydaje mi się, że lepiej grać z zespołami lepszymi od siebie i wtedy sprawdzać swoją wartość na tle takich piłkarzy, bo to później będzie procentować w lidze.

Wspomniał o awansie. W tym momencie zdecydowanym faworytem wydaje się Pogoń Szczecin, a gdzie w tym wszystkim będzie Górnik?

- Z faworytami tak czasem bywa, że balon jest napompowany, a potem pęka. Ja uważam, że nie mamy gorszego składu, niż Pogoń, bo znam chłopaków z Szczecina. Nie mamy czego się wstydzić. Tylko nasze podejście zadecyduje o tym czy włączymy się do walki o awans.

Źródło artykułu: