Echa meczu Arka Gdynia - Ruch Chorzów: Zabójczo skuteczny Ruch i historyczne zwycięstwo Niebieskich

Zabójcza skuteczność Ruchu była jednym z głównych elementów, który zadecydował o jego zwycięstwie w spotkaniu z Arką. Niebiescy wygrali 3:0 po bramkach Sobiecha, Zająca i Piecha. Chorzowianie przeszli do historii jako pierwszy zespół w Polsce, który odniósł zwycięstwo na stadionie ze sztuczną murawą. W karty historii wpisał się także autor premierowej bramki na obiekcie rugby, Artur Sobiech.

Zabójcza skuteczność Ruchu, Arka znów słabo w ataku

Arka na pewno na tak wysoką porażkę nie zasłużyła. To gdynianie stworzyli w tym meczu więcej sytuacji, ale brakowało skuteczności. Zawiódł więc element, który szwankował także jesienią. Solidnie przepracowany okres przygotowawczy, a także nowi piłkarze w linii ataku miały być gwarantem znacznej poprawy. - Z pewnością wpływ na to miała nasza słaba skuteczność, bo w spotkaniach tych stwarzaliśmy wiele sytuacji stuprocentowych, ale zawsze czegoś brakowało. Dlatego też zimą musimy skupić uwagę na poprawieniu tego elementu gry. Tak dalej być nie może. Od nas napastników wymaga się strzelania bramek, z kolei od bramkarzy skutecznych interwencji - mówił jeszcze w grudniu napastnik Arki, Marcin Wachowicz. - Od przybytku głowa nie boli. Zresztą wszyscy napastnicy pokazali się na sparingach z dobrej strony i strzelili bramki, za wyjątkiem Tadasa Labukasa - z optymizmem w głosie wypowiadał się z kolei trener Pasieka na konferencji, w której zaprezentowano nowych napastników. Niestety dla Arki dobra skuteczność ze sparingów oraz konkurencja w linii ataku w pierwszym wiosennym meczu nie przyniosła spodziewanych korzyści w postaci bramek dla żółto-niebieskich. Nieco zawiódł Przemysław Trytko, który w pierwszych 45 minutach mógł dwukrotnie pokonać golkipera Ruchu. W obu przypadkach dobrze interweniował Krzysztof Pilarz. Miał jednak przy tym sporo szczęścia, gdyż popularny "Tryto" trafiał wprost w niego.

Takich problemów nie mieli natomiast goście, którzy tego dnia wykazali się wyjątkową skutecznością. Najpierw w 12. minucie wzorcową wyprowadzoną kontrę wykończył Sobiech. Chwilę po rozpoczęciu drugiej połowy piłkę do siatki Andrzeja Bledzewskiego wpakował Zając, a gdynian dobił w doliczonym już czasie gry Piech. - Mieliśmy 4-5 sytuacji, które powinniśmy wykorzystać. Drużyna Ruchu pokazała jak gra się skutecznie, a nam właśnie tego zabrakło - stwierdził po meczu opiekun gospodarzy. - Musimy być zadowoleni z wyniku, bo 3:0 na wyjeździe to piękna sprawa. Arka miała swoje sytuacje do zdobycia bramki ale to my byliśmy skuteczniejsi i to zadecydowało o wyniku - nie krył zadowolenia szkoleniowiec Ruchu, Waldemar Fornalik. - W pierwszej połowie Arka miała kilka sytuacji, ale dobrze spisywał się nasz bramkarz Krzysztof Pilarz. Z kolei my byliśmy zabójczo skuteczni - ocenił pojedynek piłkarz Ruchu, Wojciech Grzyb.

Brak asekuracji w obronie

O ile do wspomnianej już linii ataku żółto-niebieskich w rundzie jesiennej były spore zastrzeżenia, o tyle formacja defensywna zbierała pochlebne recenzje. Bardzo dobrze spisywał się zwłaszcza duet stoperów: Siebert - Szmiatuk. Postawa tego pierwszego zaowocowała zresztą powołaniami do młodzieżowej reprezentacji Polski. Solidność, wysokie jak na stosunkowo młody wiek umiejętności, dobry przegląd pola i czytanie gry - te cechy najczęściej przypisywano Siebertowi. Bardzo pozytywnie o grze tego defensora wypowiadał się także znany polski trener, Bogusław Kaczmarek. - Defensywa, w której występuje jeden z najbardziej obiecujących piłkarzy - Mateusz Siebert. Obserwuję tego chłopaka od dłuższego czasu, z meczu na mecz robi on postępy. Przeszedł świetną szkołę w akademii w Metz, co potwierdza jego wysoka forma - komplementował stopera Arki, były asystent Leo Beenhakkera.

W meczu z Ruchem walorów tych wyraźnie zabrakło młodemu obrońcy. To on wespół ze Szmatiukiem odpowiada za wszystkie trzy bramki stracone przez zespół. Krycia i asekuracji zabrakło zwłaszcza przy pierwszej i drugiej bramce dla Ruchu, kiedy to przy dobijających strzały piłkarzach gości nie było żadnego z obrońców. Sobiech i Zając mieli dużo czasu, aby spokojnie umieścić futbolówkę w bramce.- Przy obu straconych bramkach zabrakło trochę asekuracji, ponieważ Bledzewski piłki odbił ale pierwsi z dobitką byli goście - stwierdził Dariusz Pasieka.

O dwóch takich... czyli Pilarz i Zając

Z przebiegu spotkania to ci dwaj piłkarze zasługują na szczególne słowa pochwały. Bramkarz Ruchu Krzystof Pilarz spisywał się w sobotnim spotkaniu bez zarzutów. Kilka razy ratował swój zespół przed utratą bramki. Trzeba jednak przyznać, że nieco pomogli mu w tym napastnicy Arki, którzy celowali prosto w niego. "Szczęściu trzeba jednak dopomóc" - często mawiają w takich sytuacjach piłkarze. No i co najważniejsze Pilarz zachował czyste konto w meczu wyjazdowym. - Krzysztof potwierdził swoją świetną dyspozycję z rundy jesiennej. Cieszymy się, że zagraliśmy na zero z tyłu. W tym sezonie to już nasz kolejny taki mecz - chwalił kolegę z zespołu doświadczony Wojciech Grzyb.

Podwójne powody do zadowolenia ma po tym meczu także Marcin Zając. Popularny "Kicaj" szarpał prawą stroną boiska, często niemiłosiernie ogrywając Roberta Bednarka. Zaliczył również "pół asystę" przy bramce Sobiecha, kiedy to popisał się atomowym uderzeniem, po dośrodkowaniu Niedzielana, które sparował bramkarz Arki. Ponadto w 51. minucie zdobył drugą bramkę dla gości, dobijając strzał Grzegorza Barana.

Debiutancki gol, czyli Arkadiusz Piech

25-latek pojawiał się na boisku w 79. minucie zastępując Michała Pulkowskiego. Dla Piecha był to pierwszy oficjalny występ w Ruchu i od razu przypieczętowany golem na 3:0. Napastnik Ruchu otrzymał podane z głębi pola, po czym przebiegł z futbolówką kilkanaście metrów przy biernej postawie defensorów Arki. W sytuacji sam na sam z Andrzejem Bledzewskim zachował się jak rasowy snajper. Piech przed tą rundą pozyskany został z Widzewa Łódź.

Historyczne zwycięstwo i premierowe bramki

To zwycięstwo przejdzie do historii polskiej piłki. Ruch został bowiem pierwszym zespołem, który wygrał mecz na sztucznej murawie. Przed spotkaniem wiele osób miało obawy co do jakości tej nawierzchni. Spotkanie pokazało jednak, że "nie taki diabeł straszny". Bramki na narodowym stadionie rugby były udziałem trio: Sobiech, Zając, Piech. Ten pierwszy został tym samym autorem premierowego gola na obiekcie rugby.

Komentarze (0)