Na papierze wygląda to na pewne zwycięstwo Jagiellonii Białystok, ale fakty są takie, że czwartkowy mecz Pucharu Polski z Olimpią Grudziądz wcale nie był spacerkiem dla mistrza Polski. Drugoligowiec zawiesił poprzeczkę dość wysoko (--------> RELACJA), choć ostatecznie to białostoczanie wygrali 3:1 i awansowali do ćwierćfinału.
- Cieszymy się ze zwycięstwa i awansu do kolejnej rundy. Cel został zrealizowany. Zdawaliśmy sobie sprawę, że to będzie trudne spotkanie i takie też było - mówił trener Adrian Siemieniec na konferencji prasowej. - To nie jest normalny mecz ligowy, tylko wyjątkowy z mistrzem Polski i można pokazać swoje umiejętności na tle silnego przeciwnika. Wkłada się w to całego siebie i znajduje pokłady energii, których wcześniej nie miałeś - dodał.
Jagiellonia przegrywała po golu z rzutu karnego, ale później szybko zdobyła dwie bramki, następnie prowadzenie podwyższył Jesus Imaz i sytuacja zmieniła się o 180 stopni.
- Chwała chłopakom, że wykazali się dużym doświadczeniem i jakością po straconym golu. Wbrew pozorom nie jest to łatwy moment. Masz taki mecz, który musisz wygrać, a przeciwnik tylko może. Dostajesz bramkę na początku spotkania i drużyna może stracić głowę, może się wkraść nerwowość. A tu wręcz przeciwnie, zareagowaliśmy bardzo dobrze i pogratulowałem tego zawodnikom, bo to świadczy, że nabieramy dojrzałości - przyznał trener Siemieniec.
ZOBACZ WIDEO: Co za trafienie! Huknął tak, że bramkarz był bez szans
Jagiellonia zagrała w Grudziądzu galowym składem, ale już w przerwie na boisku zameldował się rezerwowy bramkarz Maksymilian Stryjek. Wszystko z uwagi na uraz Sławomira Abramowicza.
- Zmiana nie była planowana. To była konsekwencja starcia w polu karnym. Zobaczymy jaka będzie diagnoza. Teraz ciężko mi powiedzieć, co dokładnie mu jest, ale uniemożliwiło mu to występ w drugiej połowie - wyjaśnił Siemieniec.
Olimpia odpadła, ale na pewno nie ma się czego wstydzić. Zagrała odważnie, nie uciekała się do obrony i przeszkadzania, tylko chciała dotrzymać kroki drużynie, która reprezentuje Polskę w Lidze Konferencji.
- Miłe złego początki. Graliśmy z mistrzem Polski, z drużyną, która ma bardzo dużą jakość i doskonale o tym wiedzieliśmy. Prowadząc 1:0 nie ustrzegliśmy się błędów i bardzo szybko straciliśmy bramki. Powiedzieliśmy sobie w przerwie, że nie mamy nic do stracenia. Chcę podziękować moim zawodnikom, że podjęliśmy walkę i momentami graliśmy jak równy z równym. Wiemy z czym się zderzyliśmy. To dla nas lekcja, wyciągniemy wnioski, ale życzyłbym sobie, żeby grać więcej takich meczów - mówił trener Olimpii Grzegorz Niciński.
- Każdy inny wynik niż nasza porażka byłby sensacją. Oczywiście mieliśmy marzenia, nikt nam tego nie odbierał. Siła rażenia Jagiellonii jest bardzo duża. Pululu, Imaz, Hansen... mogę wymienić wielu zawodników. Oni z tych prezentów skorzystali. Jagiellonia jest klasowym zespołem, choć my im pomogliśmy - podsumował trener Niciński.