Prowokacje, faule, wulgarne odzywki, także rękoczyny. Wyjazdowe mecze reprezentacji Polski z Walią w eliminacjach do mistrzostw świata 2002 i 2006 to nie tylko triumfy w Cardfii, ale też wielkie nerwy i rękoczyny. Między piłkarzami dochodziło do starć daleko wykraczających poza futbol.
Czy tak samo będzie we wtorkowy wieczór w finale baraży do mistrzostw Europy? - Nasi piłkarze muszą być gotowali na ostrą walkę od samego początku - mówi WP SportoweFakty Tomasz Kłos. Były reprezentant Polski brał udział w obu wspomnianych spotkaniach i przekonuje, że bez takiego podejścia jego drużyna nie miałaby szans na sukces.
Łapanie za gardło i "plaskacz"
2 czerwca 2001 roku reprezentacja Polski stanęła przed szansą na zrobienie ogromnego kroku w kierunku awansu do MŚ w Korei Południowej i Japonii. Drużyna Jerzego Engela mierzyła się z Walią na wyjeździe. Cel? Zwycięstwo, choć kartki wykluczyły z udziału w spotkaniu Piotra Świerczewskiego i Radosława Kałużnego - dwóch podstawowych środkowych pomocników Biało-Czerwonych.
ZOBACZ WIDEO: To oni będą naszą tajną bronią na mecz z Walią? Padają dwa nazwiska
Polacy wygrali jednak 2:1 po golach Emmanuela Olisadebe i Pawła Kryszałowicza. Obok pięknego gola tego drugiego, kibice do dziś najbardziej pamiętają jednak ostre starcia naszych piłkarzy z pomocnikiem Walijczyków Robbiem Savage'em, znanego z prowokacji i agresywnej gry.
Już na początku meczu ówczesny zawodnik Leicester City brutalnie zaatakował Marka Koźmińskiego. Po chwili doskoczył do niego m.in. Tomasz Hajto. Savage złapał Polaka za gardło, a po chwili rzucił w niego piłką. Turecki sędzia Erol Ersoy zdecydował się na pokazanie tylko żółtej karki.
W kolejnych minutach Hajto wdał się w starcie z największym gwiazdorem Walijczyków, Ryanem Giggsem, na boisku po kolejnym brutalnym faulu znów zwijał się Koźmiński.
Po latach Tomasz Hajto ujawnił, że w przerwie spotkania pod szatnią Walijczyków doszło do awantury, do drugiej już po meczu, podczas której były obrońca Schalke 04 uderzył Savage'a otwartą dłonią w twarz.
- Złapał mnie za szyję, bo na boisku mógł to zrobić i pewnie się cieszył. Gdyby złapał mnie w szatni, to bym go zmiażdżył. To tak jak w hokeju, jeden jest do gry, a drugi do bójek na lodzie i takim był Savage. W Niemczech o takich mówiło się boiskowy pajac bez umiejętności i pewnie nie grałby tam w piłkę, tylko pomagał gospodarzowi stadionu - skomentował w rozmowie z "Super Expressem".
"Dreszcze od stóp do głów"
Jesienią 2004 roku selekcjonerem Polaków był już Paweł Janas, Biało-Czerwoni znów trafili w eliminacjach na Ryana Giggsa i jego kolegów. Stawką meczów był awans do MŚ w Niemczech.
Kilka dni przed spotkaniem na Millennium Stadium w Cardiff Polacy dość niespodziewanie wygrali na wyjeździe z Austrią 3:1 (1:1). Trzy punkty zdobyte także z Walią otworzyłoby ekipie Janasa drzwi do zajęcia drugiego miejsca w grupie, za faworyzowaną Anglią i możliwość gry w barażach. Starcie w Wiedniu kosztowało jednak naszych graczy mnóstwo sił.
Do 72. minuty to gospodarze byli znacznie lepsi, prowadzili też 1:0 po golu Roberta Earnshowa. Wtedy jednak Biało-Czerwoni przebudzili się, a bohaterem był wprowadzony z ławki rezerwowych Tomasz Frankowski. Najpierw sam strzelił gola, potem miał duży udział przy trafieniach Macieja Żurawskiego i Jacka Krzynówka.
Wcześniej jednak znów naszym we znaki dał się Savage, który prowokował Polaków faulami i agresją. Odczuł to na swojej skórze Mirosław Szymkowiak.
- Po odśpiewaniu hymnu przez gospodarzy, po raz pierwszy w życiu dreszcze przeszły mi od stóp do głów. Od razu wszyscy zaczęliśmy pytać siebie nawzajem: "czujesz to samo?", "tobie też przechodzą ciary?" - wspominał w rozmowie z "Łączy nas Piłka". - Grałem na Robbiego Savage'a, czyli "zabijakę". Od pierwszego starcia z nim wiedziałem, że będzie ostro. Kilka razy mnie poturbował i wiedziałem, że robił to celowo.
Były zawodnik Wisły Kraków wspominał, że po powrocie do Polski wyglądał, jakby był po walce bokserskiej. - Po powrocie do klubu miałem na twarzy "dwie sznyty". Trener Henryk Kasperczak zapytał: "Biłeś się tam czy co?". Byłem tak wypruty po tym meczu, że potrzebowałem więcej czasu na dojście do siebie.
"Będą nerwy i prowokacje"
O to, jak wspomina mecze z Walią zapytaliśmy Tomasza Kłosa. Czy on także, podobnie jak Szymkowiak, pamięta z nich przede wszystkim walki pasujące do MMA?
- Tak było. My lubiliśmy grać twardo, do wygranej trzeba było też jednak trochę boiskowej inteligencji. Pamiętam ostrą walkę do końcowego gwizdka, Walijczycy nie rezygnowali. Adrenalina w obu meczach była bardzo wysoka, co wzmacniało też naszą mobilizację - przypomina były obrońca reprezentacji Polski.
- W obu spotkaniach przegrywaliśmy, jednak dzięki odważnej grze i pressingowi sprawiliśmy, że w końcu zaczęli się gubić. Stworzyliśmy sobie sytuacje i wygraliśmy. W 2004 roku było już 3:1 dla nas, w końcówce na 2:3 trafił John Hartson i też było nerwowo - dodaje Kłos.
69-krotny reprezentant Polski nie ma wątpliwości, że wtorek też będzie nerwowo.
- Będzie bardzo ciężko, nasi piłkarze muszą być przygotowani na walkę. Walijczycy zawsze ją pokazywali, do tego dołożyli też umiejętności techniczne. Spodziewam się ich mocnego ataku od pierwszego gwizdka, dla nich to wielka szansa na awans. Będą nerwy, prowokacje, pewnie posypią się kartki. Musimy być na to gotowi - apeluje.
Finał baraży o awans do Euro 2024 Walia - Polska odbędzie się we wtorek 26 marca. Pierwszy gwizdek o godz. 20:45 czasu polskiego. Transmisja w TVP Sport oraz TVP 1, dostępnym także na platformie Pilot WP. Relacja tekstowa NA ŻYWO na WP SportoweFakty.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty