Dla Legii liczą się tytuły. Przygody są tylko dodatkiem [OPINIA]

PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: piłkarze Legii
PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: piłkarze Legii

Brawa dla Legii i Josue. Polski sen o Europie będzie trwał wiosną. Teraz trzeba jednym haustem wypić szampana i o Lidze Konferencji na chwilę zapomnieć. Zespół zyskał trochę czasu, by posprzątać bałagan, jakiego sobie narobił na własnym podwórku.

Legia jest piąta w tabeli i do Śląska Wrocław traci dziewięć punktów. Ostatnio odpadła z Pucharu Polski, przegrywając 1:2 z Koroną Kielce, a w niedzielę, z najsłabszym w lidze ŁKS-em, jedynie zremisowała.

Dlatego nastoje przed meczem z AZ Alkmaar nie były najlepsze. Komentator w telewizji przekonywał w czwartkowy wieczór, że spotkanie z Holendrami (wygrane 2:0) to dla Legii mecz z gatunku "wszystko albo nic". Trudno się z tym do końca zgodzić, bo choć Legii należą się wielkie brawa i uznanie za awans, to jednak prawo do występów wiosną w Lidze Konferencji to wcale nie jest dla klubu z Łazienkowskiej takie znowu wszystko.

Nikt nie zamierza narzekać czy kręcić nosem na europejską kampanię Legii, ale trener Kosta Runjaić będzie rozliczany jednak z tego, czy wygra mistrzostwo Polski. Przygoda w Europie jest tylko efektownym dodatkiem, do gabloty się go nie włoży.

Ale awans z grupy na teraz ratuje Legii sezon i być może także posadę niemieckiemu trenerowi. Bo wcześniejsze oczekiwania wobec drużyny z Warszawy zaczęły się od października mocno rozmijać z rzeczywistością.

Latem - w zasadzie aż do późnego września - Legia grała imponująco: z rozmachem, odważnie i skutecznie. Po wygranej z Aston Villą i po niesamowitym pokonaniu Pogoni Szczecin 4:3 (najlepszy mecz jesieni w Ekstraklasie), gdy Legia odrobiła straty grając w dziesiątkę - wyobraźnia kibiców poleciały w kosmos. Oczekiwania bardzo wzrosły.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niespodzianka na treningu Bayernu. Zobacz, kto odwiedził piłkarzy

Drużynę Runjaicia zaczęto porównywać nawet do tej mocnej Legii z 2016 roku, która grała w Lidze Mistrzów. Sypały się komplementy, pochwały i przewidywania, że w tym sezonie zespół z Warszawy to wygra ligę w cuglach i to z wielopunktową przewagą.

Ale jesienią zespół z Łazienkowskiej dopadły plagi wszelakie i szybko okazało się, że porównania do tamtej Legii z Vadisem Odjidja-Ofoe były nie tylko na wyrost, ale wręcz nieprzyzwoite. Legia - jak to się mówi w korporacjach - przestała dowozić. Dostawała po głowie, przegrywała mecz za meczem. Nawet ze słabeuszami. A serię katastrof zwieńczyła kompromitująca porażka 0:4 ze Śląskiem.

Runjaić w ekspresowym tempie zaczął tracić zaufanie kibiców, choć nadal cieszył się nim u swoich przełożonych w klubie.

Śmiem twierdzić, że wielu trenerów wyleciałoby z klubu po takiej serii porażek, ale nie Runjaić. Niemiec ma szczęście, że pracuje z Jackiem Zielińskim, bo dyrektor sportowy Legii jest niesamowicie konsekwentny i nie ulega histerii.

Tyle tylko że Runjaić kiepską grą drużyny w lidze psuje dobrą pracę Zielińskiego. Bo transfery do klubu były w końcu bardzo dobre. A że tego nie widać? Tak, ale zespół po prostu nie gra na miarę potencjału. I to trener ma tu dużo do naprawy. Często jego wybory personalne są niejasne. Nie tylko dla mediów czy kibiców, bo przecież ostatnio okazało się, że napastnik Blaż Kramer też ich nie rozumie. A ze Słoweńcem trener ma chyba jakiś problem.

Niestety pytań jest więcej. Na przykład co się dzieje z Gualem? Hiszpan przyszedł do Legii latem jako król strzelców Ekstraklasy, ale poza dobrym początkiem na Łazienkowskiej, w ogóle nie przypomina snajpera z Jagiellonii. Ciągle jest zagubiony, niepewny, nawet gdy dostaje piłkę, jest ciągle nieprzygotowany. Nie jestem w szatni Legii, nie wiem, co się tam dzieje, ale widać, że Marc Gual nie czuje się tam dobrze.

Do poprawy są tzw. stałe fragmenty gry, bo Legia miała w tej rundzie ponad 100 rzutów rożnych i nie zdobyła z nich żadnego gola...

Żeby było jasne: awans Legii do rundy wiosennej LKE jest w pełni zasłużony. Warto go doceniać, ale nie można się nim zakrztusić.

Legia ma taki potencjał piłkarski, że nie trzeba jej głaskać za wygranie z AZ Alkmaar. Można też wymagać. Bo jest od kogo.

Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty