Przypomnijmy, że ta koszmarna sytuacja miała miejsce podczas sobotniego meczu PKO Ekstraklasy pomiędzy Widzewem Łódź i Radomiakiem Radom (---> WIĘCEJ TUTAJ). W osiemnastej minucie spotkanie musiało zostać przerwane, ponieważ jeden z fanów miejscowej drużyny zasłabł i potrzebował natychmiastowej pomocy medyków.
Ciszę na stadionie zakłócał wówczas "kibic" ekipy gości. Gdy zespół ratunkowy reanimował mężczyznę, ten... w obrzydliwych słowach życzył mu śmierci. Sieć obiegł nawet film z tym okropnym zdarzeniem, co spotkało się z błyskawiczną reakcją klubu z Radomia.
"Klub Radomiak S.A. bada autentyczność nagrania, które od sobotniego wieczora widnieje w internecie. Jeśli film okaże się prawdziwy, niezwłocznie zidentyfikujemy widoczną na nagraniu osobę i zostanie on ukarany dożywotnim zakazem stadionowym" - mogliśmy przeczytać w komunikacie klubu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co tam się działo! Oprawa godna finału
Pomimo błyskawicznej reakcji służb i podjęcia akcji ratunkowej, kibic Widzewa Łódź zmarł w szpitalu. A Radomiak jak zapowiedział, tak też zrobił i zdołał potwierdzić, że nagranie jest autentyczne. Mało tego - udało się również zidentyfikować "kibica".
- Nie jest tak, że pod publiczkę ogłosiliśmy działanie, a nic nie robimy - powiedział w rozmowie z Interią rzecznik radomskiego klubu.
A co z dożywotnim zakazem? - Teraz trwają wewnętrzne procedury. To nie jest tak, że można z dnia na dzień nałożyć zakaz stadionowy. Działamy w tym kierunku, ale chcemy też porozmawiać z tym mężczyzną i jesteśmy w kontakcie ze stowarzyszeniem naszych kibiców - odpowiedział Damian Markowski.