Góry, paralotnie i ekstremalny wyścig. Michał Gierlach walczy w elitarnych zawodach nad Alpami

Materiały prasowe
Materiały prasowe

- Najgorszemu wrogowi nie życzę takiej poniewierki - mówi Maria Gierlach, mama Michała Gierlacha, który w niedzielę wystartował w zawodach Red Bull X-Alps i chce pokonać trasę 1138 km z Salzburga do Monaco. To najtrudniejszy przygodowy wyścig świata.

W tym artykule dowiesz się o:

Start z wysokiego C

Niedziela, godzina 12:30. Na górze Gaisberg (1287 m n.p.m.) w Salzburgu stoją setki kibiców. Pada intensywny deszcz, a wiatr wieje z taką siłą, że niektórym wyłamuje druty w parasolach. - Zamarzam - skarży się jeden z kibiców do swoich znajomych. Temperatura odczuwalna na szczycie wynosi kilka stopni Celsjusza. Jak na lipiec - wyjątkowo mało.

Dzięki fatalnej pogodzie każdy z kibiców przez chwilę może poczuć, jak wielka mordęga czeka uczestników najtrudniejszego przygodowego wyścigu na świecie - Red Bull X-Alps. Widzowie postoją w takich warunkach tylko przez chwilę, po czym zjadą do miasta, gdzie będą mogli się ogrzać i wysuszyć. Dla zawodników to dopiero początek ekstremalnej przygody.

Chwilę wcześniej 31 uczestników z impetem ruszyło z Placu Mozarta w Salzburgu. Wbiegając na szczyt Gaisberga mają za sobą dopiero godzinę zawodów. A przecież każdy z nich marzy o tym, żeby te potrwały nawet przez kilkanaście dni. I zakończyły się na mecie w Monaco.

W tłumie zauważam reprezentanta Polski Michała Gierlacha. Podbiega w kierunku swoich supporterów - Dominiki Kasieczko i Pawła Chrząszcza. Ci natychmiast przestawiają samochód. Michał szybko wyciąga ręcznik i ubranie na zmianę. Jest bardzo skoncentrowany. Zdejmuje przemoczoną koszulkę i spodnie. Musi założyć cieplejszą odzież, bo dalej będzie już z górki. Wyciera się, ale wie, że za kilka minut znów będzie przemoknięty.

Obok samochodu stoi grupa znajomych Michała, a także jego rodzice Kazimierz i Maria Gierlachowie. Nikt nie chce mu przeszkadzać. Ekstremalny wyścig zaczął się na dobre i liczy się każda minuta. - Ależ popędził! - krzyczy nagle ojciec Michała. Odwracam głowę i widzę, że Michał jest już 30 metrów za nami.

Najtrudniejszy przygodowy wyścig świata

Red Bull X-Alps to zawody dla paralotniarzy, które uchodzą za najtrudniejszy przygodowy wyścig świata. W tym roku odbywa się ósma edycja zawodów. 31 zawodników pokona trasę z Salzburga do Monaco, zaliczając po drodze siedem punktów zwrotnych. Muszą przebyć 1138 km, przecinając trzykrotnie całą szerokość łańcucha górskiego Alp.

Mogą iść, biec lub lecieć na paralotni. Sami decydują, jaki odcinek chcą pokonać danego dnia i gdzie spędzą noc. Pieszo mogą poruszać się od 5:00 do 23:30. Latanie dozwolone jest między 6:00 a 22:00. Każdy do dyspozycji ma jeden night pass, czyli noc, w trakcie której nie musi udać się na obowiązkowy odpoczynek, lecz może walczyć dalej. I każdy zamierza z niego skorzystać.

ZOBACZ WIDEO: Polak wystartuje w morderczym wyścigu w Alpach. "To będzie ogromne zmęczenie"

Już po 48 godzinach najsłabszy zawodnik zostaje wyeliminowany. Wraz z upływem każdej kolejnej doby z rywalizacji odpadają kolejni zawodnicy z ostatnich miejsc. Wyścig zakończy się 24 godziny po dotarciu do mety pierwszego paralotniarza. Nie wcześniej jednak niż po trzynastu dniach.

- Poziom idzie w górę, a zawodnicy są coraz lepiej przygotowani. Myślę, że w tym roku zwycięzca dotrze do mety w ciągu 8-10 dni, choć wszystko zależy od pogody - przewiduje Michał Gierlach.

Narodziny pasji i spełnione marzenie

Sobota, godzina 10:30. Do rozpoczęcia zawodów Red Bull X-Alps pozostaje doba. W nowoczesnym muzeum Hangar-7 tuż przy lotnisku w Salzburgu rozpoczyna się oficjalna konferencja prasowa. Wokół znajdują się samoloty, śmigłowce, samochody, motocykle, a nawet kapsuła, z której Felix Baumgartner w 2012 roku wykonał skok ze stratosfery.

Dziś jednak eksponaty schodzą na dalszy plan. Uwagę wszystkich przykuwają główni bohaterzy zawodów Red Bull X-Alps. Kilku z nich bierze udział w oficjalnej konferencji prasowej. Siadamy z Michałem Gierlachem oraz jego supporterami przy jednym ze stolików i robimy swoją własną "konferencję".

Choć trzy tygodnie wcześniej w siedzibie Wirtualnej Polski w Warszawie nagrywaliśmy długi wywiad na temat zawodów, ciągle dowiaduję się kolejnych ciekawych rzeczy.

- Za połową zawodników stoi jakaś historia. Na przykład Węgier Pal Takats, jeden z najlepszych pilotów akrobacyjnych na świecie, w 2012 roku miał poważny wypadek w Szwajcarii. Złamał nogę i osiem żeber oraz uszkodził wątrobę. Sporo czasu spędził w śpiączce, ale potem przeszedł rehabilitację i bardzo szybko wrócił do latania - opowiada mi Michał Gierlach.

Od lewej: Paweł Chrząszcz, Dominika Kasieczko i Michał Gierlach po konferencji prasowej w muzeum Hangar-7.
Od lewej: Paweł Chrząszcz, Dominika Kasieczko i Michał Gierlach po konferencji prasowej w muzeum Hangar-7.

Widzę, że wielu rywali darzy wielkim podziwem. Jest bardzo szczęśliwy, że znalazł się w tym gronie. Jako pilot paralotni ma wielką wiedzę i doświadczenie, a na koncie liczne sukcesy. Start w Red Bull X-Alps był jego wielkim marzeniem. W ciągu doby stanie się faktem.

- Dwa lata temu zauważyłem, że Michał zaczął bardzo intensywnie trenować. "Co ty robisz? Do X-Alpsa się przygotowujesz?" - pytałem syna, ale ten nie chciał się otwarcie przyznać - wspomina Kazimierz Gierlach. To właśnie on zaszczepił w Michale pasję do paralotniarstwa. Pokazał mu ten sport, kiedy ten miał 16 lat. Michał od razu złapał bakcyla.

Teraz Kazimierz i Maria Gierlachowie przyjechali do Salzburga, żeby spędzić z synem ostatnie chwile przed startem. Być z nim w obozie kempingowym w Fuschl am See, podczas startu na Placu Mozarta i przy pierwszym punkcie zwrotnym na górze Gaisberg.

- Nie mogliśmy tego odpuścić - mówi mi mama Michała. A po chwili dodaje ze śmiechem. - Może jeszcze zdołamy go powstrzymać, żeby jednak się tak nie męczył? Przecież to niewyobrażalna mordęga. Najgorszemu wrogowi nie życzyłabym takiej poniewierki! - żartuje. W rzeczywistości jest niezmiernie dumna z syna, podziwia jego pasję i wspiera go z całego serca.

Najważniejsza jest taktyka

W środowisku paralotniarskim polscy paralotniarze cieszą się uznaniem. Oprócz zespołu Michała w zawodach Red Bull X-Alps bierze udział jeszcze dwóch Polaków. Maciej Ziętara jest supporterem Amerykanina Mitcha Rileya, a Stanisław Radzikowski wspiera Rosjanina Jewgienija Griaznowa.

- To długi wyścig. Może potrwać nawet dwa tygodnie. Jeżeli zajedziesz się po drodze i braknie ci sił, to koniec. Na początku nie można przesadzać. Trzeba iść spokojnie. Same nogi i latanie nie wystarczą. Kluczowa jest taktyka i współpraca z supporterami. Wygrywa zespół. Sam zawodnik nie ma szans – mówi Maciej Ziętara.

Od lewej: Kazimierz i Maria Gierlachowie, Michał Gierlach, Dominika Kasieczko i Paweł Chrząszcz. Ostatni wieczór na obozie kempingowym w Fuschl am See - dzień przed startem zawodów.
Od lewej: Kazimierz i Maria Gierlachowie, Michał Gierlach, Dominika Kasieczko i Paweł Chrząszcz. Ostatni wieczór na obozie kempingowym w Fuschl am See - dzień przed startem zawodów.

Nie wszystko da się zaplanować. Każdą decyzję trzeba dostosować do warunków pogodowych i prognoz meteorologicznych na następne dni. Na trasie są tysiące miejsc, w których można lądować i startować.

- Najważniejsza jest orientacja w terenie i nawigacja. Chodzi o to, żeby się nie pogubić i nie iść złą drogą. Przy dużym zmęczeniu będzie to naprawdę spore wyzwanie - nie ma wątpliwości Michał Gierlach.

- Prognozy pogody są ostatnio bardzo niestabilne i zmieniają się strasznie dynamicznie. Na pierwsze dwa dni zawodów prognozowana jest bardzo słaba pogoda, więc będziemy iść. Ważne jednak, żeby być w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie, kiedy zrobią się warunki na latanie - dodaje.

Ostatnie odliczanie

Sobota, godz. 18:00. Ostatni wieczór przed startem. Na obozie kempingowym w Fuschl am See trwają ostatnie przygotowania. Michał trzyma w ręce kask i śrubokrętem odkręca z niego drobne metalowe elementy. - Są niepotrzebne, a każdy dodatkowy gram w przemnożeniu na setki kilometrów to olbrzymi wysiłek - tłumaczy.

Pakuje się w taki sposób, żeby być gotowym na każdą ewentualność. Rower? Przydałby się supporterom. Choćby po to, żeby móc podjechać do sklepu na szybkie zakupy. Niestety, nie ma bagażnika, więc nie da się go zabrać. Pływacka kamizelka ratunkowa? Leży gotowa. To wymóg organizatora. Zawodnicy muszą ją mieć na sobie, kiedy będą przelatywać nad Jeziorem Garda.

Do startu zawodów Red Bull X-Alps z Placu Mozarta w Salzburgu pozostał już tylko kwadrans. Od lewej: Paweł Chrząszcz, Maria i Kazimierz Gierlachowie, Dominika Kasieczko i Michał Gierlach.
Do startu zawodów Red Bull X-Alps z Placu Mozarta w Salzburgu pozostał już tylko kwadrans. Od lewej: Paweł Chrząszcz, Maria i Kazimierz Gierlachowie, Dominika Kasieczko i Michał Gierlach.

Ojciec podaje mu zestaw lin. Mogą się przydać np. w razie lądowania na drzewie. Dominika przygotowuje zestaw dokumentów i ubezpieczeń. Oby nie trzeba było po nie sięgać. Nagle pojawia się problem. Zginęły race. - Organizator wymaga, żeby każdy miał je przy sobie. Może to sprawdzać rano przed startem, a teraz nigdzie ich już nie kupimy - mówi mocno zaniepokojony Michał. I przeszukuje plecak.

Po chwili race się znajdują. Dosłownie tym samym momencie pojawia się Paweł, który załatwił race od jednego z zawodników. - Gubimy coś średnio dwa razy dziennie – śmieje się Dominika. I zabiera się za przygotowanie zdrowego i pożywnego jedzenia na najbliższe dwa dni.

- Będę miał ze sobą żele i batony, ale myślę, że przy takim wysiłku co dwie godziny powinienem jeść normalny duży posiłek. Supporterzy w miarę możliwości będą mi go dostarczać - tłumaczy Michał. Kolejne godziny spędza już na analizowaniu najnowszych prognoz pogody. Przyznaje, że jest trochę stresu. Nerwy mijają dopiero rano. Tuż przed zawodami.

Nieocenione wsparcie

Niezwykle ważną rolę podczas zawodów będą odgrywać supporterzy. Dominika Kasieczko to pilotka paralotniowa z wieloletnim stażem. Za sobą ma także trzy sezony treningów i startów w zawodach skitourowych.

Paweł Chrząszcz jest członkiem Polskiej Kadry Paralotniowej, który ma dziesięcioletnie doświadczenie w tym sporcie. W lataniu pomaga mu wiedza ze studiów, ponieważ jest absolwentem Katedy Meteorologii i Klimatologii UMK w Toruniu. Przez dwa lata żył i pracował jako pilot tandemowy w Nepalu, a dziś na co dzień mieszka w Alpach we Francji.

- Dlaczego tu jesteśmy? Bo się lubimy. Mam nadzieję, że znamy się na tyle długo, że zawody nie odbiją się na naszej znajomości negatywnie. Myślę, że niejedna kłótnia będzie miała miejsce, ale jakoś damy sobie z tym radę - mówi mi pół żartem, pół serio Paweł Chrząszcz.

Trudno się tym słowom dziwić. Podczas Red Bull X-Alps supporterzy mają mnóstwo obowiązków, działają pod presją czasu i – podobnie jak zawodnicy - śpią zaledwie po kilka godzin na dobę. - Co będzie dla nich największą frajdą? Codzienne pobudki o 4:30 nad ranem. Podobno strasznie na to czekają - śmieje się Michał Gierlach.

Dominika Kasieczko od początku zdaje sobie sprawę z tego, jak trudnego zadania się podjęła. - Najbardziej stresująca jest liczba czynności, które trzeba wykonać w jednym czasie: jazda samochodem, sprawdzanie warunków pogodowych, śledzenie zawodnika, śledzenie konkurencji, sprawdzanie zapasów jedzenia i poziomu energii w powerbankach, robienie zakupów po drodze i obsługa mediów społecznościowych - wymienia jednym tchem.

Razem z Pawłem są tu jednak dla Michała. I zrobią wszystko, żeby osiągnął sukces.
- Te zawody to praca zespołowa. Sukces Michała jest naszym sukcesem, a jego porażka naszą porażką. I odwrotnie. Cały czas będziemy o tym pamiętać - podkreśla Paweł Chrząszcz.

[b]Michał Bugno

Autor na Twitterze:

[/b]

Źródło artykułu: