Szymon Mierzyński: Argentyńczycy wygrali z Bośnią i Hercegowiną, ale w dość zgodnej opinii spisali się dużo poniżej oczekiwań...
Andrzej Zamilski: Byłem na wielu turniejach, wprawdzie głównie młodzieżowych, lecz prawda jest taka, że zespoły, które chcą być w grze jak najdłużej, a posiadają odpowiednią jakość, muszą fazę grupową przejść jak najmniejszym nakładem sił - oczywiście w miarę możliwości. Pamiętajmy, że turniej trwa miesiąc i trudno przez tak długi okres być w najwyższej dyspozycji.
To oznacza, że faworyci mają obawy, że "wystrzelają" się w pierwszych pojedynkach?
- Chyba właśnie taka myśl im przyświeca. Oczywiście nie każdy może sobie na to pozwolić, bo np. Holandia zaczynała od starcia z Hiszpanami. To był rewanż za finał poprzedniego mundialu, więc nie było mowy o jakimkolwiek oszczędzaniu sił. Jeśli jednak ktoś może nieco zwolnić, to myślę, że to zrobi.
[ad=rectangle]
To dotyczy tylko głównych kandydatów do medali?
- Raczej tak, bo inne ekipy, czyli debiutanci albo niżej notowane reprezentacje będą rzucać wszystkie siły już na premierowe pojedynki. One nie mają wyjścia, bo w przeciwnym wypadku po prostu pojadą do domu po fazie grupowej.
Nie wszystkim jednak kalkulacja się opłaciła, bo Urugwaj doznał wyjątkowo bolesnej porażki z Kostaryką.
- Zdarza się oczywiście, że wcześniejsze założenia biorą w łeb i dlatego trzeba bardzo uważać. Ocena ostrożniejszej postawy jest zależna wyłącznie od wyniku. Jeśli udaje się zdobywać punkty - tak jak Argentyna - to nie ma powodów do krytyki. Co do Urugwajczyków, to faktycznie mocno sobie skomplikowali sytuację.
Czy pana zdaniem mogą jeszcze wyjść z grupy?
- Ja bym ich nie skreślał. W pierwszym spotkaniu zawiedli na całej linii, ale pamiętajmy, że ten zespół przed mundialem był wymieniany nawet w gronie głównych faworytów. Sądzę, że stać go na dobre wyniki z Anglią i Włochami. Będzie to trudne, lecz na pewno nie niemożliwe.
Starcie Synów Albionu z Italią to zdaniem wielu ekspertów najlepszy jak dotąd mecz na mundialu. Zgadza się pan z tymi opiniami?
- Tak. Obie drużyny potraktowały tę konfrontację bardzo prestiżowo i wiedziały, że w tym momencie muszą zagrać na maksimum możliwości. Tak też zrobiły. Włosi dzięki zwycięstwu zyskali bardzo wiele. Pokonali najtrudniejszego rywala w grupie, a jeśli w 2. kolejce zapewnią sobie awans, to na koniec pierwszej fazy zyskają możliwość wystawienia dublerów. To też może mieć spore znaczenie w kwestii ich dalszych losów na turnieju.
Jak pan ocenia dotychczasowe mecze mistrzostw? Na brak emocji chyba nie można narzekać.
- Bramek pada dużo i z tego powodu kibice się nie nudzą. Poziom jednak nie jest przesadnie wysoki nie jest. Dotąd zachwycił tylko mecz Anglii z Włochami oraz postawa Holendrów.
Rysą na mistrzostwach są pomyłki sędziowskie. Co zrobić, by w końcu je wyeliminować?
- Pomysłów jest wiele, ale najlepszym rozwiązaniem są powtórki. Sprawdziła się też technologia goal line. Bez niej niewykluczone, że sędzia nie uznałby jednej z bramek dla Francji. Co do samych powtórek, to mogą one wydłużyć rywalizację, lecz na to też jest sposób. Można zastosować rozwiązanie znane z tenisa, a więc np. możliwość dwukrotnego zażądania przez danego trenera sprawdzenia konkretnej sytuacji na wideo. Warto ponadto pomyśleć o dwóch arbitrach głównych, bo jeden po prostu nie nadąża za akcjami i stąd bierze się sporo pomyłek.