"Baloniku nasz malutki,
rośnij, rośnij okrąglutki.
Balon rośnie, że aż strach
Przebrał miarę no i trach!"
Tym razem to już wszystkim pokażemy, bo w końcu mamy drużynę, której ranking FIFA niestraszny i którą można podbijać świat. Co tam, jakiś Senegal, Kolumbia, Japonia. Grupę weźmiemy z marszu, a potem niech się nas boją Anglicy albo Belgowie. Z nimi oczywiście sobie poradzimy, w ćwierćfinale zagramy z Niemcami i będzie się działo. Robert Lewandowski pójdzie na króla strzelców, a Piotr Zieliński rozegra swój turniej życia.
Właśnie tak miał w opinii przeciętnego kibica wyglądać mundial w Rosji w wykonaniu reprezentacji Polski. Cóż, może i taki będzie, ale na razie równie prawdopodobne jest to, że wszystkie opcje polityczne w kraju się pogodzą i zaśpiewają razem "Kumbaya". Na razie, śmiejąc się przez łzy, możemy sobie podśpiewywać powszechnie znaną piosenkę dla dzieci. Pasuje jak ulał, jakby ktoś pisał ją specjalnie na okoliczność meczu z Senegalem.
Balon pękł z takim hukiem, że po końcowym gwizdku w promieniu kilometra od stadionu Spartaka zatrzęsły się szyby i rozszalały się samochodowe alarmy. Ponoć widziano też ludzi rzucających się na ziemię z rękami na głowie.
Polscy piłkarze zamiast nieznanej jeszcze opowieści o odwadze i męstwie postanowili zmusić swoich kibiców do przeczytania dobrze znanej i wyjątkowo nielubianej lektury. Tej, którą wszyscy czytali już dwanaście lat temu, a przyjemności mieli z tego tyle, ile z omawiania "Nad Niemnem".
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Polska - Senegal. Kuriozalna bramka dla rywali. Ekspert wskazał głównego winnego
Lata mijają, a dla polskiej piłki czas stoi w miejscu. Czy reprezentację mamy przeciętną, czy całkiem niezłą, na mundialu i tak od pierwszego meczu dajemy się bić. Senegalczycy nawet bić nas nie chcieli, woleli na początku porozmawiać. Ale po pół godzinie stwierdzili, że rozmowa się za bardzo nie klei, a skoro sami wystawiamy się na strzał, to oni skorzystają z okazji. Wzięli co ich, a my zacieramy ręce, bo już czekają na nas ukochane mecze o wszystko i o honor.
Gwiazda dnia: Arkadiusz Milik - oj, przygwiazdorzył. Gdyby jego koledzy wiedzieli, co odstawi, pewnie wzięliby na boisko kilka "Snickersów". Nie dość, że grał fatalnie (przez 73. minuty wymienił jedno podanie z Robertem Lewandowskim), to jeszcze stroił fochy. Większość swojej energii zużył na robienie obrażonej miny i wymachiwanie rękami do kolegów. Nie uznawał autorytetów, nawet Lewandowskiego nie chciało mu się słuchać. Na boisku w Moskwie po prostu się zgubił i powinien był zjechać do bazy już w przerwie. Adam Nawałka dał mu pograć o 28 minut za długo.
(Anty)Bohater dnia: Thiago Cionek - cała Polska wolała, żeby Kamila Glika zastąpił Jan Bednarek i cała Polska uważała, że Thiago Cionek w pierwszym składzie zwiastuje katastrofę. Tylko jeden człowiek był innego zdania. Niestety, był nim Adam Nawałka. Ciekawe czy przynajmniej po spotkaniu z Senegalem selekcjoner dodał dwa do dwóch i teraz już wie, że Cionka powinien trzymać jak najdalej od boiska? Jego ulubieniec był tak "elektryczny", że mógłby zostać samodzielnym źródłem energii dla paru moskiewskich osiedli (kolega nazwał go nawet drugim najsławniejszym elektrykiem po Lechu Wałęsie). Do tego ten samobój... Niby miał pecha, ale gdybyście mieli obstawiać w tym meczu swojaka, to przyznajcie szczerze - większość z was wskazałaby na Cionka. A jeśli Cionek chce być szczery sam ze sobą, to przed Kolumbią powinien iść do Nawałki i powiedzieć mu, że grać nie powinien.
Wygrani:
Reprezentacja Japonii - miała być najsłabszym zespołem w grupie H, a ograła drużynę uważaną za najmocniejszą. Okej, mieli szczęście, że już w trzeciej minucie z boiska wyleciał Carlos Sanchez, ale umieli temu szczęściu pomóc. Po tej drużynie widać japoński kult pracy - umiesz tyle, ile umiesz, ale swoje musisz zrobić choćby nie wiem co. Japończycy zrobili więcej.
Reprezentacja Senegalu - w meczach drużyn europejskich z afrykańskimi zazwyczaj te pierwsze starają się zdusić entuzjazm rywali, potem ich wypunktować i wygrać jak najmniejszym nakładem sił. Właśnie tak zrobili Chorwaci z Nigeryjczykami. W spotkaniu Senegalu z Polską wyglądało to całkowicie odwrotnie. To nasi lepiej odrobili lekcje, grali mądrzej i byli sprytniejsi. Zmęczyć się specjalnie nie musieli, bo oba gole Biało-Czerwoni postanowili podarować im sami. Nie pokazać prawie nic i wygrać to rzadkie w przypadku drużyn z Afryki. Senegalczykom się udało i za to szacunek.
Aliou Cisse - nie wiemy, co mówił M'Baye Niangowi, kiedy ten stał za linią boczną i szykował się do wbiegnięcia na boisko, ale jeśli podpowiadał mu, jak zrobić Bednarka w konia, to lepszy z niego cwaniak. Do tego plus za mądre ustawienie drużyny, która wyglądała na dojrzalszą, od naszej.
Reprezentacja Rosji - w gospodarzy turnieju przed startem mistrzostw nie wierzyli nawet ich kibice, a po dwóch meczach "Sborna" jest już niemal pewna awansu do 1/8 finału. 5:0 Arabią Saudyjską poprawili 3:1 z Egiptem i jak na razie są przeciwieństwem Polski - oczekiwania w stosunku do nich były niewielkie, a wyniki przerastają oczekiwania. Ktoś powie, że mieli słabszych rywali, niż Senegal, ale czy między Egiptem a Senegalem jest tak duża różnica poziomu? Nie. "Maładcy" od kilkudziesięciu tysięcy kibiców pod koniec spotkania z Egiptem w Sankt Petersburgu był najlepszą recenzją ich gry.
Przegrani:
Adam Nawałka - jesteśmy bardzo ciekawi, co nim kierowało, gdy do wyjściowego składu na Senegal wpisywał Thiago Cionka. Dowiedzieć się nie dowiemy, bo nawet jeśli ktoś zada mu to pytanie, to usłyszy że coś tam, coś tam, zarówno w ofenzywie jak i w defenzywie. Nawałka podjął więcej złych decyzji. To on najlepiej wie, w jakiej formie są jego piłkarze, więc jakim sposobem nie dostrzegł, że Łukasz Piszczek jest cieniem samego siebie i że Arkadiusz Milik nie nadaje się do gry. Jakimś pocieszeniem jest fakt, że swoje błędy dostrzegł i ściągnął obu z boiska. Oby przed Kolumbią wiedział już, kto w jego drużynie najlepiej na tę chwilę gra w piłkę.
Łukasz Piszczek - kim jest człowiek, który zagrał z Senegalem i co zrobił z prawdziwym Łukaszem Piszczkiem? Najlepszy obok Jakuba Błaszczykowskiego polski piłkarz Euro 2016 do tej pory był gwarantem wysokiego poziomu, piłkarzem, który robił różnicę. We wtorek też ją robił, tyle że w złą stronę. Ostatni raz tyle razy dał się ograć... no chyba nigdy. Senegalczycy mieli z nim łatwą robotę, wystarczyło biec przy nim i poczekać, aż sam się przewróci.
Grzegorz Krychowiak - strzelony gol nie zmazuje jego win. Niedokładny, niepewny, nie potrafił wyprowadzić piłki z naszej strefy obronnej i od tego zaczynały się wszystkie problemy. A co chciał zrobić, kiedy w zupełnie niegroźnej sytuacji podał do tyłu, co skończyło się golem na 0:2, wie tylko on sam. Gdyby szukać odpowiedniego odniesienia do jego występu w tak lubianym przez "Krychę" świecie mody, jedyne co przychodzi nam na myśl to rozrywkowy program "Królowie kiczu".
Carlos Sanchez - żeby nie było, że pastwimy się tylko nad Polakami. Widać, że pomocnik reprezentacji Kolumbii nie gra w gry komputerowe. One całkiem nieźle uczą oceny ryzyka i szybkiej kalkulacji, jakie rozwiązanie w danej sytuacji jest najlepsze, lub najmniej złe. Kiedy osiem lat temu Luis Suarez zatrzymał zmierzającą do bramki piłkę w dogrywce ćwierćfinału mistrzostw świata, zachował się rozsądnie. Dał się wyrzucić z boiska, żeby jego drużyna skromną szansę na utrzymanie remisu. Sanchez zachował się tak samo, tyle że w 3. minucie pierwszego meczu turnieju. Jakby mniej więcej 20-procentowa szansa na nie stracenie gola z rzutu karnego była warta rozgrywania całego spotkania w osłabieniu. Nie była.
Zenujace.
To po to Wawrzynowski dostal delegacje do Moskwy???
W każdym meczu zawsze pierwszą bramkę tracimy z centry od jego strony i dziwię się Piszczkowi, że się jeszcze n Czytaj całość