EBL. Katastrofa Enea Astorii po przerwie... Udany pościg Trefla w Bydgoszczy

PAP / Tytus Żmijewski / Na zdjęciu: Markus Loncar (z prawej) i Dominik Olejniczak
PAP / Tytus Żmijewski / Na zdjęciu: Markus Loncar (z prawej) i Dominik Olejniczak

Koncert Enea Astorii Bydgoszcz do przerwy i równie katastrofalny występ po zmianie stron. Podopieczni Artura Gronka po 20 minutach prowadzili z Treflem Sopot 46:26, a finalnie przegrali 77:82. Gości do triumfu poprowadził Michał Kolenda.

Od samego początku swój styl gry narzucili podopieczni . Gospodarze - jak na nich przystało - grali szybko i wykorzystywali każdy błąd rywali. Na nic zdał się nawet czas wzięty przez  na początku drugiej kwarty. "Asta" z każdą akcją powiększała swoje prowadzenie, które po czternastu minutach meczu wynosiło już 16 "oczek".

W kolejnych minutach trwała wymiana ciosów, ale po kolejnych błędach w obronie, wykorzystywanych przez - dosłownie - fruwającego nad koszami Markusa Loncara, ponownie o przerwę poprosił opiekun Trefla. Koncert Enea Astorii jednak trwał, efektem czego po dwóch kwartach w Bydgoszczy było... 46:26 dla miejscowych.

Gra Trefla wyglądała po prostu źle. Karol Gruszecki formę strzelecką ewidentnie zostawił w Sopocie (1/8 z gry do przerwy), a jedynym naprawdę jasnym punktem przyjezdnych był Dominik Olejniczak, autor 12 punktów i 7 zbiórek. Gdyby nie on, zółto-czarni nie istnieliby w ogóle...

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: była gwiazda narciarstwa szaleje na wakeboardzie

Po zmianie stron goście wyszli zupełnie odmienieni i zaczęli gonić wynik. Działo się to jednak przy wydatnym udziale Enea Astorii. Bydgoszczanie w pierwszej połowie popełnili bowiem zaledwie trzy straty, podczas gdy w samej tylko trzeciej kwarcie zanotowali ich aż 8. Gospodarzom we znaki dawał się szczególnie Martynas Paliukenas, który rewelacyjnie naciskał bydgoskich rozgrywających.

To właśnie przechwyty Litwina, a nawet celny rzut za trzy (co przecież uchodzi za jego słaby punkt) sprawiły, że goście uwierzyli w siebie, poszli za ciosem, a przed ostatnią kwartą przegrywali już zaledwie 56:58. I od tego momentu zaczęła się prawdziwa walka, w której główną rolę zaczął odgrywać Michał Kolenda. Skrzydłowy gości raz po raz trafiał swoje próby trzypunktowe, będąc w niesamowitym gazie. Decydujący cios zadał jednak jego brat.

Przy remisowym wyniku, 77:77, Łukasz trafił niesamowicie ważną trójkę, choć wcześniej fatalnie pudłował nie tylko z dystansu, ale ogólnie z gry. Pojedynek zakończył z zaledwie trzema celnymi rzutami z piętnastu wykonanych, miał także pięć zbiórek, dwie asysty i trzy straty, a i tak został bohaterem swojego zespołu. Z kolei bydgoszczanie po raz kolejny stracili w meczu olbrzymią przewagę, co trudno w logiczny sposób wytłumaczyć...

Enea Astoria Bydgoszcz - Trefl Sopot 77:82 (18:11, 28:15, 12:30, 19:26)
Enea Astoria:

Michał Chyliński 17, Paulius Dambrauskas 14, Corey Sanders 13, Markus Loncar 11 (10 zb.), Tomislav Gabrić 10, Łukasz Frąckiewicz 6 (10 zb.), Jakub Nizioł 4, Marcin Nowakowski 2, Michał Krasuski 0.

Trefl: Michał Kolenda 19, Dominik Olejniczak 16, Łukasz Kolenda 11, Darious Moten 9, Martynas Paliukenas 9, Karol Gruszecki 8, Paweł Leończyk 8 (10 zb.), TJ Haws 2.

#DrużynaMZP+-Pkt
1 Enea Stelmet Zastal Zielona Góra 30 27 3 2853 2357 57
2 Legia Warszawa 30 21 9 2540 2306 51
3 Arged BM Stal Ostrów Wielkopolski 30 20 10 2547 2384 50
4 WKS Śląsk Wrocław 30 20 10 2513 2377 50
5 Trefl Sopot 30 19 11 2531 2379 49
6 Polski Cukier Start Lublin 30 17 13 2433 2414 47
7 King Szczecin 30 17 13 2354 2415 47
8 PGE Spójnia Stargard 30 16 14 2505 2472 46
9 MKS Dąbrowa Górnicza 30 14 16 2470 2539 44
10 Arriva Polski Cukier Toruń 30 12 18 2579 2623 42
11 Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz 30 12 18 2572 2677 42
12 Tauron GTK Gliwice 30 11 19 2455 2550 41
13 Anwil Włocławek 30 10 20 2481 2580 40
14 HydroTruck Radom 30 10 20 2333 2485 40
15 Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia 30 8 22 2233 2584 38
16 SKS Starogard Gdański 30 6 24 2558 2815 36

Czytaj także:
Suzuki I liga. Pierwsza z kolejek bez publiczności. Kibice hit z Wałbrzycha zobaczą w internecie >>
EBL. Legia Warszawa. Gorący telefon w klubie. Wojciech Kamiński: Agenci wyczuli temat >>

Źródło artykułu: