Od końca października Damian Jeszke był kontuzjowany. Zerwania więzadła i uszkodzenia torebki stawowej doznał w trakcie meczu pierwszoligowych rezerw Rosy z AZS-em AGH Kraków. Przez ponad miesiąc znajdował się poza rotacją wicemistrzów Polski, trenując indywidualnie z Arturem Packiem, trenerem przygotowania motorycznego w klubie z Radomia, oraz oglądając poczynania kolegów jedynie w roli widza.
Do składu drużyny prowadzonej przez Wojciecha Kamińskiego powrócił na dobre w środowym, przegranym 63:79 starciu Basketball Champions League z BK Ventspils. We wcześniejszych pojedynkach znajdował się w kadrze zespołu, ale tylko po to, aby uzupełnić liczbę Polaków.
W konfrontacji dziewiątej kolejki zanotował ponad dziewięć minut. Nie zdobył ani jednego punktu, miał dwie zbiórki. - Ciężko dosyć - odpowiedział krótko, zapytany o to, jak czuł się na parkiecie hali MOSiR po dość długiej przerwie.
Skrzydłowy musiał uważać na nogę. - Skutki urazu są jeszcze odczuwalne, jest dość spory dyskomfort - powiedział, choć zapewnił od razu: - Starałem się nie myśleć o kontuzji.
W niedzielę po raz kolejny znajdzie się w składzie Rosy. Tym razem wicemistrzowie Polski podejmą Asseco Gdynia. - Czuję się trochę lepiej - mówi Jeszke przed meczem jedenastej kolejki Polskiej Ligi Koszykówki.
ZOBACZ WIDEO Ewa Brodnicka wspomina, jak poskromiła pijanego adoratora