Stelmet BC w najszybszy możliwy sposób, bo po czterech meczach, mógł się cieszyć z tytułu najlepszej drużyny Tauron Basket Ligi. Pokonał Rosę, wicelidera tabeli po rundzie zasadniczej. W ostatnim, czwartkowym starciu, zwyciężył 64:53, stawiając kropkę nad "i".
- To nie były tak łatwe mecze, jak mógłby sugerować wynik - zaznaczył po ceremonii wręczenia medali Mateusz Ponitka. Wydaje się, iż niezwykle istotny dla końcowego rezultatu rywalizacji finałowej był pierwszy pojedynek, wygrany przez ekipę z Zielonej Góry 86:80. - To spotkanie było kluczowe dla nas, ponieważ po dłuższej przerwie musieliśmy wejść w swój rytm i odzyskać pewność grania - przyznał koszykarz.
Podopieczni Saso Filipovskiego odprawili bowiem z kwitkiem Energę Czarnych Słupsk w półfinale, triumfując w trzech meczach. Z kolei radomianie potrzebowali czterech konfrontacji do wyeliminowania Anwilu Włocławek. - Myślę, że to się udało, na czym najbardziej nam zależało. Triumfujemy, ale brawa należą się również Rosie za cały sezon, za walkę. Zabrała nam Puchar Polski, więc musieliśmy się zrewanżować w finale - kontynuował 22-latek.
ZOBACZ WIDEO Dawid Konarski: Chłopcy mieli w pamięci Londyn (Źródło TVP)
{"id":"","title":""}
- Pierwszy mecz był najtrudniejszy, ponieważ w przypadku zwycięstwa rywali ta seria pewnie potrwałaby dłużej i inaczej mogłoby się to wszystko potoczyć. Było to ciężkie spotkanie dla obu stron, zakończone po dwóch dogrywkach, co rzadko się zdarza - podkreślił obwodowy.
Ponitka był jedną z kluczowych postaci Stelmetu nie tylko w rywalizacji o złote medale, ale w całym sezonie. Trafiał ważne rzuty, potrafił również świetnie zachować się w obronie. Jeszcze przed czwartym spotkaniem spekulowano, że albo on, albo Dee Bost sięgnie po tytuł MVP finałów.
Reprezentant Polski potrafił docenić klasę rywala. - To jest perspektywiczny klub, który jeszcze niejeden sezon zagra na wysokim poziomie i niejeden raz znajdzie się w finale - skomentował.