Porównywanie AZS do Stelmetu i Turowa jest niedorzeczne - rozmowa z Piotrem Kwiatkowskim, dyrektorem AZS Koszalin

- W Polsce nie można mówić, że grasz o wszystko bo szydzą z ciebie. W USA gdybym powiedział, że naszym celem jest czwarte miejsce, to zwolniliby mnie z pracy - mówi Piotr Kwiatkowski, dyrektor AZS.

Karol Wasiek: Chyba śmiało można zaryzykować tezę, że budowa składu na ten sezon w pełni wam się udała...

Piotr Kwiatkowski: Trzeba zacząć od tego, że to już nie jest AZS radosnej koszykówki, to jest AZS zbudowany z głową, gdzie każdy element układanki miał do siebie pasować. Zespół jest tak zbudowany, że są medialne gwiazdy, są ludzie od czarnej roboty i zawodnicy pomiędzy tym. Problemem trenera jest to, by utrzymać to wszystko w ryzach. Tylko, że albo się chcę grać na poważnie, albo bawić w koszykówkę. Trener Igor Milicić chce grać na poważnie. I co więcej ma umiejętności, by to robić. Choć podczas okresu transferowego zdarzało się nam rzucać słuchawką i marudzić pod nosem (śmiech). Na razie wszystko idzie w dobrym kierunku, ale sezon jest jeszcze długi. Na oceny poczekajmy do końca sezonu. Nic jeszcze nie wygraliśmy, ale też nie przegraliśmy.

[ad=rectangle]

Jak pan ocenia kilka miesięcy Garricka Shermana w klubie? Czemu on nie zafunkcjonował?

- To nie jest tak, że nie zafunkcjonował. To bardzo dobry gracz. Świetnie gra tyłem do kosza, bardzo dobrze broni, ma niezłe manewry podkoszowe. Polska liga jest jednak bardzo fizyczna i musi popracować nad swoim ciałem, by być silniejszym. Myślę, że gdyby trafił do ligi, gdzie gra się bardziej finezyjny basket byłoby mu łatwiej. Ale ja nie żałuję. To dobry zawodnik, może gdyby Krzysiek Szubarga nie złapał kontuzji Garrickowi byłoby dużo łatwiej grać w naszym systemie. Ale to tylko gdybanie. Życzę mu by dalej dobrze się rozwijał.

Od kiedy zaczęliście myśleć na temat pozyskania nowego zawodnika?
-

Myśleliśmy nad kimś pod kosz od początku sezonu, bo to był nasz słabszy punkt, ale wynikał też z ograniczeń budżetowych. Najlepsi gracze na tych pozycjach kosztują tyle co nasza pierwsza piątka. Można się z tego śmiać, ale to są realia.

Dlaczego wybór padł akurat na Radenovicia?

- Radenović wydaje się idealnym kandydatem do gry w zespole trenera Igora Milicica. Ivan doda nam więcej energii i umiejętności w podkoszowej walce.

AZS Koszalin w tym sezonie zdobędzie medal?
AZS Koszalin w tym sezonie zdobędzie medal?

O co gracie w tym sezonie? Czy te cele w trakcie rozgrywek się nieco nie zmieniły? Walka o medal jest chyba sprawą otwartą?

- Trudno udawać, że bijemy się o play-off. Mimo że budżetowo jesteśmy niżej niż Energa Czarni, Śląsk i pewnie kilka innych zespołów, to bijemy się o czwórkę. Za pieniądze podobne jak rok temu zbudowaliśmy dużo mocniejszy skład. Jest to oczywiście wypadkowa różnych rzeczy. Czasami to my podjęliśmy ryzyko, czasami zawodnicy (śmiech). Wykonaliśmy jednak dużo pracy, by ten skład był optymalny. Chcemy wygrywać. Mamy taki zespół, że każdego gracza w szatni interesuje tylko zwycięstwo. To jest sport i nikt nie chce przegrać, nawet jeżeli wiesz, że przeciwnicy są mocniejsi. To jest rozsądek, ale on na szczęście nie gra.

W Polsce nie można mówić, że grasz o wszystko bo szydzą z ciebie. W USA gdybym powiedział, że naszym celem jest czwarte miejsce, to zwolniliby mnie z pracy. Podsumowując - chcemy spokojnie wprowadzić ten klub do czołówki i zostać tam dłużej niż pół sezonu.

[b]

Ostatnio w wywiadzie pan powiedział, że dużo odbiegacie od Stelmetu i PGE Turowa. Dlaczego tak pan sądzi? Czy nie znajduje pan elementów, w których byli byście lepsi od nich? Czy zgodziłby pan się z taką tezą, że AZS jest zawieszony pomiędzy PGE, Stelmetem i resztą ligi?[/b]

- Jesteśmy jednym z najbardziej solidnych finansowo klubów w Tauron Basket Lidze. To jest nasz duży atut. Lata pracy prezesa Marcina Kozaka, by doprowadzić finanse do tak dobrego stanu. Jednak porównywanie jakiegokolwiek polskiego klubu do Stelmetu czy Turowa jest niedorzeczne.

Czemu tak pan uważa?

- To jest przepaść, inny świat, nawet w naszych warunkach. Ale i my staramy się zmieniać. Mając w zespole Qyntel Woodsa, Szymona Szewczyka czy Ivana Radenovica, którzy byli w najlepszych klubach świata, dopiero dociera do nas ile jeszcze drogi przed nami, by poprawić naszą organizację. Ale nie od razu Kraków zbudowano. Uczymy się wszyscy i wszyscy w klubie mamy wspólny cel. Na pewno AZS z roku na rok się rozwija i jest coraz bardziej szanowany.

Pokonaliście Stelmet, ale teraz przed wami kolejna trudna przeszkoda - Energa Czarni Słupsk. Dodatkowym smaczkiem jest rywalizacja derbowa. Jak się pan zapatruje na ten mecz?

- Wiem, że dla naszych kibiców ten mecz jest bardzo ważny, ale dla mnie, trenera czy zawodników, to tylko kolejny rywal w terminarzu. Niczym się nie różni od spotkania ze Stelmetem czy Jeziorem. Mamy w Słupsku robotę do zrobienia. Chcemy wyjść, wygrać i wrócić do domu. Czarni w tym sezonie nie są na naszym pułapie, ale u siebie to mocny zespół. W Gryfii, przy głośnym dopingu, zawsze gra się dobrze, ale też trudno. Będzie ciekawie.

Źródło artykułu: