Dla Stelmetu Zielona Góra osiem punktów wywalczył Przemysław Zamojski, który od jakiegoś czasu boryka się z przeziębieniem. Mimo choroby, rzucający w środę spędził na parkiecie niespełna 30 minut. - Ta choroba już się ciągnie przez trzy tygodnie. Mam mocny kaszel, zaraziłem się od dzieci i nie mogę się z niego wyleczyć. Na boisku się o tym jednak nie myśli - liczy się wtedy tylko zwycięstwo - przyznał "Zamoj".
[ad=rectangle]
Wicemistrzowie Polski schodzili do szatni z dziewięciopunktową zaliczką, a pewnym momencie biało-zieloni prowadzili różnicą nawet 14 oczek. W trzeciej kwarcie Pinarowi Karsiyaka udało się jednak odrobić straty i nawet wyjść na kilkupunktowe prowadzenie. - Mieliśmy kilka trudnych sytuacji, pojawiło się trochę głupich decyzji w ataku, straty, szybka kontra rywala i tak roztrwoniliśmy tę przewagę. Trener zachował jednak spokój i myślę, że to było kluczowe. Wiadomo, że pojawiło się kilka ostrych słów, ale Filipovski kazał nam zachować spokój, grać swoje i wierzyć w to, że jeszcze ten mecz wygramy - skomentował niespełna 28-latek.
Konfrontacja z tureckim zespołem była dla Stelmetu ostatnim meczem Pucharu Europy przed własną publicznością w bieżącym sezonie. - Chcieliśmy, by kibice zobaczyli wygrany, ostatni mecz w naszej hali i to się udało. Mam nadzieję, że na otarcie łez uda nam się jeszcze wygrać na wyjeździe w Ventspils - zakończył Zamojski.