Zaledwie 11. miejsce na koniec sezonu, mnóstwo urazów i zmian w składzie, a do tego nieporozumienia na linii zarząd-zawodnicy sprawiają, że kibice w Tarnobrzegu na długo zapamiętają zakończone już rozgrywki. - Nie mogę powiedzieć, że ten sezon był dla nas świetny. Wygraliśmy bardzo mało meczów, a zbyt wiele rzeczy sprawiło, że tak wyglądała nasza postawa. Jestem jednak zadowolony, że wróciłem do gry i do tego miasta - przyznaje Kevin Goffney.
[ad=rectangle]
W obliczu pozyskania nowego partnera, jakim był Stabill fatalny rezultat jest z pewnością podwójnie bolesny zarówno dla władz klubu, jak i samych kibiców. Jedynym pozytywnym akcentem była sensacyjna wygrana ze Stelmetem i awans do turnieju finałowego Pucharu Polski. Amerykanin grał już na Podkarpaciu w sezonie 2010/2011, ale również tamte rozgrywki były dla tarnobrzeżan kompletnie nieudane. - Jakościowo teraz mieliśmy zdecydowanie lepszy zespół. Tak jak jednak wspomniałem, zbyt wiele rzeczy poza parkietem miało na nas wpływ. Z pewnością ta drużyna powinna osiągnąć znacznie więcej - dodaje Goffney.
W zgodnej opinii wielu kibiców i obserwatorów zakończony już sezon był najgorszym dla drużyny z Tarnobrzega od momentu jej awansu na parkiety ekstraklasy. Co prawda w swoim debiutanckim sezonie zespół wygrał jeszcze mniej spotkań i był czerwoną latarnią ligi, ale i oczekiwania były mniejsze. - Wtedy była inna sytuacja. Klub pierwszy raz grał w najwyższej lidzie i dlatego popełniał pewne błędy. Dla wszystkich była to pewna nowość i nie do końca każdy się w tym odnalazł. Teraz był to już czwarty sezon w tej lidze, więc na pewno było łatwiej. Jako drużyna dzięki temu byliśmy mocniejsi i był duży potencjał, ale nie został w ogóle wykorzystany - analizuje Amerykanin.
Dość powiedzieć, że Jezioro Tarnobrzeg wygrało zaledwie jeden ligowy mecz z rywalem, który znalazł się w górnej "szóstce". Trzeba jednak sprawiedliwie oddać, że zespół z Podkarpacia nie miał szczęścia. Poza urazami i zawirowaniami kadrowymi przegrał wiele starć w samej końcówce, nie rozstrzygając na własną korzyść praktycznie żadnego takiego meczu. Amerykanin grał bardzo dużo jako rzucający obrońca, co było dla niego momentami dość niewygodne. - Jedyne, co w tym sezonie było gorsze, to dobór graczy zagranicznych. Nie chodzi o ich jakość, a samo ustawienie. W czasie swojego pierwszego sezonu w Polsce czułem się lepiej, teraz wielu zawodników nie było wykorzystanych optymalnie. Wtedy każdy wiedział, gdzie zagra. Teraz było naprawdę dużo zamieszania - podkreśla 27-letni gracz.
Goffney był jednym z aż siedmiu Amerykanów, którzy w sezonie 2013/2014 zagrali na Podkarpaciu. Cały sezon przetrwali jedynie Chaisson Allen, Andrew Fitzgerald i Nicchaeus Doaks. W listopadzie z zespołem pożegnał się Chase Simon, a w grudniu miesięczny epizod zaliczył Tony Weeden. Oblicza Jeziora nie odmienił także Reggie Hamilton. Szanse na pozostanie w składzie mają jedynie Fitzgerald i Simon.