- Chcę walczyć! - rozmowa z Bryanem Bailey'em, nowym rozgrywającym PGE Turowa

Bryan Bailey to 28-letni koszykarz, który występuje na pozycji rozgrywającego. Amerykanin w poprzednim sezonie w barwach Bośni Sarajewo występował w rozgrywkach Pucharu ULEB, a najbliższy rok spędzi w Polsce - w PGE Turowie Zgorzelec.

Damian Chodkiewicz: Zaliczył pan udane sezony w Niemczech, a także w Pucharze ULEB. Dlaczego zdecydował się pan na Turów?

Bryan Bailey: W ubiegłym roku występowałem w Pucharze ULEB i chciałem to powtórzyć, przynajmniej powtórzyć w dobrej drużynie. Turów będzie miał tę możliwość w tym roku. Dlaczego tutaj przyszedłem? Chcę walczyć, chcę grać o najwyższe cele, a poza tym słyszałem wiele dobrych słów o trenerze Saso Filipovskim, który szczęśliwie doprowadził do fazy Final Eight drużynę debiutującą na europejskich parkietach. Myślę, że był to bardzo dobry wybór.

Mówi się, iż w każdym klubie, w którym pan występował, był liderem. To prawda?

- To nie tak. Nigdy nie myślałem o gwiazdorstwie i nigdy o tym nie myślę. Po prostu staram się grać najlepiej jak tylko potrafię chcę i pomóc drużynie wygrać. Zawsze daję z siebie wszystko, by zespół, dla którego gram, mógł wygrać, a wyniki przychodzą przy okazji. To drużyna jest ważniejsza niż ty.

Brał pan odpowiedzialność gry na siebie, czy wspierał i motywował innych?

- Jeśli chodzi o stronę sportową, to gracz na mojej pozycji musi współpracować i stara się robić miejsce dla kolegów, by oni mogli oddać rzut, a czasami bierze ciężar gry na siebie. Jeśli chodzi o stronę personalną, to jestem człowiekiem bardzo przyjaźnie nastawionym do świata. Nigdy nie popadam w konflikty i nigdy nie mam z nikim problemu. Jestem otwarty. Taka jest już moja osobowość. Jeśli spotykam kogoś na ulicy, to staram się uśmiechnąć, bo to często droga do sukcesu (śmiech).

W Turowie występował już gracz z Bośni Sarajewo, pański kolega - Lance Williams.

- Lance to dobry chłopak i świetny gracz. Dobrze się z nim współpracuje. Graliśmy razem w ubiegłym roku. Williams opowiedział mi kilka rzeczy o Turowie Zgorzelec i przeżytych tutaj przygodach.

Lance był dobrym duchem zespołu. A jaki prywatnie jest Bryan Bailey?

- Może nie jestem taki sam jak on, bo przecież nie ma dwóch takich samych ludzi, ale z całą pewnością mogę powiedzieć, że jestem podobny do niego (śmiech). Poznaję mnóstwo nowych ludzi i jestem na pewno przyjacielski i spokojny, więc to chyba tyle.

Pewne podobieństwo można dostrzec. Lance był niezwykle wesoły, lubił żartować. Przy tym człowieku nie można się było nudzić.

- Wiem do czego dążysz. Lance jest człowiekiem, który wszystkich wspiera dobrym słowem. Ja również jestem otwarty i chętny do pomocy innym. Nieważne, czy masz problem na boisku, czy poza nim. Na początku sezonu zawsze jest ciężko - nowe twarze, nowi ludzie. Wielu kolegów przychodzi do mnie po dobre słowo, po radę. Myślę, że właśnie pod tym względem jesteśmy podobni z Lancem.

Jak podoba się panu Polska i Zgorzelec?

- Przyleciałem dopiero kilka dni temu, więc za bardzo nie miałem jeszcze okazji, by rozejrzeć się po mieście. Z informacji, które otrzymałem wiem, że to małe miasto, ale bardzo mocno dopingujące. Macie tu świetnych kibiców, którzy żyją koszykówką. Wiem również, że obok w Niemczech jest większe miasto Görlitz. Trzeba będzie pomału poznawać otoczenie.

Przyleciał pan tutaj ze swoją dziewczyną. Jak jej się podoba w tym mieście?

- Przyjechała w niedzielę, by przywieźć część rzeczy tutaj i wyjeżdża w środę, ale wróci do mnie pod koniec września, może na początku października. Ona pochodzi z Niemiec, więc zapewne będzie próbowała znaleźć jakąś pracę w Görlitz i może jej się uda. Lepsze to, niż siedzenie i nudzenie się w domu.

Jak długo się znacie? Ona jeździ z panem do każdego miasta, gdzie pan występuje?

- Wiesz co... To jest trochę pokręcone, bowiem ten sezon będzie pierwszym, kiedy ona będzie ze mną cały czas. Wcześniej działało to na takiej zasadzie, że była ze mną przez dwa miesiące, a później leciała do siebie na kolejne dwa. Następnie znowu wracała na miesiąc, czy dwa i z powrotem do domu, do rodziny. Teraz będzie to pierwszy raz, gdy cały czas będziemy razem.

Co może Pan powiedzieć o swoich nowych kolegach z zespołu?

- To świetni ludzie. Bardzo otwarci i mili. Jeśli chodzi o stronę techniczną, to z każdym dniem będzie coraz lepiej. Na treningach poznajemy styl każdego z nas i dowiadujemy się wielu ciekawych rzeczy od trenera. Poza tym trenujemy zagrywki i poznajemy je. Uczymy się zasad obrony, żelaznej obrony trenera Filipovskiego. Mamy jeszcze kilka tygodni, więc na pewno się ze sobą zgramy. Nie ma innego wyjścia!

A o Copelandzie - swoim zupełnym przeciwieństwie? To właśnie z nim będzie toczył pan rywalizację o miejsce w składzie. Amerykanin był najlepszym strzelcem i drugim podającym ligi w poprzednim sezonie.

- Zbyt wiele o nim nie wiem. Z całą pewnością jest to świetny gracz potrafiący odnaleźć się na boisku. Muszę jednak kategorycznie zaprzeczyć, bowiem nie będzie żadnej rywalizacji między nami. Będę po prostu starał się dawać z siebie wszystko, aby grać, a to, kto będzie grał, będzie zależało tylko i wyłącznie od trenerów. Nie zależy mi na tym, aby być lepszym niż Donald, ponieważ nie na tym polega ten sport. Ważne jest tylko to, bym ja był dobry i dawał z siebie sto procent możliwości.

Podobnież lubi pan zostawać po treningach i trenować indywidualnie. Saso Filipovski ceni sobie pracowitych zawodników.

- To wchodzi w część mojej osobowości. Staram się być lepszy każdego dnia. Trening treningiem, ale tam uczymy się taktyki i zagrywek, a już każdy indywidualnie trenuje rzuty, dłużej się rozciąga, czy samemu koncentruje się na piłce. To pomaga poprawić nie tylko kondycje fizyczną, ale i psychiczną, która również jest bardzo ważna w koszykówce.

Czego można życzyć Bryanowi Bailey’owi na nadchodzący sezon?

- No na pewno sukcesów drużynowych w polskiej lidze i w europejskich pucharach.

Jaki jest pana cel na przyszłe rozgrywki? O co chce pan walczyć?

- Sukcesów i dobrego sezonu. Każda drużyna wyznacza sobie za cel mistrzostwo. Może to i dobrze, ale ja uważam, że trzeba najpierw walczyć, więc moim celem jest walka.

A jakiś indywidualny cel?

Prywatne, małe sukcesy [śmiech]. Przede wszystkim poprawa swojej techniki. Chciałbym być lepszym koszykarzem, niż jestem teraz.

Komentarze (0)