To jeszcze nie koniec - relacja z meczu Energa Czarni Słupsk - Zastal Zielona Góra

Jeżeli ktoś myślał, że seria pomiędzy Energą Czarnymi a Zastalem zakończy się w niedzielę, był w wielkim błędzie. Zielonogórzanie rzutem na taśmę odnieśli zwycięstwo 78:77 i wyrównali stan rywalizacji.

Spotkanie świetnie rozpoczęło się dla gospodarzy, którzy po punktach Stanley'a Burrella oraz Darnella Hinsona wyszli na prowadzenie 5:0. Goście z Zielonej Góry błyskawicznie odrobili straty, przede wszystkim dzięki skutecznej grze Urosa Mirkovicia. Obydwie drużyny prezentowały się bardzo dobrze w ofensywie, czym nie mogły pochwalić się w piątkowym pojedynku. Czarni mieli spory problem z faulami, co starał się wykorzystywać Zastal, próbując niemal każdą akcję kończyć spod kosza. Przy stanie 12:16 o czas poprosił trener Dainius Adomaitis. Gospodarze pudłowali z łatwych pozycji, a dodatkowo nie radzili sobie z zastawianiem bronionej tablicy. Sygnał do walki dał jednak swoim kolegom Burrell. Amerykanin doskonale dyrygował zespołem, a jego punkty niemal z końcową syreną dały Enerdze Czarnym prowadzenie po pierwszej kwarcie - 25:24.

Od początku kolejnej odsłony na parkiecie wśród słupszczan nie było Burrella. Jakość gry "Czarnych Panter" gwałtownie spadła, a zielonogórzanie wyszli na pięciopunktowe prowadzenie. Taki obrót sprawy zmusił szkoleniowca gospodarzy do poproszenia o kolejną przerwę. Lider gości Walter Hodge, podobnie jak dwa dni wcześniej, nie miał najlepszego dnia. Portorykańczyk, mimo licznych prób, miał problem ze wstrzeleniem się w kosz słupskiej Hali Gryfia. Jego rolę przejął Kamil Chanas, który trafiał niesamowite rzuty zza linii 6,75 m. Zastal po dwudziestu minutach prowadził 49:41. Wynik ten spowodowany był przede wszystkim nieskutecznością słupszczan, którzy mylili się z czystych pozycji.

Po przerwie toczyła się zażarta walka punkt za punkt, ale Czarni nie mogli zbliżyć się do rywali na mniej niż pięć oczek. Grę na tablicach całkowicie zdominował Kirk Archibeque, który zbierał nie tylko w obronie, ale również w ataku. Bardzo drastycznie spadła skuteczność obydwu zespołów, spowodowane było to jednak ich niemocą, a nie lepszą defensywą. "Czarne Pantery" zaczęły bardzo skutecznie kontratakować, dzięki czemu trzy minuty przed zakończeniem kwarty wyrównały stan meczu. Znacznie przyczyniła się do tego także słupska publiczność, która w znakomity sposób motywowała swój zespół do lepszej gry. Przed ostatnią kwartą na tablicy widniał wynik 58:59, co zwiastowało wielkie emocje w ciągu następnych dziesięciu minut.

Tak jak można było się spodziewać, żadna ze stron nie odpuszczała, a prowadzenie co chwilę oddawane było z rąk do rąk. Ważne punkty dla Zastalu zdobywali Kamil Chanas i Thomas Mobley, ale wśród gospodarzy dłużni nie pozostawali Stanley Burrell czy Krzysztof Roszyk. Wszystko rozstrzygnęło się w końcówce. W tej na 4,3 sekundy przed końcem Zbigniew Białek trafił z dystansu, wprawiając w euforię słupskich kibiców. O czas poprosił wówczas trener Mihailo Uvalin. Słupszczanie znakomicie odcięli od piłki Hodge'a i Chanasa, piłka trafiła do Piotra Stelmacha. Ten w ekwilibrystyczny sposób minął Roszyka i jakimś cudem trafił równo z końcową syreną. Gospodarze starali się jeszcze protestować, ale sędziowie uznali punkty skrzydłowego, to oznaczało, że Zastal wygrał w Słupsku 78:77 i wyrównał stan rywalizacji na 2:2.

Energa Czarni Słupsk - Zastal Zielona Góra 77:78 (25:24, 16:25, 17:10, 19:19)


Czarni:
Stanley Burrell 23, Krzysztof Roszyk 13, Paweł Kikowski 12, Zbigniew Białek 9, Mantas Cesnauskis 8, Scott Morrison 5, Darnell Hinson 3, David Weaver 2, Paweł Leończyk 2.

Zastal:
Kirk Archibeque 19 (14 zb.), Walter Hodge 15, Thomas Mobley 13, Kamil Chanas 12, Uros Mirkovic 9, Piotr Stelmach 6, Marcin Flieger 2, Marcin Sroka 2.

Stan rywalizacji: 2:2

Decydujący, piąty mecz odbędzie się w najbliższą środę w Zielonej Górze. Początek
emocji o godzinie 18:30.

Źródło artykułu: