Feralnej passy nie widać końca - relacja z meczu Polpharma Starogard Gdański - Kotwica Kołobrzeg

Drużyna Polpharmy Starogard Gdański nie może znaleźć recepty na przełamanie fatalnej passy. Zespół ze stolicy Kociewia tym razem musiał uznać wyższość Kotwicy Kołobrzeg. O losach tego pojedynku zadecydowała w głównej mierze nieporadność gospodarzy w ataku oraz świetna postawa Jessiego Sappa, który momentami wręcz ośmieszał podopiecznych trenera Zorana Sretenovicia.

Polpharma tradycyjnie już wybiegła na parkiet w ustawieniu z trzema Polakami. Od pierwszych minut aktywny pod koszem był Jeremy Simmons. Amerykanin skutecznie kończył akcje gospodarzy, mimo że momentami był nawet podwajany. O ile jednak gra ofensywna starogardzkiego teamu wyglądała solidnie, o tylu już w obronie "Kociewskie Diabły" pozwalały swoim rywalom niemal na wszystko. Goście zdobywali masę łatwych punktów spod samej obręczy. W szeregach zespołu prowadzonego przez Tomasza Mrożka szalał zwłaszcza Jessie Sapp. Polpharma mogła jednak liczyć w tym fragmencie gry nie tylko na Simmonsa, ale przede wszystkim na Grzegorza Arabasa, który katował rywala rzutami z dystansu. Końcówka partii należała jednak do przyjezdnych, którzy finalnie po 10 minutach gry schodzili z parkietu z 4 "oczkami" przewagi.

Gospodarze w drugiej kwarcie szybko zabrali się za odrabianie strat, rozpoczynając od runu 6:0. Nie da się jednak ukryć, że akcje "Farmaceutów" opierały się głównie na rzutach z dystansu. Skuteczni w tym elemencie byli Tony Weeden, Brian Gilmore oraz wspomniany wcześniej Arabas. Niemal każde zagranie gospodarzy w tym fragmencie kończyło się rzutem zza linii 6,75 m. Kiedy jednak podopieczni trenera Zorana Sretenovicia stracili skuteczność z dystansu, Kotwica niemal natychmiast nie tylko obrobiła kilka punktów straty, ale też wyszła na dosyć wyraźne prowadzenie, które w pewnym momencie sięgnęło 9 "oczek". Zespół ze stolicy Kociewia przede wszystkim z minuty na minutę tracił kolejne opcje w ataku. Dwoił się i troił Arabas, jednak w pojedynkę nie był on w stanie wyciągnąć miejscowych z marazmu. Goście nadal nie mieli problemów z przełamaniem dziurawej defensywy Polpharmy. W szeregach Kotwicy szczególnie wyróżniał się Marko Djurić. Gospodarze kryzys przełamali dopiero pod koniec pierwszej połowy, kiedy to przebudzili się Gilmore oraz Weeden. To głównie dzięki tym zawodnikom "Kociewskie Diabły" dopadły rywala, choć należy podkreślić, że ich gra nadal nie była zadowalająca. Starogardzki team przy życiu utrzymywała jedynie fenomenalna wręcz skuteczność rzutów zza łuku (9/15).

- Przed meczem uczulałem swoich zawodników na to, że jeżeli Polpharmie pozwoli się na swobodę w ataku, to ten zespół może się rozkręcić, a przez to trudno będzie nam walczyć o zwycięstwo - mówił na pomeczowej konferencji trener Mrożek.

Po przerwie gospodarze zdecydowali się przerzucić nieco ciężar gry pod kosz. Po raz kolejny mogli liczyć tam na rażącego w tym sezonie niestabilną formą Simmonsa, który urastał do miana lidera miejscowego teamu w tym starciu. W szeregach gości niezawodny był natomiast Sapp, który momentami ośmieszał wręcz defensywę Polpharmy. Amerykanin z łatwością penetrował strefę podkoszową rywala, a do tego jeszcze znakomicie kreował pozycje rzutowe dla swoich partnerów. Przez wzgląd na taki obrót wydarzeń trener Sretenović poprosił o przerwę. Po niej gospodarze w pewnym stopniu ograniczyli co prawda poczynania Sappa w ataku, jednak nadal nie potrafili odskoczyć swoim rywalom. Przed ostatnią partią na tablicy widniał rezultat 66:63 dla "Farmaceutów".

Na początku decydującej kwarty za wszelką cenę próbował przełamać się Michael Hicks. Kiedy jednak Amerykanin zaliczył kilka "pudeł" pod rząd, prezentując się przy tym bardzo nerwowo, trener Sretenović niemal natychmiast w miejsce Hicksa desygnował do gry Arabasa. W szeregach miejscowych pojawił się jednak kolejny problem. W zespole Kotwicy ponownie na pierwszy plan wysunął się Sapp. Z biegiem czasu walka była coraz bardziej zacięta i jasne stało się, że losy tego pojedynku rozstrzygną się dopiero w ostatnich akcjach. I tak też się stało. Kiedy defensywę gospodarzy na niespełna minutę przed ostatnią syreną nie po raz pierwszy ośmieszył Sapp, a chwilę potem pewną ręką przy rzutach wolnych wykazał się Darrell Harris, niemal jasne stało się, że Kotwica tego meczu już nie przegra. Drużyna z Kołobrzegu finalnie wygrała to starcie 82:78.

- W drugiej połowie udało nam się ograniczyć Polpharmę na obwodzie. Rywale trafili tylko 3 rzuty z dystansu. W końcówce natomiast zagraliśmy dobrze w obronie. Gdybyśmy jednak wyeliminowali pewne rażące błędy, ta wygrana powinna być znacznie wyższa - skomentował spotkanie szkoleniowiec gości.

- Biorę całą winę na siebie, bo gdy zespół przegrywa, to oczywiście jest wina trenera. To ja budowałem ten zespół, wybierałem tych zawodników - powiedział z kolei trener Sretenović. - Czuliśmy się zbyt pewnie w rzutach z dystansu. Ponadto nie potrafiliśmy znaleźć recepty na Jessiego Sappa - dodał z kolei Gilmore.

Zwycięstwo Kotwicy było jak najbardziej zasłużone. Goście potrafili przede wszystkim wykorzystać swoje atuty. Zagrali przy tym skuteczniej od swoich rywali, a w końcówce zachowali więcej zimnej krwi, co w ostatnim czasie nie było najmocniejszą stroną drużyny z Kołobrzegu. "Farmaceuci" z kolei nie po raz pierwszy razili nieporadnością i brakiem zorganizowanego ataku. Swojej szansy upatrywali w rzutach z dystansu (w całym meczu oddali aż 32 rzuty z obwodu!). Po pierwszej połowie zdawało to co prawda egzamin, jednak już w drugiej podobne akcje zgubiły podopiecznych trenera Sretenovicia. Luki w defensywie, brak pomysłu w ataku, próżne szukanie recepty na fenomenalnie dysponowanego Sappa - to właśnie te czynniki w głównej mierze zadecydowały o kolejnej już porażce zespołu ze stolicy Kociewia. Kotwica natomiast odniosła czwarte zwycięstwo w tym sezonie. Co ciekawe zespół ten ja na razie prezentuje się lepiej na wyjazdach niż przed własną publicznością.

Polpharma Starogard Gdański - Kotwica Kołobrzeg

78:82

(20:24, 26:20, 20:19, 12:19)

Polpharma: Grzegorz Arabas 23, Jeremy Simmons 20, Tony Weeden 16, Brian Gilmore 14, Michael Hicks 3, Tomasz Śnieg 2, Daniel Wall 0, Piotr Dąbrowski 0, Adam Metelski 0.

Kotwica: Jessie Sapp 28 (8 as, 8 zb), Darrell Harris 17 (12 zb), Marko Djurić 11, Łukasz Diduszko 9, Tomasz Kęsicki 7, Oded Brandwein 5, Łukasz Wichniarz 3, Michał Kwiatkowski 2.

Komentarze (0)