Spójnia zregenerowała siły?

I liga mężczyzn nieco zwolniła. Po trzech meczach w siedem dni przyszedł czas na tydzień odpoczynku. Zadowolony z tego faktu jest Tadeusz Aleksandrowicz, trener Spójni Stargard Szczeciński. Jego podopiecznym przyda się trochę przerwy. Tym bardziej, że w kolejnym tygodniu przed nimi również trzy spotkania.

Przed Spójnią trzy niezwykle ważne mecze. W sobotę zespół z Pomorza Zachodniego wybiera się do Lublina. W kolejną środę podejmie SKK Siedlce, a już trzy dni później zagra derbowy mecz w Szczecinie. Stawka każdego z tych spotkań jest podwójna, gdyż wszystkie trzy ekipy rywalizują ze Spójnią o ósmą lokatę. - Cieszę się, że mimo dwóch ciężkich meczów z Politechniką i Rosą, gdzie zostawiliśmy masę zdrowia, fizycznie pokazaliśmy, że jesteśmy mocni. W poniedziałek daliśmy im trochę wolnego. Chcemy ten tydzień poświęcić na regenerację. Dopiero od środy mocniej się przygotowujemy do kolejnego pojedynku. Ale na pewno miniony tydzień siedzi w kościach. Było to widać u Jerzego Koszuty. W ostatnim meczu nie miał takiego czucia, jak zawsze. To wynikało z porcji gry, jaką dostał. Na pewno potrzebuje trochę więcej rehabilitacji niż inni - wyjaśnia szkoleniowiec Spójni, Tadeusz Aleksandrowicz.

Rzeczywiście Koszuta spędza najwięcej minut na parkiecie. W ostatnich trzech spotkaniach zanotował odpowiednio 11, 13 i 9 punktów. Pod nieobecność lidera drużyny, Marcina Stokłosy większa odpowiedzialność spoczywa właśnie na wychowanku Sokoła Łańcut. Tymczasem Stokłosa w ostatnich tygodniach zmagał się z chorobą. Niewykluczone, że zagra już w Lublinie, ale nawet jeśli, to na pewno nie będzie w optymalnej dyspozycji. Zawsze jednak drużyna może liczyć na jego rzut, czy odpowiednie rozegranie w końcówce, jak to miało miejsce przeciwko Sportino Inowrocław. - Dla nas wszystkich to trudna sytuacja - przyznaje Aleksandrowicz. - Przede wszystkim dla zespołu. Ja gram tym, co mam. Stokłosa to zdecydowany lider potrafiący rozgrywać końcówki. Myślę, że co najmniej jeden mecz byśmy wygrali. Gdybyśmy wiedzieli, że on jest chory, to nie występowałby w Wałbrzychu, bo tam zagrał słabo. O przyczynie dowiedzieliśmy się jednak dopiero po fakcie - dodaje.

Ostatnim zwycięstwem z Astorią Bydgoszcz Spójnia przerwała serię trzech porażek z rzędu. To najgorszy wynik od powrotu Aleksandrowicza do Stargardu. Jedyne, czym jednak jest rozczarowany doświadczony szkoleniowiec, to osiągane rezultaty. - Jedyne zmartwienie, że w tej serii zdarzyły się zupełnie dobre dwa mecze przegrane punktem. Brakowało trochę szczęścia i umiejętności w końcówkach. Myślę, że ze spotkania z Astorią możemy być już zadowoleni. Szczególnie druga połowa była niezła. W pierwszej jeszcze trochę za luźno podchodziliśmy do gry. Później wzięliśmy się do solidnej pracy. Ponieważ graliśmy ze słabszym przeciwnikiem, to zwyciężyliśmy zdecydowanie.

W pierwszej rundzie filarem zespołu był sprowadzony z Żubrów Białystok Rafał Kulikowski. W wielu spotkaniach silny skrzydłowy wychodził w pierwszej piątce. Był też najlepszym zbierającym zespołu. Od wyjazdowego pojedynku z ŁKS-em Łódź można jednak zauważyć wyraźne załamanie formy u tego koszykarza. - Dostaje minuty i ich nie wykorzystuje. Inni to wykorzystują. Grudziński idzie do przodu, gra coraz lepiej. Kulikowski natomiast coraz gorzej. Nie wiem, może coś mu nie pasuje? Rozmawiałem z nim dwa razy. Wydaje się, że wszystko jest w porządku, ale gdzieś się skulił. Może nie jest zbyt odporny, a może sytuacja go trochę przerasta. Nie mam pojęcia. Może nasz styl gry jest inny niż w Białymstoku. Ja mogę tylko dywagować. On robi wszystko, czego ja chcę, a niewiele z tego wychodzi - ocenia Aleksandrowicz.

Komentarze (0)