4. kolejka TOP 16 Euroligi: Żalgiris zagrał dla Prokomu, Barcelona wygrywa w Atenach

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Żalgiris Kowno pokonał na własnym parkiecie drużynę Unicaji Malaga, 89:84, czym sprawił sporą frajdę kibicom Asseco Prokomu. Dzięki temu zwycięstwu hiszpański zespół co najwyżej może zrównać się punktami z mistrzem Polski. W Atenach Regal FC Barcelona pokonała Panathinaikos, który pożegnał się już z rozgrywkami.

Grupa E:

Jeszcze w połowie decydującej kwarty hitowego meczu w Atenach, gdzie Panathinaikos podejmował Barcelonę, gospodarze prowadzili 61:50. Barcelona jednak nie poddała się i skrupulatnie zaczęła odrabiać straty, rzucając przez ostatnie pięć minut meczu 20 punktów, a tracąc zaledwie sześć. Duża w tym zasługa Juana Carlosa Navarro, który zdobył sześć ostatnich punktów dla Katalończyków, a ci wygrali 70:67. Dla gospodarzy tego spotkania była to już czwarta porażka na etapie gier najlepszej szesnastki Euroligi, przez co definitywnie Panathinaikos pożegnał się z tymi rozgrywkami i z możliwością obrony tytułu z Final Four w Berlinie.

- Mój zespół zagrał zdecydowanie lepiej w czwartej kwarcie i to zadecydowało o naszym zwycięstwie. Dla mnie to była świetna okazja zagrać przeciwko najlepszemu trenerowi w Europie, Panu Obradoviciowi i dlatego jestem pod wrażeniem osiągnięć Panathinaikosu i trenera Obradovicia - mówił skromnie Xavier Pascual.

Panathinaikos Ateny - Regal FC Barcelona 67:70 (20:16, 17:17, 18:11, 12:26)

(Peković 20, Diamantidis 13, Batiste 8, Spanoulis 7 - Navarro 15, Mickel 11, Lorbek 10, Grimau 9)

Oba zespoły miały przed tą kolejką tyle samo punktów i śmiało można powiedzieć, że wynik tego spotkania zadecyduje o tym, która z tych drużyn będzie miała spore szanse na awans do najlepszej ósemki na kontynencie. Zwyciężył Partizan, który w końcówce zachował więcej zimnej krwi. Jeszcze na dwie minuty przed końcem gospodarze prowadzili różnicą sześciu punktów, jednak Grecy zdołali odrobić i w ostatniej minucie przegrywali tylko 74:75. Skuteczny na linii rzutów wolnych był jednak Aleksandar Rasic i Partizan nie dał wyrwać sobie wygranej, zwyciężając ostatecznie 79:76. 20 punktów dla zwycięzców zdobył Bo McCalebb.

Partizan Belgrad - Maroussi Ateny 79:76 (21:24, 19:21, 18:11, 21:20)

(McCalebb 20, Roberts 14, Maric 11, Bozic 9, Vesely 9 - Pelekanos 19, Kaimakoglu 14, Lucas 11, Keys 11)

MDrużynaPktZP+/-
1Regal FC Barcelona731+24
2Partizan Belgrad731+1
3Maroussi Ateny622+1
4Panathinaikos Ateny404-22

Grupa F:

Przez większą część tego meczu Realowi gra się nie kleiła. Przyszła jednak czwarta kwarta i Królewscy eksplodowali. Tę część gry wygrali 29:16, a cały mecz 77:69 i dzięki temu sytuacja w grupie F. stała się bardzo wyrównana, ponieważ wszystkie cztery drużyny mają po dwie wygrane i tyle samo porażek. Na parkiecie w Madrycie szalał przede wszystkim Romain Sato. To dzięki niemu Montepaschi utrzymywało się przez długi czas na prowadzeniu. W czwartej kwarcie obudzili się strzelcy Realu, którzy przez ostatnie dziesięć minut trafili pięć z siedmiu trójek w całym meczu. Brylował w tym elemencie Sergio Llull, autor czterech takich rzutów. Po stronie Montepaschi nie popisał się za to Terrell McIntyre, który trafił tylko trzy z 12 wykonywanych rzutów z dystansu.

- O naszym zwycięstwie zadecydowały trzy rzeczy: dobra obrona, szczególnie w końcowych fazach meczu, dobra gra akcji typu pick and roll i świetna współpraca pod koszem Felipe Reyesa i Ante Tomicia - mówił szkoleniowiec Realu, Ettore Messina. - Chciałbym pogratulować Sergio Llullowi. Tylko prawdziwi mistrzowie mogą robić takie rzeczy, jak on przeciwko nam. On był tym elementem w całej układance Realu, który zadecydował o ich zwycięstwie - chwalił rywala Simone Pianigiani.

Real Madryt - Montepaschi Siena 77:69 (13:16, 19:21, 16:16, 29:16)

(Llull 17, Tomic 12, Prigioni 8, Bullock 7, Lavrinovic 7 - Sato 17, Domercant 17, Lavrinovic 11, McIntyre 11)

MDrużynaPktZP+/-
1Montepaschi Siena522+6
2Maccabi Tel Aviv522+5
3Efes Pilsen Stambuł422+4
4Real Madryt422+1

Grupa G:

Świetny wynik, patrząc z perspektywy kibiców Asseco Prokomu Gdynia, padł w Kownie, gdzie Żalgiris pokonał Unicaję Malaga, 89:84. Wszystko to dlatego, że hiszpański zespół po tej porażce co najwyżej zrówna się punktami z mistrzem Polski, a na pewno nie wyprzedzi naszego przedstawiciela w Eurolidze. W Kownie gospodarze od początku meczu narzucili swój styl gry i w pełni kontrolowali przebieg spotkania, wygrywając do przerwy różnicą dziewięciu punktów. Po wyjściu z szatni goście przebudzili się i zaczęli odrabiać straty, jednak o te kilka punktów cały czas lepsi byli Litwini, którzy ostatecznie wygrali 89:84.

- W pierwszej połowie tego meczu graliśmy bardzo słabe zawody, w przeciwieństwie do Żalgirisu. Litwini trafiali wszystko i to na świetnej skuteczności. W drugiej części meczu poprawiliśmy naszą grę, ale do zwycięstwa zabrakło szczęścia - komentował trener Unicaji, Aito Garcia Reneses. - Byliśmy bardzo skoncentrowali w tym meczu i nawet gdy przeciwnik zbudował małą przewagę walczyliśmy o końcowy sukces. Jestem z tego dumny - chwalił swoich koszykarzy trener Żalgirisu, Darius Maskoliunas.

Żalgiris Kowno - Unicaja Malaga 89:84 (26:19, 24:22, 18:24, 21:19)

(Pocius 17, Salenga 17, Capin 14, Klimavicius 12 - Archibald 17, Freeland 16, Dowdell 12, Rodriguez 11)

MDrużynaPktZP+/-
1CSKA Moskwa 731+27
2Asseco Prokom Gdynia731+40
3Unicaja Malaga413-21
4Żalgiris Kowno413-46

Grupa H:

27 punktów rzucającego Chimek, Keitha Langforda na niewiele się zdało tego dnia, bowiem w nie gorszej dyspozycji w Moskwie był skrzydłowy baskijskiej ekipy, Mirza Teletović. Bośniak w całym spotkaniu zdobył 25 punktów, grając na świetnej skuteczności z gry, bowiem trafił cztery z sześciu rzutów za dwa i aż pięć z siedmiu za trzy. Cały zespół Caji Laboral trafiał do kosza z niesamowitą, ponad 60-procentową skutecznością z gry. Gospodarze, szczególnie z dystansu, radzili sobie o wiele gorzej, dlatego przegrali 83:94. Dzięki temu zwycięstwu przybysze z Półwyspu Iberyjskiego zrównają się punktami z Chimkami.

- Gratuluję rywalom zwycięstwa, Caja Laboral zagrała świetny mecz. Wiedzieliśmy, że bez 100-procentowej koncentracji będzie niezwykle ciężko pokonać tak wspaniały zespół i to w połączeniu ze słabą obroną w pierwszej połowie zaważyło o tej porażce - tłumaczył trener Chimek, Sergio Scariolo. - To był niezwykle ważny mecz, ponieważ zdawałem sobie sprawę, że bez zwycięstwa w Moskwie możemy zapomnieć o dalszej rywalizacji - dodawał szkoleniowiec ekipy z Vitorii, Dusco Ivanović.

BC Chimki Moskwa - Caja Laboral 83:94 (18:24, 21:22, 26:24, 18:24)

(Langford 27, Javtokas 17, McCarty 11, Mozgov 10 - Teletović 25, San Emeterio 16, English 13, Barac 10, Eliyahu 10)

MDrużynaPktZP+/-
1Olympiacos Pireus840+28
2Caja Laboral622-1
3Chimki Moskwa622-5
4Cibona Zagrzeb404-22
Źródło artykułu: