Stracili kluczowego zawodnika. Bez tego w ogóle nie byłoby go w Polsce

Facebook / Dziki Warszawa / Nick McGlynn
Facebook / Dziki Warszawa / Nick McGlynn

Nick McGlynn nie jest już zawodnikiem Dzików Warszawa. - O tym, że interesują się nim inne kluby wiedzieliśmy już od pewnego czasu - przyznał w rozmowie z serwisem zkrainynba Michał Szolc, prezes klubu.

Był jedną z najważniejszych postaci w układance trenera Krzysztofa Szablowskiego. W obecnych rozgrywkach Orlen Basket Ligi notował średnio 14,4 punktu i 7,8 zbiórki. Nick McGlynn to mobilny, uniwersalny środkowy. Jego odejście pozostawia ogromną dziurę w składzie Dzików Warszawa.

O jego odejściu klub poinformował w poniedziałek. Czy Dziki musiał stracić jedną ze swoich gwiazd? Stołeczny klub żeby w ogóle zatrzymać go w składzie na drugi sezon z rzędu musiał zgodzić się na pewien zapis w kontrakcie.

Wszystko zdradził prezes klubu. - Nick, jako jedyny zawodnik w naszym zespole miał w kontrakcie klauzulę buy-outu. Bez niej nie podpisałby kontraktu. To był jeden z warunków - wytłumaczył w rozmowie z serwisem zkrainynba.com.

ZOBACZ WIDEO: Afera w polskiej kadrze. Trener z zawodniczką do dziś nie porozmawiali

Klauzula ta mogła zostać aktywowana do połowy stycznia. McGlynn grał bardzo dobrze, więc nic dziwnego, że wzbudzał zainteresowanie. Ostatecznie 28-letni zawodnik swoją karierę kontynuować będzie w greckiej drużynie Kolossos Rodos.

Dziki pod koszem zostały z Mateuszem Bartoszem i Maciejem Benderem. Wiadomo, że w miejsce McGlynna pojawi się natomiast nowy zawodnik.

- Rozpoczęliśmy poszukiwania. Sięgamy do list zawodników, których rozpatrywaliśmy na tę pozycję przed sezonem. Rynek jest trudny, a my mamy bardzo konkretne oczekiwania, więc na pewno nie będzie łatwo Nicka zastąpić - zakończył Szolc.

Dziki (bilans 6-4) w 11. kolejce Orlen Basket Ligi zmierzą się we własnej hali ze Startem Lublin. Pojedynek odbędzie się w czwartek (19 grudnia, godz. 20:00).