Michał Gałęzewski: Przegraliście z kretesem mecz z Turem Bielsk Podlaski. Jak byś ocenił to spotkanie?
Daniel Blumczyński: Dramat, koszmar, tragedia i trzeba o tym meczu jak najszybciej zapomnieć, a przedtem wyciągnąć wnioski. Gdyby nie to, to byłoby idealnie.
Brakowało chyba szczególnie skuteczności...
- Może nam brakować skuteczności, ale nie jest to nienormalne, tylko wkalkulowane w tą grę. Musimy przede wszystkim wyeliminować głupie straty, lepiej rozgrywać piłkę.
Trzeba szukać pozytywów tego spotkania. Jak by nie patrzeć, zagraliście bardzo dobre 6-7 minut na początku trzeciej kwarty.
- Tak, to prawda. W trzeciej kwarcie graliśmy bardzo dobre zawody i doszliśmy nawet na sześć punktów naszych rywali. To był fajny moment, ale dobrze by było, gdyby nam się zdarzył podczas różnicy kilku punktów. Przy minus piętnastu ciężko jest przełamać mecz w trzeciej kwarcie.
Ty również w tym okresie zacząłeś rzucać coraz częściej do kosza rywali.
- Miałem drobny przebłysk. Ogólnie grałem bardzo źle, a ta kwarta była... Średnia.
Co sądzisz generalnie o swoim zespole? Czy ci młodzi chłopcy mają szansę na kariery choćby pokroju twojej?
- Każdy teoretycznie ma mniejszą lub większą szansę. Ostatnio jednak ciężko jest zrobić karierę pierwszoligową, czy ekstraklasową ze względu na to, że jest bardzo wielu obcokrajowców. Aby się przedrzeć do Ekstraklasy, to po pierwsze musi się szybko rozwijać, a po drugie musi mieć bardzo dużo szczęścia, mając choćby trenera, który poświęci mu swój czas. Z dnia na dzień nie można zacząć grać wielkiej koszykówki. Patrzę tutaj na trenera Pacesasa, który daje szansę grać młodym zawodnikom. Oni mają szansę, w innych klubach bywa różnie.
Jak to jest możliwe, że większość miast w województwie pomorskim ma, bądź miało drużynę na poziomie Ekstraklasy w przeciągu ostatnich kilku lat, a Gdańsk nie ma nic?
- Wydaje mi się, że nikomu z Gdańska nie zależy na tym, aby mieć silny zespół koszykówki. Jak się chciało iść na koszykówkę, to szło się do Sopotu, a w moim mieście? Nie ma. Jest takie podejście, że mamy piłkę nożną i starczy. Gdynia bardzo pomaga koszykówce, jest hala, miasto się angażuje, a w Gdańsku jest inaczej.
Dlaczego więc po zakończeniu kariery zdecydowałeś się na powrót do koszykówki, właśnie w Gdańsku?
- Gram dla przyjemności i nie ma to nic wspólnego z profesjonalną koszykówką. To jest moje hobby.
Jak byś podsumował swoją karierę?
- Była bardzo różna. Od bardzo fajnych momentów, po bardzo trudne. Zaczęła się bardzo fajnie, nabrała kolorów, potem było coraz gorzej, na końcu jeszcze trochę pograłem. Ogólnie jednak nie mogę narzekać.
Masz momenty w swojej karierze, które wspominałbyś najmilej?
- Chyba był to sam początek w Lechu Poznań, a także sezony w Szczecinie i ostatni w Słupsku. Nie mogę powiedzieć, że początek w Treflu nie był fajny, bo oczywiście był, ale potem było coraz gorzej pod względem sportowym, bo pod każdym innym też był to udany okres.
Patrząc na nazwy zespołów widać, że jeszcze 15-20 lat temu, w koszykówce były nazwy historyczne, z którymi przez lata się utożsamiano. Teraz tabela koszykówki mniej przypomina sport, bardziej marketing...
- Kluby zarabiają więcej pieniędzy, kiedyś to wyglądało w każdym aspekcie, gdy było centralne zarządzanie. Teraz w każdym, nawet najmniejszym miejskim, a nawet wiejskim ośrodku, gdy znajdą się ludzie, może być koszykówka. Jeśli buduje się klub, jak kiedyś budował Sopot, to łatwo wśród niego utrzymać kibiców. Nie zawsze można mieć mistrzostwo Polski i przechodzi się kryzys, ale przychodzą później lepsze lata.
Wróćmy do tematu twojego aktualnego klubu - Korsarza Gdańsk. Na jakie miejsce w tabeli liczysz? Utrzymacie się w lidze? Pierwsze trzy mecze pokazały, że umiecie grać ze słabeuszami.
- Był to początek sezonu i nie graliśmy z tak wymagającymi przeciwnikami. Udało się wygrać i bardzo się z tego cieszę. Na dzień dzisiejszy mamy szansę się utrzymać i sądzę, że tak będzie. Trzeba trochę wysiłku, wygrania meczów rewanżowych z tymi, z którymi wygraliśmy, a także urwania 2-3 spotkań z innymi przeciwnikami u siebie, lub na wyjeździe. Musimy mieć więcej wiary, chęci, zaangażowania, skuteczności.
Duże problemy wam na pewno sprawiają treningi. Korsarz gra na hali, na której większość czasu treningowego ma siatkarski Trefl...
- Mamy problem z halą, nie mamy tylu treningów ile byśmy chcieli. Są to aspekty organizacyjne związane z funduszami i z współpracą z miastem. Mogłoby ono trochę bardziej pomóc, ale pomaga na tyle, na ile uważa za stosowne.
Długo zamierzasz zostać przy Korsarzu i przy koszykówce?
- Dopóki będzie mi to sprawiało przyjemność i takie mecze jak z Turem będą rzadkością i ewenementem, to będę grał (śmiech, dop.red.). Jak się będą powtarzać, to dam sobie spokój.
Planujesz karierę trenerską?
- Nigdy tego nie planowałem, ale nie wiadomo jak się to potoczy. Jestem jednak w takim wieku, w którym większość moich kolegów, którzy chcieli być trenerami, już nimi są. Nie wykluczam tej możliwości, ale na dzisiaj chyba nie.
Współpraca: Piotr Hańć