O zgrupowaniu kadry w Zakopanem już krążą legendy, bo doszło do wielkiego kuriozum. Polski Związek Judo zorganizował w COS zgrupowanie mimo chorych szkoleniowców i działaczy.
Wszyscy zdawali sobie sprawę o ryzyku zakażenia. W efekcie wszyscy zawodnicy uczestniczący w obozie nie mogli wziąć udziału w Grand Slam w Budapeszcie, a właśnie do tej imprezy przygotowywali się pod Tatrami. Problem polega na tym, że seria Grand Slam to kluczowa i najlepiej punktowana seria turniejów, których stawką może być wyjazd na igrzyska w Tokio.
Przepisy sanitarne mówią wprost o "pełnej czystości" zawodników. Stąd liczne testy na obecność COVID-19 i warunek dodatkowy: bezwzględny brak kontaktów z osobami zakażonymi.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tak piękna Amerykanka dba o swoje ciało
Kryminał. Paweł Nastula grzmi
Paweł Nastula nie przebiera w słowach. Zarzucił nawet władzom związku działanie na szkodę sportu i ryzykowanie zdrowia zawodników. Poświęcił temu post na Facebooku oraz zabrał głos w audycji "Kierunek Tokio" na antenie Weszło FM.
- Według mnie to temat do zajęcia się przez Departament Sportu przy Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, bo to co miało miejsce, to, mówiąc wprost, tragedia - mówił. Zwrócił uwagę na to, że obóz został zorganizowany po mistrzostwach Polski seniorów, gdzie obecny był "pozytywny" wiceprezes związku Juliusz Kowalczyk. Trenerzy mieli z nim kontakt, a mimo to obozu nie odwołano narażając wszystkich zawodników.
- Najgorsze było to, że podczas obozu kilka osób wykazywało symptomy choroby, a mimo to wciąż miały kontakt z innymi, chodziły na stołówkę. Nic z tym nie zrobiono, nie oddzielono ich... - dodaje Nastula. Żeby było dziwniej, po tygodniu zaproszono na obóz Czechów i Słowaków!
Na tym jednak nie koniec. - Na sam koniec. Na ostatnie kilka dni zgrupowania zostali dodatkowo ściągnięci zawodnicy, którzy przygotowywali się we własnym zakresie, mimo że połowa osób na obozie była chorych i wszystko szło w złym kierunku - kontynuował nasz mistrz olimpijski sprzed 24 lat.
Zasady bezpieczeństwa? Po co one komu
Wspomniany już Kowalczyk na mistrzostwach Polski pomimo objawów brał udział w ceremonii wręczania medali. Udział w nich brali też pozostali członkowie zarządu z prezesem Jackiem Zawadką na czele.
Już podczas zgrupowania w Zakopanem dyrektor sportowy i asystent trenera głównego Jarosław Wołowicz miał objawy, ale... przy pełnej świadomości ryzyka pozostał na obozie mając kontakt z zawodnikami. Dochodziło nawet do tego, że zakażona zawodniczka do domu miała wracać pociągiem.
Obóz finalnie został przerwany, ale źródła donoszą, że uczestnikom zasugerowano zachowanie wszystkich informacji dla siebie i nie przekazywać ich "w świat". Osobny temat to testy, które przewidziane były tylko dla tych szykujących się do startu w Budapeszcie. Związek z kolei miał wydać ponad 150 tysięcy na wyjazd na Węgry, gdzie finalnie dotarła tylko garstka zawodników.
Nastula pod dyskusję poddał również organizację Pucharu Europy Kadetów, gdzie okazało się, że m.in. obsługa i sędziowie nie posiadali testów na COVID-19. Okazało się, że część sędziów jest zakażonych. "Poczułem się zobowiązany, aby sprawę upublicznić, gdyż nie da się milczeć, gdy ktoś świadomie naraża zdrowie, a może nawet życie zawodników i jeszcze każe milczeć na ten temat" napisał Nastula.
Głos zabrał trener. Nastula nie ma racji?
O komentarz poproszono trenera Mirosława Błachnio. Ten zasugerował, że Nastula nie może mieć kompletnej wiedzy, gdyż nie było go ani na mistrzostwach Polski, ani na obozie w Zakopanem.
Dariusz Urbanowicz, autor długiego tekstu na ten temat (kierunektokio.pl) skontaktował się z uczestnikami zgrupowania, ale ci solidarnie wolą być anonimowi - a już samo to daje dużo do myślenia i każe skłaniać się, że Nastula informacji nie wyssał z palca.
Różnice pomiędzy mistrzostwami Polski, a turniejem Grand Slam w Budapeszcie? Na pierwszej imprezie nie przeprowadzono zorganizowanych testów wykluczających COVID-19 u uczestników i działaczy, a na Węgrzech "każdy przechodził cztery testy, a czekając już na miejscu na wyniki, trzeba było czas spędzać w pokoju hotelowym, bez prawa opuszczania go. Ograniczono tym samym do minimum możliwość zakażenia się".
Zobacz także:
Bezobjawowo. Polski skoczek nie odczuwa problemów związanych z koronawirusem
Zamknięte siłownie problemem dla żużlowców. Jak szykować się do sezonu?