Jak już informowaliśmy wcześniej, w piątek policja we Wrocławiu otrzymała zgłoszenie o mężczyźnie zakłócającym porządek i udała się na osiedle, gdzie przebywał 28-latek. Z relacji lokalnych służb wynikało, że Leo Krafft spożywał tego tragicznego wieczoru alkohol i był pod wpływem środków odurzających.
Norweg początkowo był spokojny i współpracował z lokalną policją, ale później, gdy zaczęto tłumaczyć mu, że posiadanie narkotyków jest w Polsce nielegalne, zaczął stawiać opór. Zespół interwencyjny użył środków przymusu bezpośredniego, obezwładnił go, a następnie skuł w kajdanki.
Z uwagi na jego stan psychofizyczny oraz pojawiające się problemy z oddychaniem, wezwano na miejsce ratowników medycznych. Zawodnikowi drużyny futbolu amerykańskiego Panthers Wrocław podano wówczas środki uspokajających, po których doszło do omdlenia i utraty przytomności.
Niezwłocznie przystąpiono wtedy do resuscytacji krążeniowo-oddechowej i czynności życiowe Norwega zostały przywrócone. Leo Krafft został przewieziony do szpitala, gdzie niestety po godzinie jednak zmarł.
Sprawę bada prokuratura, która podjęła decyzję przeprowadzeniu sekcji zwłok mężczyzny. O sprawie rozpisują się także norweskie media. W sobotę wieczorem tamtejsze Ministerstwo Spraw Zagranicznych potwierdziło, że wie o śmierci sportowca.
- Ministerstwo Spraw Zagranicznych wie, że w Polsce zmarł Norweg, o czym powiadomiono najbliższych krewnych - mówi Henrik Hoel, rzecznik prasowy Ministerstwa Spraw Zagranicznych, cytowany przez "Dagbladet".
Zawodnik pochodził z Hamar, więc najwięcej o sprawie informuje "Hamar Arbeiderblad".
"W Hamar rodzina otrzymała już tę przykrą wiadomość. Informacja dotarła także do jednego z byłych współpracowników Leo Kraffta" - poinformował dziennikarz lokalnej gazety, który doprecyzował później, że rodzina o śmierci syna dowiedziała się od księdza.
- Leo pracował dla mnie. Był sympatycznym chłopcem, który swoje atuty wyniesione ze sportów zespołowych wykorzystał w zawodzie sprzedawcy. Był bardzo lubiany przez kolegów. To jest niesamowicie smutne. Teraz moje myśli kierują się ku rodzinie - mówił znajomy Norwega, Hakon Taskerud.
"Hamar Arbeiderblad" przekazało także, że norweska policja niewiele wie na temat śmierci Leo Kraffta. - Nie mamy innych wieści niż to, że w szpitalu w Polsce stwierdzono jego zgon. Prawdopodobnie nie będziemy już więcej angażować się w tę sprawę - skomentował dla "HA" Juul Oskar Juliussen Harviken z lokalnych służb.