16 czerwca na wypełnionym po brzegi Stade de France zagrał "mecz życia", swoimi interwencjami doprowadzając do rozpaczy aktualnych mistrzów świata i ich kibiców. A dokładnie 10 lat temu nie wiedział, czy będzie grał zawodowo w piłkę. Rozpoczął studia. Inaugurację roku akademickiego jednak przegapił, bo akurat siedział w areszcie...
Imperium zła wciąga
Osiedle Dywizjonu 303, na którym wychował się Michał Pazdan, leży na granicy Nowej Huty z Krakowem i nie ma najgorszej sławy, bo są we wschodniej części miasta gorsze rejony, ale to już Nowa Huta - miejsce, które mieszkańcy innych części Krakowa starają się omijać się szerokim łukiem.
Reprezentant Polski zżyma się jednak, gdy ktoś stawia Nową Hutę w złym świetle i odzywa się w nim lokalny patriotyzm. - Nie róbmy z tego miejsca imperium zła i przemocy. Jest tam fajny klimat. Cieszę się, że się tam wychowałem. Dzielnica nauczyła mnie życia nie zawsze podanego na tacy - przyznał Pazdan na kartach albumu "W kadrze".
ZOBACZ WIDEO Michał Probierz: jeśli tylko Pazdan jest zdrowy... (źródło: TVP)
{"id":"","title":""}
Krakowskie i większość nowohuckich osiedli podzielonych jest między Cracovię i Wisłę - kibice Hutnika to margines. Dywizjonu 303 kibicuje Białej Gwieździe, a Pazdan nie był wyjątkiem, ale gdy przyszło do wyboru klubu, zdecydował się na grę dla Hutnika. Dlaczego? - Bo tam była dobra praca z młodzieżą i lepszy dojazd.
Trudno mu się dziwić. W połowie lat 90. Cracovia wiodła życie nędzarki i była na skraju upadku, a Wisła choć bogatsza, to też nie miała do zaoferowania wiele, tymczasem Hutnik miał do dyspozycji kilka pełnowymiarowych trawiastych boisk, których zazdrościł im cały Kraków.
Tylko w samym roczniku Pazdana było w Hutniku kilku zawodników zdolniejszych od niego, ale Nowa Huta ich wciągnęła i dziś nawet nie grają zawodowo w piłkę. Jedni utopili talent w alkoholu, innych zafascynowało bronienie barw klubowych nie na boisku a między blokami z białą bronią w ręku, a jeszcze innym zabrakło determinacji, by osiągnąć sukces, jaki stał się udziałem Pazdana czy Piotra Tomasika, który dziś jest solidnym ligowcem i gra w Jagiellonii Białystok.
Takie były początki w III lidze. Dzisiaj wyjściowa "11" w reprezentacji i debiut na ME. Pazdek - powodzenia! pic.twitter.com/uhBnHdpl3P
— Robert Kasperczyk (@Kasperczyk67) 12 czerwca 2016
- Talentów w drużynie z tego rocznika grało sporo. Michał nie był zawodnikiem, który wybijałby się ponad stan. Życie pokazało, jak ważną rzeczą jest asertywność w stosunku do środowiska. Koledzy Michała z zespołu, choć bardzo utalentowani, pogubili się. On potrafił odseparować się od osiedlowych klimatów i postawić na piłkę. Teraz zbiera owoce - tłumaczył w "Dzienniku Polskim" trener Robert Kasperczyk, który 17-letniego Pazdana wprowadzał do I drużyny Hutnika.
[nextpage]Z ławki na salony
Pierwszą piłkę podarował mu starszy o 11 lat brat Tomek, a futbolu uczył się na "Kurzawie" - osiedlowym boisku, którego już nie ma, bo w tym miejscu stoi teraz blok. Na pierwszy trening do Hutnika kilkuletnią "Piranię" zawiózł właśnie Tomek, ale niewiele brakowało, a bracia nigdy nie dojechaliby na Suche Stawy, gdzie mieści się klub.
- Jechałem z bratem na pierwszy trening, uderzył w nas jakiś gość. Pijany. Zamiast pojechać na trening, wróciliśmy do domu. Rodzice po wypadku orzekli, że koniec z treningami, dlatego na pierwsze zajęcia pojechałem dopiero rok później - wspomina na kartach "W kadrze".
Pazdan nie dał się wchłonąć Nowej Hucie, a grę w Hutniku łączył z nauką w liceum ekonomicznym. W przeciwieństwie do innych "hutasów" nie szukał mocnych wrażeń: - Nigdy nie prowokowałem niebezpiecznych sytuacji. Zawsze obserwowałem z boku. Były miejsca, w których jeśli człowiek się znalazł, trzeba było mieć oczy dookoła głowy, na przykład osiedla 2. Pułku lub Albertyńskie. U siebie miałem spokój.
Jak na wychowanego na blokowisku chłopaka przystało, reprezentant Polski też odsiedział swoje na ławeczce: - Podejrzewam, że gdybym pojechał teraz do Krakowa, to niektórych gości wciąż bym zobaczył na tych samych ławkach, chociaż wielu miało więcej talentu niż ja.
Inauguracja w areszcie
Kłopoty jednak same potrafiły znaleźć Pazdana. 1 października 2006 roku wybrał się z kolegami na mecz Kmita Zabierzów - Jagiellonia Białystok. W zespole Jerzego Kowalika grał wtedy Grzegorz Goncerz, kolega Pazdana z Hutnika. Kmita podejmował gości na stadionie Wawelu - w samym centrum Krakowa - a Jagiellonia miała wówczas przyjacielskie stosunki z Wisłą. Wyprawa na mecz zakończyła się dla Pazdana trafieniem do aresztu.
- Zaczepiła nas trójka gości, zapytali, za kim jesteśmy. Kumpel odparł, że za Wisłą, zaczęli wyciągać sprzęt, my w długą. Uciekaliśmy tak szybko, jak tylko potrafiliśmy, wpadliśmy na radiowóz. Zatrzymali nas, zgarnęli. Na 24 godziny wsadzili nas na dołek - opowiada Pazdan.
Przez pobyt w areszcie stracił inaugurację roku akademickiego, a co ciekawe, został aresztowany niemal dokładnie pod swoją uczelnią - wejściem do Akademii Pedagogicznej.
Narodziny "Piranii"
Noc z 1 na 2 października 2006 roku Pazdan spędził w obskurnej celi, a niespełna rok później był już zawodnikiem Ekstraklasy. Przed sezonem z III-ligowego Hutnika wyciągnął go Górnik Zabrze i 14 września 2007 roku krakowianin zadebiutował w Ekstraklasie. Zagrał cały mecz z Polonią Bytom, tworząc duet środkowych obrońców z Marisem Smirnovsem.
Trzy miesiące później Pazdan był już reprezentantem Polski. Choć rozegrał w Ekstraklasie ledwie siedem spotkań, Leo Beenhakker powołał go na zgrupowanie ligowców, podczas którego wystąpił przeciwko Bośni i Hercegowinie. To holenderski szkoleniowiec ochrzcił go "Piranią", a pół roku później zabrał na Euro 2008.
Nominację Pazdana nazywano wtedy jedną z największych pomyłek w historii reprezentacji Polski i porównywano ją z zabraniem Pawła Sibika na MŚ 2002, ale dziś widać, że to Beenhakker miał rację, dostrzegając w Pazdanie talent przed wszystkimi innymi.
Po mistrzostwach w Austrii i Szwajcarii Pazdan wypadł z kadry aż na pięć lat. Nie powoływał go już Beenhakker, pomijali też Waldemar Fornalik i Franciszek Smuda. Dla reprezentacji odkurzył go dopiero Adam Nawałka. Selekcjoner, który w latach 2010-2012 prowadził Pazdana w Górniku Zabrze, powołał go już na swoje debiutanckie zgrupowanie przed meczami ze Słowacją i Irlandią. Nawałka nie ugiął się pod krytyką mediów i regularnie słał Pazdanowi powołania, a teraz ten odwdzięczył mu się za zaufanie.