WP SportoweFakty: Polska - Irlandia Północna kojarzy się z niezbyt przyjaznym stosunkiem kibiców obu krajów.
Aleksandra Łojek: Sporo się zmieniło. W niedzielę idę do fan zony na Shankill Road (bastion protestantów) w Belfaście z moim 3-latkiem. Będziemy mieli flagi obu krajów.
W 2009 roku polscy kibice przed meczem eliminacyjnym rozpętali w dzielnicy Donegal wielką awanturę, paradowali z symbolami katolickimi.
- Na katolickie symbole pewnie można by było przymknąć oko, ale oni mieli baner IRA. Nic głupszego nie można zrobić w takim miejscu. To była klasyczna prowokacja, choć nie wiem, na ile w pełni świadoma. To zdarzenie rozsierdziło wiele osób, a my przecież byliśmy wtedy świeżą emigracją. Do tego doszło zdemolowanie pubu, co rozsierdziło ludzi. Tu nie demoluje się własności publicznej.
"Heroiczny czyn" kilku chuliganów odbił się na polskiej społeczności?
- Tak, doszło do kilku incydentów i to poważnych. Miejscowi zaatakowali polskie domy przy Donegal Road, rzucali kamieniami, wybijali szyby, próbowali usunąć Polaków z domów. Ucierpieli ludzie kompletnie niezwiązani z piłką nożną czy konfliktami. 2009 rok to była pierwsza generacja emigrantów i lokalni nie byli do nas jeszcze przyzwyczajeni. Teraz to się zmieniło, jest już właściwie druga generacja Polaków w Belfaście. Rozmawiałam z wieloma miejscowymi, również protestantami. Ze strony lokalnych nie ma obaw o powtórki, są do nas przyzwyczajeni. Można nawet powiedzieć, że miejscowi są podekscytowani tym meczem również dlatego, że będą dobrze się bawili w towarzystwie Polaków.
ZOBACZ WIDEO Szpakowski: to jest mecz, którego nie wolno nam przegrać (źródło: TVP)
{"id":"","title":""}
Czyli pójście z trzylatkiem do fan zony nie jest ryzykowne.
- Wiem, że na mecz, tak jak my, wybiera się pełno Polaków. Rozmawiałam z policją, nie spodziewają się żadnych awantur. Przez kilka lat doszło do całkowitego zwrotu akcji. Ciężko znaleźć tu dziś ludzi, którzy mają problem z Polakami jako nacją. Mogą nie być entuzjastami Unii Europejskiej jako całości, ale do nas się przyzwyczaili. Choć oczywiście kilka lat to trwało. Trzeba pamiętać, że fala polskiej emigracji zaczęła się w 2004 roku, więc minęło 12 lat, Polacy świetnie wtopili się w społeczeństwo, stali się jego częścią. Jeśli przejdziesz się po kawiarniach, będziesz trafiał na język polski. Choć oczywiście obecni 16-latkowie doskonale mówią po angielsku, czują się tutejsi. A więc trochę Polakami, trochę Brytyjczykami, trochę Irlandczykami.
Kto teraz jest taką grupą "dyskusyjną"?
- Oczywiście, tak jak wszędzie, jest temat uchodźców. Pojawiła się grupa około 100 uchodźców z Syrii, zostali otoczeni opieką, dostali mieszkania. Belfast jest podzielony, bo z jednej strony współczuje im jako ludziom uciekającym przed wojną, z drugiej strony ludzie z biedniejszych dzielnic pytają: "Dlaczego dla nich macie środki na pomoc, a dla nas wcześniej nie mieliście?". Natomiast nie ma tu histerii z serii "Każdy muzułmanin to terrorysta", którą często można zauważyć w dyskusjach w Polsce. Owszem, ludzie obawiają się terrorystów, ale niekoniecznie powołujących się na islam. Raczej dysydentów republikańskich.
W 2009 roku rozmawialiśmy z Johnem Humem, laureatem pokojowej nagrody Nobla z Deryy. Na pytanie o reprezentację Irlandii Północnej tylko się zaśmiał i zapytał, czy naprawdę coś takiego istnieje. Właśnie, czy jest ktoś taki jak Irlandczyk Północny?
- W związku z tym, że jest Euro 2016, na ulicach, również katolickich, można znaleźć fagi wszystkich uczestników turnieju, jest też flaga Anglii czy Irlandii Północnej. 20 lat temu byłoby to nie do pomyślenia. Sport wypiera politykę. Coraz częściej słyszę ludzi, którzy mówią o sobie "Northern Irish", to jest grupa ludzi, którzy nie chcą ściśle wiązać się z Wielką Brytanią, ani z Republiką. Są tu, w Ulsterze i to jest ich własny, odrębny teren.
Ale symbolika jest widoczna. Z jednej strony przed meczami odgrywany jest hymn "God save the queen", z drugiej drużyna gra w zielonych barwach, a selekcjonerem jest katolik.
- Nie sądzę, żeby to miało wielkie znaczenie. Konflikt zakończył się prawie 20 lat temu. W niektórych miejscach wciąż jest widoczna wrogość, taki stan półwojny, ale to raczej margines. Oczywiście nie jest tak, że wszyscy rzucili się sobie w ramiona. Ostatnio padło hasło zorganizowania w ratuszu wspólnej imprezy z okazji Euro dla drużyn z Irlandii Północnej i Irlandii. Ale od razu podniosły się głosy: "To obcy naród, dlaczego z nimi, a nie na przykład z Niemcami?". Sprawy idą do przodu, ale czasem wciąż jest to stąpanie po kruchym lodzie.
Rozmawiał Marek Wawrzynowski