Weronika Nowakowska: być może zakocham się w dzieciach bardziej niż w biathlonie

- Od kilku miesięcy starałam się o dziecko. I cóż... Jestem bardzo szczęśliwa, że jeszcze w tym roku zostanę mamą. Z moim partnerem Szymonem strzeliliśmy bardzo celnie. I to podwójnie! - cieszy się w rozmowie z WP SportoweFakty Weronika Nowakowska.

W tym artykule dowiesz się o:

WP SportoweFakty: Gratuluję serdecznie. Jeszcze w tym roku zostanie pani mamą. To na pewno olbrzymia radość i ogromne szczęście. W którym momencie sezonu dowiedziała się pani, że jest w ciąży?

Weronika Nowakowska: Dowiedziałam się o tym po zawodach Pucharu Świata we włoskim Antholz (21–24 stycznia), aczkolwiek już tam miałam podejrzenia, że jestem w ciąży. Może kibice są zaskoczeni, ale koleżanki z kadry, trenerzy i pani prezes Polskiego Związku Biathlonu Dagmara Gerasimuk już od września dobrze wiedzieli, że pisze się taki scenariusz. Prawda jest taka, że od kilku miesięcy starałam się o dziecko. I cóż… Jestem bardzo szczęśliwa, że jeszcze w tym roku zostanę mamą. Z moim partnerem Szymonem strzeliliśmy bardzo celnie. I to podwójnie!

Strzeliliście podwójnie, czyli będziecie mieli bliźnięta.

- Tak, jestem w mnogiej ciąży. Będziemy mieli dwujajowe bliźnięta. Dobrze się poukładało, że są to bliźnięta dwujajowe, bo gdyby były jednojajowe, mój udział w startach byłby zagrożony. Przy małej ciąży dwujajowej jest to bezpieczne. Bardzo się cieszę, że mogłam wystartować w piątkowej sztafecie i fajnie zakończyć sezon.

Lekarze zapewnili, że start w piątkowej sztafecie na MŚ w Oslo jest w pełni bezpieczny? Że może pani wystartować i na trasie dać z siebie wszystko?

- Tak, na tym etapie ciąży nawet wysiłki na poziomie beztlenu są bezpieczne. Gdyby tak nie było, na pewno nie zdecydowałabym się na start w mistrzostwach świata. Kiedy tylko dowiedziałam się, że jestem w ciąży, natychmiast powiedziałam o tym wszystkim członkom ekipy. Chciałam, żeby wiedzieli, w jakim stanie się znajduję, żeby w razie komplikacji lub mojego złego samopoczucia w każdej chwili mogli ściągnąć osobę rezerwową. Jako pierwsza rezerwowa wyznaczona została Kinga Mitoraj, która nie przyjechała z nami do Oslo, ale czuwała i w każdej chwili była gotowa, żeby wsiąść w samolot i przylecieć. Czułam się jednak dobrze. Na miejscu w Oslo jest lekarz kadrowy, a oprócz tego znajduję się pod opieką dwóch innych lekarzy ginekologów. Cieszę się, że zdrowie i trochę charakteru pozwoliło mi wspólnie z dziewczynami dokończyć mistrzostwa świata.

Gdyby nie bieg sztafetowy na MŚ, zrezygnowałaby pani ze startów wcześniej?

- Tak. Informacja, że jest się w ciąży, zmienia psychikę kobiety. Zawsze jest obawa i jakieś ryzyko. Oczywiście, wiele polskich matek może uznać, że jestem szalona, skoro zdecydowałam się na występy będąc w mnogiej ciąży, ale proszę mi wierzyć - dla mnie jako sportsmenki tego rodzaju wysiłek jest zupełnie normalny. A wręcz nie mogłabym zaprzestać aktywności fizycznej, bo wyrządziłabym sobie i swoim dzieciom hormonalną krzywdę. Na pewno pozostanę aktywna, choć nie mówię tu o ośmiogodzinnych treningach jak u Marit Bjoergen. Aktywność fizyczna jest jednak wpisana w moje życie.

Wiadomo, że biathlon jest pani największą pasją, której całkowicie poświęciła pani swoje życie. Czy informacja, że jest pani w ciąży, sprawia, że sportowy świat odejdzie teraz na dużo dalszy plan?

- Kocham sport i bardzo kocham biathlon. Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, że mówię najprawdziwszą prawdę. Zawsze będę blisko tego sportu. Decyzję o zawieszeniu kariery podjęłam już we wrześniu. To wtedy poinformowałam, że zacznę starać się o dziecko. Gdyby się nie udało i tak bym odeszła z kadry na rok. A skoro się udało, tym lepiej. To dla mnie wspaniała wiadomość. Kocham wyzwania, a bliźniacza ciąża jest największym wyzwaniem w moim życiu.

Rozmawiacie już z partnerem o imionach dla dzieci?

- Oczywiście. Są już pewne pomysły, ale jeszcze nie podjęliśmy decyzji. Zresztą, nie znamy jeszcze płci dzieci.

Kiedy poinformowała pani na Facebooku, że jest w ciąży, pojawiły się komentarze, że pani dzieci zostały najmłodszymi uczestnikami sztafety na MŚ w Oslo, a w dodatku od razu osiągnęły sukces i ukończyły ją na czwartym miejscu. Wyszło na to, że w piątek mieliśmy nie czworo, a sześcioro uczestników w polskiej drużynie.

- To prawda. Miałyśmy "double support". Zresztą, wraz z dziewczynami cały czas żartowałyśmy sobie, że było to takie małe kłamstewko, jeśli chodzi o przepisy. Mój partner Szymon jest trenerem badmintona i od początku, kiedy podjęliśmy decyzję, że będziemy się starać o dziecko, dyskutowaliśmy, jaki sport będzie ono uprawiać - badminton czy biathlon. Trochę go oszukałam, bo nasze dzieci już są biathlonistami.
 
Skoro dzieci jest dwoje, to mogą się podzielić dyscyplinami.

- Dokładnie. A mówiąc serio, oczywiście będą robić to, co będą chciały. Aczkolwiek obu tych sportów na pewno spróbują.

Czy w trakcie sezonu wielokrotnie miała pani momenty, żeby poinformować kibiców, że jest pani w ciąży, a nie czekać z tym do mistrzostw świata w Oslo? Choćby po to, żeby sympatycy biathlonu zrozumieli, że może to mieć wpływ na pani słabsze wyniki.

- Oczywiście, były takie chwile. Przez lata kariery sportowej nauczyłam się, że nie zawsze jest miło i kolorowo. Zdarzały się trudne momenty, związane z opinią publiczną i kibicami. Było to dla mnie potrójnie trudne ze względu na siebie i te dwa małe "bąble", które mam w brzuchu. Ale, jak widać, co cię nie zabije, to cię wzmocni. Były chwile, kiedy na Facebooku pojawiali się hejterzy, komentujący moje posty. Nie mówię już nawet o prywatnych wiadomościach, które przekraczały wszelkie granice przyzwoitości. Szkoda mi takich osób. Muszą być bardzo nieszczęśliwi, skoro w ten sposób wypowiadają się o innych ludziach. Ale to ich problem. Ja koncentruję się na tych pozytywnych ludziach, którzy kibicują mojej dyscyplinie i mi - jako sportowcowi, i człowiekowi. Na szczęście jest ich większość.

Z jednej strony stwierdziła pani, że nie porzuca marzeń o igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu. Z drugiej, niedawno przyznała pani, że MŚ w Oslo mogą być już ostatnimi. Jak dziś podchodzi pani do dalszej kariery? Wyobraża sobie pani szybki powrót do treningów po urodzeniu dziecka?

- To rzeczy, na które nie mam wpływu. Nie wiem, co się wydarzy, kiedy urodzą się nasze bliźniaki. Nie wiem, co poczuję i jaka będzie sytuacja. Nie chcę niczego zapowiadać i obiecywać. Na pewno do końca ciąży dopóki pozwoli mi samopoczucie, chcę się ruszać i trenować. Nie będzie to jednak miało tak szalonego wymiaru jak dotąd. Cieszę się z wszystkiego, co za mną. Nie zapowiadam, co przede mną, ale też nie zamykam sobie żadnej drogi. Chciałabym wrócić na igrzyska olimpijskie, stąd decyzja, żeby zajść w ciążę właśnie teraz. Kiedy patrzę na Francuzkę Marie Dorin Habert i inne zawodniczki, które wracają do startów po ciąży, widzę, że wracają zdecydowanie silniejsze (Marie Dorin Habert zdobyła dwa złote medale na MŚ w Kontiolahti pół roku po urodzeniu dziecka - przyp. red.). Oczywiście, jeżeli chodzi o mój ewentualny powrót, dużo będzie zależało od mojego zdrowia, samopoczucia i motywacji. Ale i od postawy Polskiego Związku Biathlonu. Będzie to specyficzna sytuacja, bo nie wyobrażam sobie powrotu do ekipy w normalnym trybie. Chciałabym, żeby - chociaż częściowo - dzieci mogły ze mną podróżować. To z kolei na pewno będzie kosztowniejsze. Być może będę musiała poprosić o pomoc sponsorów. Jeśli mam wrócić, to tylko z pełną motywacją, żeby zawalczyć o igrzyska olimpijskie. I nie chodzi tylko o sam udział, ale i o wspaniałe występy. Jeżeli jednak poczuję, że zdrowie mi nie pozwala, to po prostu nie wrócę. Zamierzenie jest takie, że wracam na igrzyska, ale decyzję podejmę po urodzeniu dzieci. Być może zakocham się w nich bardziej niż w biathlonie, choć wydawało mi się kiedyś, że w nikim i niczym nie zakocham się bardziej.

Skoro zamierza pani pozostać aktywna sportowo, to może w kwietniu znów wystartuje pani w Półmaratonie Warszawskim - podobnie jak rok temu?
 

- Kto wie? Uwielbiam wyzwania i na pewno będę sobie wymyślać nowe sposoby na spędzanie wolnego czasu. Obiecałam sobie, że czas ciąży będzie czasem dla siebie samej. Chcę wrócić do wielu rzeczy, które kiedyś robiłam i sprawiały mi przyjemność, a profesjonalne uprawianie sportu sprawiło, że musiałam z nich zrezygnować. Na pewno odkopię swoją gitarę. Kiedyś sporo na niej grałam, a przez dziesięć lat nie trzymałam jej nawet dłużej w ręce. Moje plany dotyczą też aktywności fizycznej. Obiecałam sobie, że przestanę trenować z planem i sport testerem. Jak będzie padać, to nie będę musiała wychodzić na cross w danym tempie i w określonych odległościach, tylko będę to mogła robić to dla przyjemności. Bardzo się z tego cieszę. Oczywiście nie wyobrażam sobie, że zrezygnuję z nartorolek i strzelania, bo po prostu bardzo to lubię. Na chwilę obecną nie zakładam jednak żadnych planów treningowych. Pozostanę aktywna i w formie na tyle, na ile będzie to możliwe. A po urodzeniu dzieci zadecyduję, co dalej.

[b]Rozmawiał w Oslo Michał Bugno

Autor na Twitterze:

[/b]

W niedzielę ostatni dzień mistrzostw świata w Oslo. O godz. 12:30 odbędzie się bieg kobiet ze startu wspólnego, a o godz. 15:45 ta sama konkurencja w wykonaniu mężczyzn. Transmisje z obu przeprowadzi telewizja Eurosport 1.
[b]
Zobacz także: To był najtrudniejszy moment w karierze Klemensa Murańki

[/b]

Źródło artykułu: