Żużel. Po bandzie: Wybacz, Jarek, że zwątpiłem [FELIETON]

WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Jarosław Hampel na prowadzeniu
WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Jarosław Hampel na prowadzeniu

- Jeśli motocykl jest agresywny, to i jeździec nabiera podobnych cech. Może wchodzić pod rywali z większą pasją i odprowadzać po męsku na drugi krąg. Natomiast na jałowym sprzęcie agresji nie widać - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Z tygodnia na tydzień, z kolejki na kolejkę, sport żużlowy eksponuje nam swoje piękno. Swoją nieprzewidywalność. Jeszcze nie tak dawno tweetowałem, że Toruń ma czwórkę z Grand Prix, a Grudziądz ma drużynę. W minioną niedzielę okazało się jednak, że rzeczywistość wygląda już nieco inaczej. A postać rzeczy zmienił, de facto, jeden kryzys formy. Przemysława Pawlickiego, który z gwiazdy obliczanej na kilkanaście punktów stał się ciułaczem na kilka. I tych właśnie oczek zabrakło do... przekonującego zwycięstwa. Reszta w zasadzie bez zmian.

No, torunian trzeba dla odmiany pochwalić, bo jednak taki Jack Holder z zawodnika zabezpieczająco tyły, jeżdżącego z napisem koniec wyścigu, zrobił się F16. A i Patryk Dudek wreszcie przypominał kogoś, kto wpisał sobie do CV wicemistrzostwo świata.

ZOBACZ WIDEO Woźniak mechanikiem Zmarzlika. "Zawsze to cenne doświadczenie"

Podobną metamorfozę przeszedł też Jarosław Hampel, a muszę przyznać, że powątpiewałem już w tak efektowne odrodzenie czterdziestolatka, gdy zerkałem na mecz Motoru z Włókniarzem i sumowałem domowe zerówki, a także marne jedynki zawodnika. Gdy na wyrzucających w powietrze lubelskich hopkach bardziej niż punktów pilnował on przodu motocykla. Zacząłem sądzić, że to już końcóweczka. Że jest tu podobnie jak z kobietami - każda ma swoje pięć minut, przy czym trzy, cztery już minęły.

Dziś pozostaje tylko stwierdzić, że hopki to jedno, a zmiany sprzętowe to drugie. Bo jeśli motocykl jest wreszcie agresywny, to i jeździec nabiera podobnych cech. Może wchodzić pod rywali z większą pasją i odprowadzać po męsku na drugi krąg. Natomiast na jałowym sprzęcie agresywnym nie da się być. Co potwierdził sam Hampel, przekonując, że na odpowiednim silniku wrócił też pomysł na jazdę. Wybacz, Jarek, że nie doceniłem, okazując się człowiekiem małej wiary. I marnym znawcą tematu.

Starzy mistrzowie mają to do siebie, że potrafią się odradzać. Bo nie raz upadali i nie raz wstawali z kolan. Znają smak szampana na podium, ale też piasku w gębie. Znają życie po prostu. Gdybyśmy posłuchali pewnego honorowego prezesa Polskiego Związku Motorowego - nazwiska tym razem nie użyję, by nikt nie powiedział, że się znęcam - a więc gdybyśmy posłuchali tego działacza, to byśmy wyrzucili z najwspanialszej ligi świata zawodników po 45. roku życia, bo podobno są marną reklamą PGE Ekstraligi.

Tym samym dziś musielibyśmy się pozbyć... trzeciego jeźdźca w rankingu najskuteczniejszych zawodników. Innymi słowy - trzeba by produkt osłabić. Tą trójką jest, rzecz jasna, Nicki Pedersen, który 2 kwietnia skończył 45 lat, a po pięciu kolejkach imponuje średnią 2,448. Lepsi są tylko Bartosz Zmarzlik - 2,667 i, nieznacznie, Janusz Kołodziej - 2,478. Zresztą, Tomasz Gollob po 45. roku życia wygrywał plebiscyty na wyścig sezonu.

Gdybyśmy wyrzucili Pedersena i Walaska, to dwa zespoły straciłyby swoich liderów.

Zakotłowało się na rynku tunerów, którzy ruszyli tej wiosny do ataku. Ci, którzy byli wierni Ryszardowi Kowalskiemu, zaczęli szukać nowych rozwiązań. Tai Woffinden poprosił o pomoc Ashleya Hollowaya, natomiast Hampel wrócił do starego znajomego - Flemminga Graversena, Jacek Rempała rozpycha się łokciami Jasona Doyle'a, Chrisa Holdera czy Jaimona Lidseya, Oskar Bober i Krzysztof Buczkowski chwalą sobie warsztat Michała Marmuszewskiego, z kolei Anders Thomsen zapukał do garażu Krzysztofa Jabłońskiego.

Jedno tylko pozostaje na razie niezmienne - dominacja Motoru Lublin, który po przemianie Hampela stał się drużyną kompletną. Przypomina mi on nieco Atlas Wrocław z 2004 roku. Mateusz Cierniak i Wiktor Lampart to tamtejsi Robert Miśkowiak i Piotr Świderski, którzy potrafili podwójnie ogrywać samego Tomasza Golloba. Jarek Hampel pełni rolę Grega Hancocka, natomiast odpowiednikami Dominika Kubery i Maksyma Drabika byli Tomasz Gapiński i Krzysztof Słaboń. Przy czym wrocławianie skończyli wtedy ze srebrem, natomiast Koziołkom przypisujemy złoto. Ale do tego droga baaardzo daleka. Dość wspomnieć, że gdy w 2017 roku zaczynała się czterolatka Fogo Unii, leszczynianie przystępowali do fazy play-off z tylnego szeregu. Tzn. z czwartego miejsca. A skończyli na pierwszym. Choć, to prawda, różnice między pierwszą a czwartą ekipą na mecie rundy zasadniczej były wówczas niewielkie, wynosiły ledwie dwa punkty.

Wojciech Koerber

Zobacz takżę:
Piotr Protasiewicz podjął decyzję w kwestii kolejnych spotkań
Żużlowcy wzięli udział w akcji, która zebrała 4,7 mln euro na szczytny cel

Źródło artykułu: