"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.
***
W poprzednim tygodniu żużlowe środowisko żyło przymiarką jesiennej kolekcji ciuchów przez młodego Bartłomieja Kowalskiego. Każdy miał prawo się wypowiedzieć - bo takie możliwości daje internet - w czyim "garniturze" prezentuje się młodzieniec najbardziej okazale. Sam zawodnik, koniec końców, uznał, że powinien wyjść na ludzi w żółto-czerwonych barwach Betard Sparty. I tego mu życzę, by przyszłość należała do niego. Tymczasem na dziś o niebo ważniejszy jest dla wrocławian inny Kowalski.
W miniony piątek Wrocławskie Towarzystwo Sportowe miało swoją galę podsumowującą mistrzowski sezon 2021. Klubowa społeczność wskoczyła w wyjściowe wdzianka i świętowała w hotelu Haston, należącym do wieloletniego partnera klubu i właściciela firmy Hasco-Lek, Stanisława Hana. Dodajmy, właściciela imperium, bo przecież po drugiej stronie ulicy wyrosła postawiona przez jego grupę Hasco klinika - Vratislavia Medica. Gdzie z kolei składane są kości wrocławskich żużlowców.
ZOBACZ WIDEO Szef polskiego żużla krytykuje regulamin SON. Trener kadry ma wątpliwości
Swego czasu Hasco-Lek dodawał m.in. sił witalnych Jasonowi Crumpowi. Media lubiły sobie w temacie heheszkować, gdy na konferencji prasowej okazało się, że ten - nomen omen - niezwykle twardy zawodnik ma reklamować produkt koncernu o nazwie Penigra. A to specyfik wspomagający, jakby to powiedzieć językiem motorsportu, układ zapłonowy mężczyzny w kontaktach z płcią przeciwną. Co bardziej bezpośredni dowcipkowali, że najważniejsze, by Crumpowi nie stawał przy okazji motocykl. Bo to już by nie było w klubowym interesie.
Wracając do sedna, bo nieco zboczyliśmy. Otóż w Hastonie pojawili się wszyscy, którzy przyłożyli rękę bądź pieniądz do piątego w historii klubu drużynowego mistrzostwa Polski. Z najważniejszymi ludźmi z miasta i jego prezydentem. Jednak najważniejsi ludzie mieszkają też na wsi. W Kujawsko-Pomorskiem.
Andrzej Rusko świetnie wie, że należy chuchać i dmuchać na relacje z Ryszardem Kowalskim, który dodaje gazu żużlowcom WTS-u, a na rynku tunerów jest od pewnego czasu niedoścignioną jedynką. To w Cierpicach powstają obecnie najlepsze jednostki napędowe. Wystarczy wspomnieć, że w pierwszej czwórce Grand Prix 2021 znalazło się trzech klientów Kowalskiego (Łaguta, Zmarzlik, Janowski) i jeden zawodnik, który tym klientem bardzo chciałby na powrót zostać (Sajfutdinow).
Zatem Ryszard Kowalski, który w Hastonie czuł się tak samo swobodnie jak w swoim warsztacie, uznawany jest za bliskiego współpracownika klubu. I współautora sukcesu. Całkiem zresztą słusznie. Bo to najcenniejszy Kowalski nie tylko w polskim, ale i w światowym żużlu. Natomiast młody Bartek musi dopiero swoje walory udokumentować. O co w najwspanialszej lidze świata nie jest łatwo.
Andrzej Rusko ma świadomość, że nie byłoby złotej serii WTS-u w pierwszej połowie lat 90., gdyby nie wyłączność na najlepszy sprzęt. Zresztą, zwróćcie uwagę, jak bardzo się może zmienić drużyna w ciągu jednego martwego sezonu. W 1992 roku trzon Sparty-Aspro tworzyli Knudsen, Załuski, Śledź, Baron, Lech, Jankowski, Zieliński, Piekarski i Szuba. A rok później? Dokładnie te same nazwiska. Przy czym w sezonie 1992 drużyna zajęła odległe, siódme miejsce, a rok później pierwsze. Dlaczego? Bo szmelcowaty sprzęt zmieniła na topowy.
Za czasów Aspro wrocławianie wyjątkowo efektownie wyglądali tylko na obrazku. Mieli sprowadzone z zachodu przepiękne kombinezony, czym mocno się wyróżniali na tle szarej wciąż konkurencji. Rok później skóry - bo nie kevlary - mieli wciąż te same, tylko nieco bardziej sfatygowane. Za to silniki już nie z Anglii i już nie marnej jakości, lecz od Otto Weissa. Kilka ładnych lat temu Rusko mówił mi:
- Zamówiliśmy silniki dla wszystkich zawodników jeszcze w styczniu. Weissa wzięliśmy na wyłączność, był u nas w klubie i uczył abecadła obchodzenia się z wyczynowym sprzętem. To było clou programu. Pamiętam, że początkowo - choć jestem twardy - byłem załamany liczbą zacierających się silników. Właściwie co chwilę jakiś się zacierał, ale Weiss był na miejscu i zaczął uczyć żużlowców. Bo te wszystkie zacięcia i defekty wynikały po prostu z braku kultury technicznej ze strony zawodników. Zapominało się o zakręcaniu kraników, a kapiący do oleju metanol nie był dla nich problemem. Za to dla profesjonalnie i wysoce tuningowanego sprzętu wyczynowego problem był to jak najbardziej, bo olej zmieniał parametry i silnik szybko się zacierał - mówił.
- Takich przypadków było wiele i najlepszy silnik nic nie poradził, jeśli zawodnik miał np. niewłaściwe tarczki sprzęgła, czy jeśli zacinała się linka gazu itd. Musieliśmy sobie z tym wszystkim radzić, wprowadziliśmy obowiązkowe przeglądy motocykli, które przed zawodami robił Weiss i nasi miejscowi mechanicy. Oni też musieli przejść szkolenie u Weissa i zrozumieć, że sukces zależy od mnóstwa detali. A poza tym działała otoczka. Przyjeżdżał Weiss z całą swoją bazą i przeciwnik już był zdenerwowany. Zaczynał wątpić w swoje siły w momencie, gdy cały ten cyrk uruchamiał się na jego stadionie. Trener szybko znalazł też sposób na eliminację drużyn przyjezdnych, przygotowując słynną kopę Nieścieruka. Pozbawiał ich wiary, że można we Wrocławiu wygrać.
Do wyłączności Rusko i Nieścieruk przekonali Weissa, rzecz jasna, wynalazkiem Fenicjan. Pojechali do Monachium i rozmawiali kilka godzin. Aż maestro zrozumiał, że dla niego to również szansa - wypłynąć nie na pojedynczych zawodnikach, lecz na całym teamie. Że w ten sposób szybciej może ugruntować swoją pozycję oraz osiągnąć markę globalną. I korzyść okazała się obopólna. Ekipa WTS-u zawdzięcza Niemcowi swoje trzy tytuły, a on wrocławianom czas swojego prosperity.
Nie ma wątpliwości, że ostatni tytuł wykuwał się już pod dłutem Kowala. I kolejne też mogą.
Wojciech Koerber
Zobacz także:
- Troy Batchelor wraca do ligi polskiej!
- Najman drwi z prezesów PGE Ekstraligi