Po bandzie: Czy prezes Świącik był królem polowania [FELIETON]

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Bartosz Smektała w kasku niebieskim
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Bartosz Smektała w kasku niebieskim

Kłopotem Unii nie było odejście Kubery i Smektały do innych klubów. Kłopotem Unii było ich odejście do grona seniorów. A Lublin? Kandydatem do tytułu 2021 był dla mnie w... czerwcu zeszłego roku - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Jesteś wart tyle, ile twój ostatni mecz - to jedno z mądrzejszych hasełek, regulujących prawidła rządzące sportem. Bo niemal każdy z nas ulega magii ostatniego występu. Można nim zarówno zatrzeć całoroczne złe wrażenie, jak i zaprzepaścić całoroczną świetną pracę. Weźmy choćby takiego Kacpra Pludrę. We wrześniu zeszłego roku Piotr Baron wypuścił go raz na tor i zaszczepił podwójną dawką optymizmu na całą zimę. Ale o życiu, i skutkach ubocznych, dowiaduje się Kacper dopiero teraz.

Ostatnio pod Jasną Górą dwa razy poszedł w kozły, a wcześniej na własnym torze też nie było szału. Mnie utkwił w pamięci obraz, jak to wojował z kolegą Nowackim. Otóż kilka razy aż się prosiło, by delikatnie i subtelnie, niemal niepostrzeżenie, poszerzył z wyjścia tor jazdy i przymknął rywalowi furtkę. Kacper jednak wolał, jak to w pandemii, bardziej trzymać dystans i nie prowokować niebezpieczeństw. Bo do przejechania ma cały sezon. I tego zdecydowania pewnie z czasem na torze nabędzie. W szpitalu - niekoniecznie.

ZOBACZ WIDEO Historia Bartosza Zmarzlika - żużlowe złote dziecko

A więc po pierwszym meczu leszczynian uznaliśmy, że bez klasowych juniorów wygrywać nie sposób. A po drugim już uważamy, że można znaleźć na to sposób. Po pierwszym spotkaniu Byków czytałem już złorzeczenia, że błędem było puszczenie Kubery i Smektały. A przecież problem leży zupełnie gdzie indzie.

Otóż kłopotem Unii nie było odejście Kubery i Smektały do innych klubów. Kłopotem Unii było ich odejście do grona seniorów. O czym wszyscyśmy wiedzieli, że akcenty w drużynie zostaną przestawione. W ostatnich latach to Byki prowadziły po dwóch wyścigach 9:3 i mogły sobie przerzucać rywala z lewej na prawą. A teraz po dwóch biegach przegrywają 3:9. Zatem muszą się otrzepać, wstać i udowodnić, że ten cios nie zrobił na nich większego wrażenia. I, póki co, muszą to udowadniać w pięciu, a nie w sześciu czy siedmiu, jak ostatnimi czasy. Natomiast wymuszoną zamianę dwóch swojaków na Doyle'a od początku oceniam pozytywnie z dwóch powodów: finansowego i sportowego.

Finansowego, bo zamiast zapłacić, w przybliżeniu, dwóm zawodnikom po pół bańki i mieć kłopot bogactwa, zapłaciła Unia raz pół bańki i kłopotu bogactwa nie ma. Zresztą, już pierwsze mecze pokazały, że tegoroczna wersja Jasona przewyższa tę poprzednią, częstochowską. Że na jednym łuku, za jednym zamachem, próbował wyciąć dwóch rywali z Gorzowa? Gdyby to był mój zawodnik, tylko bym się cieszył. Bo tego typu akcje jest w stanie przeprowadzić jedynie ktoś, kto czuje formę, prędkość i moc.

To można sięgnąć po Drużynowe Mistrzostwo Polski bez większej pomocy młodzieżowców? Historia XXI wieku uczy, że trzeba mieć przynajmniej jednego klasowego. Choć odstępstwa od reguły też się da wyszperać. Np. w 2002 roku koledzy Umiński, Stanisławski i Czechowski niespecjalnie pomagali bydgoskiemu zestawowi w składzie bracia Gollobowie, Protasiewicz, Loram i Robacki. A jednak się udało. No i rok później o tytule dla Włókniarza też przesądziła mocarna formacja seniorska: Walasek, Ułamek, Holta, Sullivan i Jonsson. Ale, ale. Może i Czerwiński oraz Pietraszko wielkich nazwisk wtedy nie nosili, jednak do spółki 93 punkty plus 27 bonusów w dwudziestu kolejkach uzbierali. A to dość znacząca pomoc.

Nic to, podejrzewam, że jeszcze kilka razy w ciągu obecnego sezonu zmienimy zdanie na temat roszczenia sobie przez Unię pretensji do piątej z kolei korony. W zależności od jej ostatniego meczu. Na pewno jednak rywali będzie miała groźniejszych niż to ostatnio bywało. Kogo? Ludzie wydają się nieco zawiedzeni, że spartanie nie puścili Aniołów z dymem, a wygrali "tylko" dwunastoma punktami. Poczekałbym jednak z deprecjonowaniem wartości wrocławskiego zespołu. Tytuł winien się rozstrzygnąć w trójkącie leszczyńsko-gorzowsko-wrocławskim.

Częstochowa? Zimą zwróciłem uwagę na tytuły w branżowych mediach, które Michała Świącika nazywały królem polowania. Daj mu Boże, choć przenosiny Łaguty do Wrocławia, Vaculika do Gorzowa czy też Doyle'a do Leszna to jednak wydarzenia większego kalibru niż przeprowadzka Smektały i Woryny pod Jasną Górę - przy całym szacunku dla obu tych chłopaków, za których progres trzymam kciuki. Po prostu we Wrocławiu, w Gorzowie i Lesznie wyprowadzili jeden, za to nokautujący cios. Natomiast prezes Świącik dał sobie nadzieję, że tych z wagi ciężkiej wypunktuje dwójką z junior ciężkiej.

To się w sporcie zdarza, zmienić kategorię wagową. Zatem praca i
wiara, praca i wiara...

A czemu nie Lublin? Otóż Motor był dla mnie kandydatem do tytułu 2021 w... czerwcu zeszłego roku. Kiedy to Marek Grzyb nie był specjalnie zachwycony postawą Bartka Zmarzlika i razu pewnego nie potrafił tego ukryć. Więc przeprowadzka mistrza z ziem zachodnich na wschodnią ścianę mentalnie się w jego głowie dokonała. Jak jednak powszechnie wiadomo, czas leczy rany i gdy człowiek ochłonie, to raz jeszcze podlicza sobie bilans zysków oraz strat. A wtedy się okazuje, że wszędzie dobrze, ale w Kinicach najlepiej. Zwłaszcza gdy pieniądze zgadzają się tak jak na Lubelszczyźnie.

Mało kto potrafi prowadzić motor tak jak Zmarzlik, więc i Motor Lublin poprowadziłby do złota. No ale, koniec końców, Zmarzlikiem został Buczek, a to różnica jakichś dziesięciu punktów na mecz. Patrz ostatnio starcie: Buczek - 5, Zmarzlik - 15. Gdyby dodać lubelskiej ekipie te dziesięć "oczek", to nietrudno zauważyć, że zwycięzca byłby inny. Choć cieszy mnie bardzo, że po pierwszym chaotycznym starcie, będącym zapewne efektem niedopasowania, później jechał już Krzysztof poprawnie. I jest to nadzieja na przyszłość.

A poza tym. Niech no w kolejnym meczu na własnym torze Wiktor Lampart zgromadzi nie zero, a 7-9 "oczek" i z miejsca inaczej zaczniemy postrzegać Koziołki.

Mam też taki apel - nie wieszajcie Ślączki na słynnym grudziądzkim dębie. Bo sobie chciał w programie zawodów pokreślić. Jego poprzednik, Kempes, nawet długopisu na mecz nie zabierał. Jakby tym sposobem chciał sobie spokój w drużynie kupić. Krzysiek Cegielski słusznie zauważył, że odbywało się to wcześniej na zasadzie - czy się stoi, czy się leży. Dokończę więc tę myśl - czy się stoi, czy się leży, pięć wyścigów się należy. Tak to wcześniej działało. A Ślączka szuka, szuka, szuka. Zdobyć 39 punktów w sytuacji, gdy tylko jeden zawodnik wygrywa biegi? Jest to jakieś osiągnięcie.

No i trwa narodowa dyskusja, co z tym U-24. No właśnie, co? Nie ukrywam, byłem przeciwny rozkładaniu takiego parasola, który miał chronić przed wyginięciem średniaków. Uważałem, że to niepotrzebne osłabianie ekstraligowego produktu. Dodatkowo w sezonie, w którym sporo żółtodziobów o marnych jeszcze umiejętnościach musiało wskoczyć na pozycje młodzieżowe. A przecież takie nazwiska jak Lidsey, Czugunow, Smektała, Kubera, Bewley czy Lambert i bez tego były przewidziane do pełnienia kluczowych ról w ekstraligowych zespołach. Bo zdążyły świat do siebie przekonać. Za to taki Chlupac, dla odmiany, pełni tylko w drużynie rolę rezydenta. Karion również. No ale zwolennicy przepisu mogą teraz przytaczać nazwisko Pawliczaka i... cieszę się.

Naprawdę się cieszę, że choć on jeden, póki co, potrafił na tym skorzystać. Inna sprawa, że niewielu przedstawicieli starszyzny brakuje mi w elicie. Iversen, Milik, Lebiediew, Kildemand czy Lindbaeck, który zakończył karierę - oni nie dali nam powodów do tęsknoty. Ale może tęsknicie za Musielakiem, Jepsenem Jensenem lub Jamrogiem? A może z powodu przepisu U-24 nikt z elity nie odważy się nigdy zaufać Tarasience?

Jakie to szczęście, że ten Tarasienko przetrwał w branży kilka chudych lat i nie został dla żużla stracony. Pomógł mu jeden ze sponsorów i jest szansa, że Rosjanin urodzi się dla dyscypliny na nowo.

I jeszcze słówko o pandemicznej absencji Jepsena Jensena w Gdańsku. Nie bardzo rozumiem, dlaczego na wypadek covidu w PGE Ekstralidze można zastępować trzech zawodników, ale już w eWinner 1. Lidze tylko jednego. Pan Leszek tłumaczy, że w elicie nawet piątka z najlepszymi średnimi przewyższa często klasą lidera zespołu pierwszoligowego, stąd takie, a nie inne proporcje. Ja tu jednak związku przyczynowo-skutkowego specjalnie nie widzę. Rozumiem za to uwagę, że zespoły z apetytem na awans winny być zabezpieczone niezłej klasy rezerwowymi. Również jestem tego zdania. Tak to powinno funkcjonować w świecie idealnym.

Przy czym speedway idealną bańką nie jest, ani też żadną strefą komfortu, bo żużlowcy w pierwszej kolejności są pracownikami i właścicielami firm, a dopiero później sportowcami. W tym biznesie, i przy tym systemie wynagradzania, nie ma raczej kolegów z drużyny. Są rywale z drużyny. Stąd, niestety, głęboko zakorzenione przekonanie, że rezerwowy, mający być gwarancją spokoju, głównie wprowadza niepokój.

Dopóki forma zarobkowania nie zostanie zmieniona, dopóty silny rezerwowy będzie tylko niepożądanym przekleństwem, nie zaś wartością dodaną.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Prezes radził mu, żeby został w domu, bo i tak nic nie osiągnie. A on został mistrzem świata!
Kim jest żużlowy Lewandowski? Niesamowity debiut 16-latka w polskiej lidze

Źródło artykułu: