Żużel. Utracony kciuk był mitem. Kariera Tomasza Świątkiewicza zahamowała z innych powodów

WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Tomasz Świątkiewicz (kask niebieski) w walce z Grzegorzem Rempałą
WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Tomasz Świątkiewicz (kask niebieski) w walce z Grzegorzem Rempałą

Swego czasu był jednym z kilku ze świetnej generacji juniorów Apatora. Talentu mu nie brakowało, ale był w cieniu innych, choć jako 19-latek sięgnął po srebro w finale IMP. Tomasz Świątkiewicz z toru zjechał nagle i nie przez mityczną utratę kciuka.

Za największy talent toruńskiego żużla na początku lat dziewięćdziesiątych uznawany był bezsprzecznie Tomasz Bajerski. Rewelacyjny debiutant z sezonu 1992, który od razu w lidze uzbierał 100 punktów. Byli też filigranowi i ciężko pracujący Robert Sawina i Wiesław Jaguś, był wysokiego wzrostu i prowadzony przez ojca Waldemar Walczak, najstarszy z tego grona Sławomir Derdziński oraz pochodzący spod Gniezna inny mikrus - Tomasz Świątkiewicz, którego szkolił były zawodnik Grzegorz Śniegowski, ale który nie podszedł do egzaminu w barwach Startu Gniezno. Szybko więc zgłosił się po niego świetnie wtedy szkolący Apator Toruń.

Świątkiewicz debiutował w lidze w 1991 u boku m.in. Pera Jonssona, lecz do podstawowego składu przebił się w 1993 - najlepszym roku w karierze. I to wtedy osiągnął życiowy sukces. W finale Indywidualnych Mistrzostw Polski w Bydgoszczy przegrał tylko z już dużą gwiazdą - Tomaszem Gollobem. Sensacyjnie przymierzał na podium srebrny krążek, potwierdzając, że drzemie w nim ogromny potencjał. Choć w lidze nadal pozostawał w cieniu Bajerskiego, mógł sądzić, że po takim wystrzale jego przygoda ze speedwayem nabierze rozpędu.

Podium finału IMP 1993. Od lewej: Tomasz Świątkiewicz, Tomasz Gollob i Piotr Świst
Podium finału IMP 1993. Od lewej: Tomasz Świątkiewicz, Tomasz Gollob i Piotr Świst

Stało się inaczej. W bardzo szczerym wywiadzie udzielonym toruńskim "Nowościom" w 2013 roku opowiedział, jak stało się, że zakończył karierę nagle i to mając tylko 22 lata. Świątkiewicz opowiedział kilka historii, nie kryjąc żalu do ówczesnych działaczy Apatora, głównie wiceprezesa Benedykta Rogalskiego. - "Czary mary" Rogalskiego skończyły się niczym. Miałem o nic się nie martwić, tylko jeździć. Uwierzyłem w zapewnienie wiceprezesa, a po kilku latach okazało się, że zostałem z niczym, praktycznie w samych majtkach - przyznał.

ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a

Według byłego żużlowca klub nie dotrzymał słowa w kwestii zapewnienia mu obiecanego mieszkania. Jego zdaniem kilka lat "migano się z załatwieniem go", później odmówiono umówionej wcześniej pożyczki. Młody żużlowiec został na lodzie, ale chciał zostać w klubie, więc mieszkał w klubowym hoteliku i dalej się ścigał. Mimo problemów poczynił pewien progres wyników w sezonie 1994. Nawiązania do sukcesu z Bydgoszczy już jednak nigdy nie było.

Niestety, jego ciekawie zapowiadająca się kariera wyhamowała przede wszystkim po koszmarnej kontuzji odniesionej u progu sezonu 1995, który cały stracił i musiał poświęcić na długą, żmudną rehabilitację. Przeklęta okazała się Częstochowa, w której dwa lata później roztrzaskał się też Jaguś (miał więcej szczęścia, bo z czasem jego kariera nabrała dużego rozpędu). Złamane lewe udo i ramię zatrzymały zawodnika Aniołów i choć spróbował jeszcze wrócić na dawny poziom w roku 1996, to ta sztuka mu się nie udała.

Kariera Tomasza Świątkiewicza w pigułce:

SezonyLata startówMeczeBiegiPkt + bonusyMedale DMP
5 1991-1994, 1996 63 200 208 + 38 0-1-4

Sam zainteresowany przyznał, że nie przepracował odpowiedniego okresu przygotowawczego, miał kłopoty sprzętowe i dziesięć śrub w nodze. Wyniki były bardzo słabe, w klubie czuł, że wciąż traktowany jest jak marionetka. Czarę goryczy przelały wydarzenia po sezonie 1996. - Wiceprezes Rogalski nie chciał wykupić mojej karty z GKSŻ, bo stwierdził, że słabo jeździłem - przyznał i po chwili dodał: - Apator mnie nie chciał, więc musiałem się spakować i wrócić w rodzinne strony. Klub zabrał mi jedyny motocykl, jaki miałem.

Świątkiewiczowi nie udał się też powrót do Startu, więc zaprzestał jazdy na żużlu. Powodem tego nie był jednak też wybuch petardy i rzekoma utrata kciuka podczas nocy sylwestrowej, jak wiele lat krążyła legenda po Toruniu i na co powoływał się wspomniany Rogalski. - Mam wszystkie dziesięć palców. Jedynie w prawej dłoni brakuje mi paznokcia na palcu wskazującym. To cała prawda o wybuchu petardy - wyjaśniał, dodając, że chciał odizolować się od żużla.

We wspomnianej rozmowie z toruńskim dziennikiem były wicemistrz Polski opowiadał, że stara śledzić się żużlowe zmagania, chwalił się szczęśliwą rodziną i dobrze działającą firmą. Odnalazł się "w życiu po życiu". - Zajmuję się autohandlem i pomocą drogową, mam autolawetę, dwóch pracowników i kilkanaście samochodów do sprzedania. Mnie to wystarcza w zupełności. O wiele więcej zarabiam niż wtedy, gdy jeździłem na żużlu - mówił.

Sportowa kariera Tomasza Świątkiewicza zapowiadała się naprawdę dobrze, lecz losy tego walecznego zawodnika potoczyły się zgoła inaczej i nie zdołał on pójść śladami innych wychowanków Apatora: Bajerskiego, Sawiny, czy Jagusia. Zasłużonego miejsca w bogatej w sukcesy historii lat dziewięćdziesiątych klubu z Torunia nikt mu jednak nigdy nie odbierze.

CZYTAJ WIĘCEJ:
Legendy Stadionu Śląskiego. Szczakiel, Plech i inne tuzy światowego speedwaya
- Kibice nie mają prawa narzekać. Przedłużenie współpracy z Toruniem to świetna informacja

Źródło artykułu: