Który kibic żużla nie kojarzy starszego pana z wąsem wymachującego szachownicą z uśmiechem w kierunku kamery? To był znak firmowy Adama Jasiurskiego, który ustawiał zawodników do startu w Częstochowie. Karierę musi zakończyć, bo tego wymagają przepisy, które nie pozwalają być "funkcyjnym" osobie, która przekroczyła 65. rok życia.
Dlatego niedzielny mecz pomiędzy forBET Włókniarzem Częstochowa a Stelmet Falubazem Zielona Góra był pełen dodatkowych emocji. Po ostatnim wyścigu, gdy opadł kurz a celebrujący zwycięstwo Leon Madsen i Fredrik Lindgren zjechali do parku maszyn, Adam Jasiurski chwycił za dwie flagi w szachownice i zaczął nimi wymachiwać na pożegnanie. Kibice skandowali jego imię i nazwisko, dziękowali, odśpiewali sto lat. Klub uhonorował swojego wieloletniego pracownika. Przekaz był jasny: nie zapomnimy o tobie Adam, jesteś częścią lwiej rodziny.
Z Adamem Jasiurskim w niedzielę chciał rozmawiać każdy, złożyć mu podziękowania, uścisnąć mu dłoń. I nam poświęcił kilka chwil na wywiad, w którym przyznał, że nadal chętnie pełniłby funkcję kierownika.
ZOBACZ WIDEO Vaculik zdradza jak wyglądała męska rozmowa Pedersena z Jensenem
Czytaj również: Miedziński: Mówiłem, że zrobię wszystko, aby Włókniarz zdobył medal
Mateusz Makuch, WP SportoweFakty: Panie Adamie, kończy się pana piękna przygoda w roli kierownika startu.
Adam Jasiurski, wieloletni kierownik startu w Częstochowie: Niestety tak. Na koniec jeszcze maszyna startowa zrobiła nam taki fikus, że nie chciała odpowiednio działać. To są jednak techniczne sprawy, które zawsze się zdarzały i będą się zdarzać. Śmieję się, że widocznie taśma nie chciała mnie puścić, abym zakończył swoją karierę.
Tak po ludzku, co pan czuje?
Żal, że człowiek jest na chodzie, sprawny, a nie może dalej pełnić funkcji kierownika startu.
Czytałem opinie kibiców z całego kraju, którzy pisali, że będzie im pana brakować, bo tworzył pan przy starcie show. Skąd pomysł na takie, a nie inne zachowanie?
Funkcję kierownika startu traktowałem jako pasję, ale też i zabawę. Żyłem tym i ta praca dawała mi dużo energii. Samo życie. Oczywiście uwaga jest skupiona na zawodnikach, oni tworzą widowisko, natomiast ja byłem jedną dziesiątą tego wszystkiego. Jak już wspomniałem, robiłem to z pasją i chętnie bym to kontynuował, lecz niestety nie pozwalają na to przepisy.
Rozumiem, że będzie pan uczęszczać na mecze Włókniarza w roli kibica.
Oczywiście, nie odpuszczę domowych meczów.
A zdradzi pan, na którym sektorze będzie można pana spotkać?
Zanim zacząłem pracę jako osoba funkcyjna, zawsze lubiłem siadać na wejściu w pierwszy wiraż. Kiedyś to właśnie tam działo się najwięcej, zawodnicy dopiero po 30 metrach mogli zmieniać tor jazdy. Teraz tego nie ma i czasami jeden drugiemu zajeżdża.
Historię klubu tworzą przede wszystkim zawodnicy, ale są też ludzie, którzy się do niej wpisali swoją charyzmą, jak słynny w Częstochowie spiker sprzed lat, czyli Janusz Wróbel. Teraz wszyscy podkreślają, że nie zapomną Adama Jasiurskiego. Czuje się pan częścią historii Włókniarza?
Troszeczkę tak, ale trudno żeby było inaczej, skoro swoją przygodę zaczynałem blisko 50 lat temu. Zaczynałem jako gracowy, skończyłem jako kierownik startu. Czuję sentyment do klubu, do zawodników. Kiedyś te relacje były mocniejsze, bo drużynę stanowili głównie wychowankowie, obecnie mamy więcej zawodników z zewnątrz, jednak zawsze wkładałem w tę pracę całego siebie myśląc o tym, że robię to dla klubu. To tak, jak w drużynie. Liczy się zespół, to on robi wyniki, a nie jeden zawodnik.
Zobacz także: Przełamanie Miedzińskiego, bezbarwni goście