Marta Półtorak. Półtora okrążenia: Polak gorszy od obcokrajowca? Nie bez winy są sami zawodnicy. Źle wybierają kluby

 / Na zdjęciu: Marta Półtorak
/ Na zdjęciu: Marta Półtorak

- Nam z perspektywy kanapy fajnie się komentuje. Ale być może żużlowcy mają wpisane w kontrakty określoną liczbę biegów do przejechania i stąd wydaje nam się, że jeden zawodnik jest mocniej faworyzowany - pisze w swoim felietonie Marta Półtorak.

W tym artykule dowiesz się o:

"Półtora okrążenia" to cykl felietonów Marty Półtorak, byłej prezes Stali Rzeszów.

***

Po wydarzeniach w Toruniu znów zadajemy sobie pytanie, czy nasi rodzimi żużlowcy faktycznie są traktowani po macoszemu. Ten temat wraca jak bumerang. Stawianie na obcokrajowców kosztem Polaków, to trudne i złożone zagadnienie. W moim odczuciu nie musi chodzić tutaj o narodowość, a o inne uwarunkowania. Nie bez winy są również sami zawodnicy.

Oglądając mecz z perspektywy kanapy, wpatrując się w ekran telewizora o wielu rzeczach nie wiemy. Nie siedzimy w środku wydarzeń, nie znamy spraw od podszewki. Nie posiadamy też wiedzy, kto jak spisuje się na treningach. No i wreszcie, nie mamy pojęcia jak są skonstruowane kontrakty. Być może zawodnicy mają w nie wpisaną określoną liczbę startów bez względu na prezentowaną formę. Np. przed sezonem taki jegomość dostaje mniejszą kwotę na przygotowanie do sezonu, ale musi odjechać minimum dwa biegi w meczu. Żużlowcy lubią się w ten sposób zabezpieczać. Wypada wtedy współczuć menedżerom, ponieważ nadstawiają karku, a ręce są związane.

Czytaj także: Zgrzyt w Get Well. Kościuch nie zamierza udawać, że nic się nie stało

Osobiście nie stosowałam podobnych metod i nie jestem zwolenniczką takich rozwiązań. Dochodzi do sytuacji, że śledząc mecz, wydaje nam się, iż zawodnicy są faworyzowani. Tyle, że to sztab szkoleniowy spędza najwięcej czasu z drużyną. Oni widzą ich na co dzień, starają się wyciągać najlepsze wnioski. Nikt nie chce działać na szkodę zespołu.

ZOBACZ WIDEO Czy polscy żużlowcy są traktowani po macoszemu?

Inna sprawa, że w tej całej sekwencji przypadków nierzadko trudno wyzbyć się zawodnikowi łatki człowieka z drugiej linii. Z tyłu głowy kołata się myśl, że od tego, czy wykorzysta tę jedną szansę będzie zależeć jego dalszy występ w meczu. Początek zawodów też nie rysuje mu się komfortowo, bo zaczyna z gorszych pól. Musi sobie zapracować dwa razy mocniej na zaufanie szkoleniowca, inaczej zostanie wsadzony do "zamrażarki". Kolejną kwestią jest fakt, że roszady determinuje wynik.

Duże znaczenie ma odpowiedni dobór klubu. Analiza, co będzie dla mnie najlepszym remedium i jak rysują się moje szanse na rozwinięcie skrzydeł. Trzeba zadać sobie szereg ważnych pytań. Z jakiej ja pozycji startuję, z kim i z czym przyjdzie mi się mierzyć. Czy warto za wszelką cenę pchać się do tej PGE Ekstraligi, przesiedzieć cały sezon na ławce, czy jednak być czołowym żużlowcem zaplecza, ale jednak jeździć regularnie.

Świetnym przykładem jest dla mnie Speed Car Motor Lublin. Co by nie mówić ten klub obdarzył zaufaniem żużlowców z Nice 1.LŻ  I czy jest chłopcem do bicia? Sama jestem w szoku, gdy patrzę na ostatni bieg inauguracyjnej potyczki w Lublinie przeciwko Grudziądzowi, a w nim ze strony gospodarzy Dawid Lampart i Paweł Miesiąc. Niech to będzie drogowskaz.

Czytaj także: Legenda Apatora: W Get Well nie ma żadnej współpracy

Źródło artykułu: