ZA współpracą Janusza Kołodzieja z Ryszardem Kowalskim.
Najlepszy tuner świata niechętnie otwiera się na nowych klientów. Masowa produkcja silników go nie interesuje. Stawia nie na ilość, tylko jakość, dzięki czemu jego produkt jest ostatnimi czasy jednakowoż pożądany, co elitarny. Kowalski woli współpracować w zamkniętym kręgu. Posiada zaufane grono zawodników, które zna od lat i stara się do niego nie wpuszczać nowych osób. Do legendy urastają już opowieści o wydawaniu jednostek przez siatkę. Wszystko po to, aby nikt z bliska nie poznał "receptury" charyzmatycznego tunera spod Torunia.
W jego stajni znajduje się praktycznie cała czołówka z Grand Prix. Z medalistów właściwie jedynie Fredrik Lindgren bierze silniki z innego źródła. Jeśli jednak bliżej przyjrzymy się zawodnikom, których zaopatruje w swoje jednostki, trudno znaleźć z wyłączeniem Bartosza Zmarzlika kozaka gwarantującego emocje od początku do końca wyścigu. Brakuje mu w stajni żużlowców mogących zrobić na trasie coś z niczego. Woffinden, Janowski, Pedersen. Pierwsze trzy z brzegu nazwiska z czołówki światowej, które bazują na znakomitym wyjściu spod taśmy. Kiedy refleks na starcie szwankuje, z dużą dozą odpowiedzialności można im wpisywać do programu zdobycz wywiezioną z pierwszego łuku.
Oczywiście jeśli coś zdaje egzamin, przynosi wymierne efekty, stoi za tym sukces, to po co to zmieniać. Stara jak świat maksyma mówi, że lepsze jest wrogiem dobrego. Z drugiej strony, gdybym był na miejscu Kowalskiego pomyślałbym o wprowadzeniu odrobiny nutki szaleństwa do swojego portfolio. Jeden kandydat wydaje się być naturalny. Dodatkowo za jego sprawy odpowiada człowiek, niegdyś silnie związany z nim sprzętowo.
To ostatnie zdanie wyraźnie wskazuje, że chodzi o duet Krzysztof Cegielski - Janusz Kołodziej. Wychowanek Unii Tarnów straci w maju swojego dostawcę silników nr 1. Jan Andersson odchodzi na emeryturę i Kołodziej jest zmuszony do szukania nowych rozwiązań. Sytuacja jest o tyle niekomfortowa, że zawodnik Fogo Unii Leszno po kilku latach przerwy wraca do cyklu Grand Prix. Póki co wstawiennictwo menedżera nie dało efektów, więc Kołodziej musi bazować na innych mechanikach.
W jego parku maszyn są silniki praktycznie od wszystkich wiodących tunerów świata. Nie ma tylko Kowalskiego. Kołodziej jest zawodnikiem efektownym, włoży głowę tam gdzie inni baliby się nadstawić łokieć. Dla takich zawodników kibice przychodzą na stadion. Chciałbym mieć takiego żużlowca u siebie. Pękałbym z dumy obserwując jak na przestrzeni czterech okrążeń "robi" jak chce całą stawkę.
PRZECIW prześciganiu się polskich miast w walce o rundy Grand Prix.
Polska wpompowuje w BSI największe pieniądze, dlatego w cyklu Grand Prix ma trzy turnieje. Ale organizatorzy zmagań o tytuł IMŚ wiedzą, że trzymają nas w garści. Każda stoczona batalia pomiędzy polskimi miastami cieszy ich podwójnie. W oczach szefów BSI zamiast źrenic pojawiają się symbole dolarów. W pamięci przeliczają profity jakie zyskają na ogoleniu naszych miast.
Od kilku lat, gdy jakiejś z polskich lokalizacji kończy się umowa na organizację jednego z turniejów, oglądamy wewnętrzny wyścig szczurów. W zeszłym roku, po wielu sezonach, prawo do zapraszania najlepszych żużlowców naszego globu stracił Gorzów. W miejsce klubu z województwa lubuskiego wskoczył Wrocław. Nie dlatego, że może pochwalić się pięknym, pachnącym jeszcze nowością wyremontowanym Stadionem Olimpijskim. Po prostu wyłożył więcej kasy.
Od dawna nie umiem zrozumieć, dlaczego chętne ośrodki nie potrafią się dogadać między sobą. Nie uderzą pięścią w stół i nie powiedzą, że od teraz to one podyktują warunki, a organizacją zajmą się naprzemiennie. Przecież to takie proste. Zaaranżować okrągły stół, spytać kto w najbliższych latach będzie chętny, by zainwestować w drogą zabawkę jaką jest wzięcie na siebie jednej z rund GP. Jeśli wyrywnych będzie więcej niż dwa ośrodki (celowo pomijamy Warszawę, która jest poza wszelką konkurencją i musi zostać w kalendarzu), wylosować kolejność, rozpisać plan na kilka lat w przód i podpisać lojalki. Tylko w taki sposób możemy zaszachować BSI. A wręcz trzeba tę firmę ustawić do pionu i zacząć rozgrywać polskie turnieje na własnych warunkach i zasadach. Jeśli tak się nie stanie, nadal będziemy utrzymywać organizację, która widzi w nas studnie bez dna.
ZOBACZ WIDEO Kołodziej nie zamierza robić tego co Hancock. Kiedyś usłyszał pretensje od Crumpa