Hans Andersen rozpoczął swoją karierę jak większość duńskich żużlowców, od miniżużla. Szybko odnalazł się także w dorosłej odmianie speedwaya. Jego kariera rozwijała się stopniowo, by nabrać wielkiego rozpędu w 2006 roku. Wtedy to reprezentował barwy ówczesnego Atlasa Wrocław. Zanotował rewelacyjny sezon w polskiej lidze, zdobywając z ekipą z Dolnego Śląska złoty medal Drużynowych Mistrzostw Polski.
Nie był wówczas stałym uczestnikiem cyklu Speedway Grand Prix, ale wystartował z "dziką kartą" w Kopenhadze i skopiował wyczyn Marka Lorama i Martina Dugarda, którzy także wygrywali rundę mistrzostw świata nie startując na co dzień w SGP.
Po zakończeniu kariery przez Tony'ego Rickardssona, Andersen skorzystał z okazji i dokończył sezon w Grand Prix, ostatecznie kończąc rywalizację na szóstym miejscu w klasyfikacji generalnej, jadąc w zaledwie sześciu z dziesięciu turniejów. Był to wielki wyczyn, zasługujący na najwyższe słowa uznania. Duńczyk znalazł się na ustach wszystkich i wróżono mu wielką karierę.
2009 - wciąż w światowej czołówce
W kolejnych latach wiodło mu się nieco gorzej, ale wciąż był zawodnikiem ze ścisłej światowej czołówki. W 2008 roku reprezentował w lidze polskiej barwy ówczesnego Unibaksu Toruń, kończąc sezon ze średnią 2,000. Działacze planowali pozostawić go w zespole, jednak ostatecznie negocjacje przerwano, a Andersen trafił do Gdańska. W barwach ekipy z Pomorza spisywał się przyzwoicie, będąc drugim co do skuteczności zawodnikiem zespołu.
W Grand Prix spisywał się różnie, ale wciąż był stałym uczestnikiem cyklu, notującym co jakiś czas świetne występy. Sezon 2008 zakończył na piątym miejscu w klasyfikacji generalnej, pięć razy meldując się w czołowej trójce i wygrywając jeden turniej - Grand Prix Włoch. Rok później był dziesiąty, z dwoma podiami na koncie. Wciąż miał jednak mniej niż 30 lat i ogromne ambicje, aby zostać w przyszłości mistrzem świata. Na jego kevlarze i obiciach motocykli widniała ogromna liczba sponsorów, a kibice pamiętali jego rewelacyjne występy w latach 2006-2007.
ZOBACZ WIDEO Grand Prix obowiązkowe dla Marka Cieślaka? To mogłoby wzbudzić kontrowersje
Dziesięć lat temu Hans Andersen był także pewnym punktem reprezentacji Danii. W 2008 roku zdobył z drużyną narodową złoty medal Drużynowego Pucharu Świata, wygrywając finał na domowym torze w Vojens. Andersen był wtedy najskuteczniejszym zawodnikiem swojej ekipy. Rok później także brał udział w finale w Lesznie.
2019 - 38 lat i koniec marzeń
Kolejne sezony nie przyniosły powrotu do wielkiej formy. Hans Andersen nie sięgnął nigdy po medal Indywidualnych Mistrzostw Świata. Nie doszedł do żużlowego szczytu, choć miał wszelakie predyspozycje, by tego dokonać. Dziś z pewnością sam żałuje i ze wzruszeniem wspomina radość po wygranych turniejach Grand Prix.
Aktualnie Duńczyk reprezentuje w lidze polskiej barwy Orła Łódź. W drużynie Witolda Skrzydlewskiego prezentuje się naprawdę dobrze - sezon 2018 zakończył ze średnią 2,000. Wciąż jest to jednak tylko Nice 1.LŻ. Dla zawodnika, który przez moment był na ustach wszystkich kibiców żużla, to rodzaj porażki.
Andersena próżno szukać w reprezentacji Danii czy Grand Prix. Nie ma go także w cyklu SEC. Nie zdobywa już medali w Indywidualnych Mistrzostwach Danii. Winą takiego stanu rzeczy nie jest wiek - Nicki Pedersen niemal co roku kończy rywalizację w duńskim championacie na podium, a jest trzy lata starszy od Hansa Andersena. Regularnie wygrywa za to Niels Kristian Iversen, dwa lata młodszy od bohatera artykułu. Ponadto Iversen w sezonie 2019 powróci do rywalizacji w Grand Prix.
Z pewnością Andersena można zaliczyć do zawodników niespełnionych. Będąc u szczytu swojej formy nie zdołał osiągnąć żużlowego Olimpu. Drugiej szansy już jednak nie będzie.