Plusy i minusy weekendu. Baran to nie Smuda. Wielbłąd Stali. Kurz i chaos w Grudziądzu

WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Na zdjęciu: Paweł Baran w rozmowie z Arturem Mroczką
WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Na zdjęciu: Paweł Baran w rozmowie z Arturem Mroczką

Paweł Baran i Piotr Baron to dwaj trenerzy, którzy mają w tym roku świetny zmysł. W weekend obaj dali popis, jak należy prowadzić drużynę od pierwszego do ostatniego biegu. Jeden i drugi sprowadzili swoich rywali na ziemię.

PLUSY

W sumie to od początku sezonu chwalę trenera Grupa Azoty Unii Tarnów, bo trzeba mu oddać, że dobrze prowadzi swój zespół, a w ekstraligowym towarzystwie jest trochę niedoceniany. Jego wadą była jak na razie jedynie niechęć do zmian i dlatego szkoleniowiec był przez nas porównywany do Franciszka Smudy, który również dokonywał ich rzadko lub nie robił tego wcale. U Barana tak było... do niedzieli i meczu z Get Well. Trener udowodnił wtedy, że potrafi wyciągąć wnioski. Szybko postawił na Wiktora Kułakowa kosztem słabego Petera Kildemanda i to był prawdziwy strzał w dziesiątkę. Cała drużyna wypadła zresztą znakomicie.

Skoro chwalimy Pawła Barana, że posłał na deski torunian, to warto dać plusa także opiekunkowi Fogo Unii Leszno, który znokautował na wyjeździe MRGARDEN GKM Grudziądz. Z przyjemnością patrzyło się na obrazki z parku maszyn i zachowanie Piotra Barona. W porównaniu do obozu grudziądzkiego, gdzie panował totalny marazm, po drugiej stronie mieliśmy zupełnie inny świat - energicznego menedżera, który co rusz sypał cennymi radami dla swoich zawodników. Poza tym Baron cały czas świetnie mobilizował swój zespół, który dzięki temu nawet na moment nie stracił koncentracji.

Duży plus dla Adriana Miedzińskiego, który zaliczył świetny mecz przeciwko Falubazowi Zielona Góra. Zawodnik forBET Włókniarza pokazał, że jeździ coraz pewniej. W końcu zakończył zawody bez upadku, a poza tym wypełnił lukę po słabiej dysponowanych liderach swojej drużyny. O Fredriku Lindgrenie zostało już napisane wszystko, więc w przypadku kosmicznego Szweda odsyłam do poprzednich artykułów.

Jesli jesteśmy już przy meczu w Zielonej Górze, to duży plus dla Alexa Zgardzińskiego, który zrobił różnicę w rywalizacji z Włókniarzem. Junior Falubazu wykorzystał błędy Mateja Zagara, udowadniając że może być przydatny w ekipie Adama Skórnickiego. Po trzech kolejkach na pewno ma powody do satysfakcji. Przynajmniej przez tydzień może opowiadać, że ma lepszą średnią od aktualnego mistrza świata Jasona Doyle'a.

MINUSY

Zaczniemy od australijskiego mistrza i całego Get Well. W Tarnowie prawie całe to towarzystwo dało po prostu ciała. Torunianie mają w tym roku wielkie aspiracje i gwiazdy z najwyższej półki, a na torze beniaminka wypadli znacznie gorzej niż Falubaz Zielona Góra. Ekipa Jacka Frątczaka jak na razie w ogóle nie istnieje na wyjazdach, bo nie istnieją jej liderzy. Jason Doyle, który uwielbia dominować, musiał w niedzielę przechodzić prawdziwe męki, kiedy obserwował co wyprawiał Nicki Pedersen. Dobrze, że w Tarnowie na wysokości zadania stanął Daniel Kaczmarek, bo w przeciwnym razie mielibyśmy totalną kompromitację ekipy z Motoareny.

Do niej w Tarnowie ostatecznie nie doszło, ale mieliśmy ją w Grudziądzu. W GKM-ie panuje w tej chwili chaos nie z tej ziemi. Zawodnicy nie do końca wiedzą, kto pociąga w klubie za sznurki, narzekają, że tor jest zbyt twardy i za bardzo się na nim kurzy. Trzy dni treningów nie dają żadnych efektów, bo do Grudziądza przyjeżdżają zawodnicy, którzy startują na tamtejszym obiekcie pierwszy raz i objeżdżają jak dzieci gospodarzy. Źle to wygląda, a to przecież najlepsza liga świata. Gdy przy Hallera opadnie kurz, polecamy usiąść i jak najszybciej się dogadać, a przy okazji ustalić, kto jest kim i za co odpowiada. Jeszcze nie jest za późno, żeby uratować sytuację.

Bałagan, choć na zupełnie innych obszarach, zapanował również w Rzeszowie. Trener Mirosław Kowalik ma pretensje do całego świata, że Greg Hancock nie pojechał w Poznaniu, a w ogóle nie widzi winy po stronie rzeszowskiej. Czeski błąd w karcie zdrowia? Dla nas to raczej wielbłąd ze strony kierownictwa Stali. Jak można było nie dopilnować tak podstawowej sprawy?

Na koniec minus dla Piotra Protasiewicza. Kapitan Falubazu zawalił drugi mecz w tym sezonie i jego drużyna musiała pogodzić się z drugą porażką. Szkoda, bo po spotkaniu z GKM-em wydawało się, że wszystko zmierza we właściwym kierunku. Rywalizacja z forBET Włókniarzem okazała się jednak bolesną weryfikacją.

ZOBACZ WIDEO Oficjalne intro PGE Ekstraligi 2018

Źródło artykułu: