- Jak wszyscy wiemy, w ostatni weekend Ekstraliga nie rozgrywała kolejnych spotkań. Wolałem jechać pomóc bratu niż siedzieć w domu. Myślę, że występ Mateusza nie był zły. Na pewno szkoda biegu, w którym mój brat jechał z "Trojanem" na pięć jeden i ostatniego startu, kiedy Matuszowi zdefektował motocykl. Taki jest jednak sport i oby w kolejnych meczach było jeszcze lepiej - podsumował występ brata Michał Szczepaniak.
Starszy z braci Szczepaniaków jest jak na razie zadowolony ze swoich występów w najwyższej klasie rozgrywkowej. - Nie ukrywam, że jak na razie nie jest źle. Na pewno jednak mogłoby być jeszcze lepiej. W tej chwili przeplatam dobre wyścigi z tymi zdecydowanie słabszymi. Chciałbym, żeby tych słabszych momentów było jak najmniej i nad tym pracuję. W przypadku zespołu również nie ma powodów do narzekań. Nie można się niczym załamywać. Trzeba jechać do przodu na maksimum swoich możliwości - tłumaczy.
Zawodnik Włókniarza przyznaje, że odetchnął z ulgą, kiedy jego klub ostatecznie porozumiał się z Gregiem Hancockiem i Nickim Pedersenem. - Teraz na pewno jest nam wszystkim zdecydowanie łatwiej. Ta dwójka za każdym razem zdobywa swoje punkty. W takim przypadku my musimy dorzucić tylko od siebie resztę. Jest nam dużo lżej i można powiedzieć, że spoglądamy z optymizmem w przyszłość - mówi Szczepaniak.
W obliczu wielu problemów częstochowski zespół pokazał olbrzymi charakter. Na słowa uznania zasługuje szczególnie spotkanie z leszczyńską Unią, kiedy Włókniarz był o krok od sprawienia niespodzianki. - Staraliśmy się najlepiej jak tylko potrafiliśmy. Nie da się ukryć, że każdy z nas bardzo chce jechać i pokazać się z jak najlepszej strony. Akurat w tym spotkaniu to się bardzo dobrze potwierdziło. Szkoda tylko, że przy tak wyrównanym wyniku brakło tego punktu do zwycięstwa. Przed nami kolejne pojedynki i skupiamy się w nich na jak najlepszej jeździe. Nie ma sensu nic planować. Zobaczymy, co uda się wywalczyć na torze. Musimy jechać swoje - dodał na zakończenie.
Michał Szczepaniak